Podróż, podróż… | Jacob-Peter Mayer

KSIĄŻKI Alexisa de Tocqueville’a zrodziły się z obserwacji różnych narodów i ich instytucji. Jego rozważaniom, spisanym na podstawie licznych podróży, przypadnie bez wątpienia poczesne miejsce w historii. Jak Arystoteles, który tworzy u schyłku greckiej epoki klasycznej, jak Bodin, który pisze Sześć ksiąg o Rzeczypospolitej na początku ery nowożytnej, jak Monteskiusz, który wydaje swoje dzieło O duchu praw w ostatnich dziesięcioleciach absolutyzmu, tak też Tocqueville wykuwa swoją filozofię polityczną w okresie przejściowym. W owym właśnie czasie ujawniają się skutki XIX-wiecznej industrializacji: w ogromnym tyglu przetapiają się klasy społeczne, państwa, cała ludzka egzystencja. W Ameryce rodzi się nowy świat. W Anglii zaczęła się epoka reform. Fakty te przydają Tocquevillowskim notatkom z podróży mocy i intensywności. Dzięki tym zapiskom możemy dzisiaj pojąć nie tylko wpływ odbytych podróży na myśl polityczną i socjologiczną tego wielkiego Francuza. Również dzięki nim towarzyszymy człowiekowi o subtelnym i głębokim umyśle, który usiłuje ogarnąć zarysowujące się nowe struktury społeczne. Dziś wiemy, że przeobraziły się one w struktury naszego świata, tym sposobem zbliżając nas do świata Tocqueville’a. On sam zaś stał się naszym współczesnym, nie dlatego, że go na nowo odkryliśmy, lecz ponieważ jego problemy są naszymi problemami.

Tocqueville miał dwadzieścia dwa lata, kiedy w towarzystwie swego brata Edwarda opuścił Neapol, udając się na Sycylię. Wcześniej obaj młodzieńcy zwiedzili wszystkie wielkie miasta włoskie. Nie udało się odnaleźć oryginalnego rękopisu Tocqueville’a. Nie jest to być może wielka strata; wydaje się, że sam Tocqueville napisał na jednej z kopert zawierających rękopis: „Bardzo mierne”. Niemniej jednak tekst, jakim rozporządzamy, wyraźnie już ukazuje charakterystyczne dla niego metody, które miały się rozwinąć w toku późniejszych podróży. Na terenach okalających Etnę autor obserwuje niemal nieograniczony podział własności ziemskiej. Co sprawia, że to krańcowe rozdrobnienie gruntów, które wszyscy rozsądni ludzie postrzegają we Francji jako zło, na Sycylii winno być traktowane jako dobro, i to wielkie dobro?
Obserwacji empirycznej, a zarazem porównawczej towarzyszy analiza socjologiczna, bowiem Tocqueville ciągnie dalej: Rozumiem […] że w kraju nader oświeconym, gdzie klimat zachęca do aktywności, gdzie wszystkie klasy chcą się bogacić, jak na przykład we Francji, a zwłaszcza w Anglii, skrajne rozdrobnienie własności może być szkodliwe dla rolnictwa, a w konsekwencji dla wewnętrznego rozwoju gospodarczego, ponieważ odbiera ważne narzędzia owego rozwoju, a nawet samego działania ludziom, którzy chcieliby i umieliby ich użyć; jeśli jednak, przeciwnie, chodzi o to, by zachęcić i przebudzić nieszczęśliwy, na poły obezwładniony lud, który znajduje przyjemność w odpoczynku i którego klasy wyższe są pogrążone we wrodzonym lenistwie lub w występku, nie znam skuteczniejszego sposobu niż rozdrobnienie ziemi. Analizując i interpretując zaobserwowane fakty, młody Tocqueville nie zapomina o działaniach politycznych i, z pewnością nieco naiwnie, konkluduje: Gdybym zatem był królem Anglii, sprzyjałbym wielkiej własności, zaś gdybym był władcą Sycylii, z całych sił popierałbym własność drobną; że jednak nie jestem ani jednym, ani drugim, co prędzej wracam do mojego dziennika.

Trzy lata później Tocqueville przedsięwziął podróż do Ameryki. Tym razem towarzyszył mu Gustave de Beaumont. Obaj podróżni wylądowali w Nowym Jorku 10 maja 1831 r.; mieli pozostać w Stanach Zjednoczonych do 20 lutego roku następnego. Na początek zajęli się misją oficjalną, która posłużyła im jako pretekst do tej podróży, a mianowicie badaniem systemu penitencjarnego w Stanach Zjednoczonych. Zwiedzili więzienie Sing Sing i więzienie w Auburn w stanie Nowy Jork, więzienia w Wethersfield w stanie Connecticut, w Walnutstreet i Cherry Hill w Pensylwanii i wiele innych. Wyniki swoich badań zebrali w książce opublikowanej w 1833 r. w Paryżu, w wydawnictwie Fourniera, pod tytułem Du Système Pénitentiaire aux Etats-Unis et de son Application en France suivis d’un appendice sur les colonies pénales et de notes statistiques par MM. G. de Beaumont et A. de Tocqueville, avocats à la Cour royale de Paris, membres de la Société Historique de Pennsylvanie [O systemie penitencjarnym w Stanach Zjednoczonych i jego zastosowaniu we Francji wraz z dodatkiem o koloniach karnych i z uwagami statystycznymi przez pp. G. de Beaumonta i A. de Tocqueville’a, adwokatów przy Dworze królewskim w Paryżu i członków Pensylwańskiego Towarzystwa Historycznego]. Na ostatniej stronie okładki owego dzieła znajduje się następujący anons: Ci sami autorzy opublikują w 1833 r. „Institutions et Mœurs Américaines” [Instytucje
i obyczaje amerykańskie]. Ale projekt ten nie został zrealizowany. W roku 1835, wkrótce po tym, jak Tocqueville dał światu dwa pierwsze tomy O demokracji w Ameryce, Beaumont ogłosił swoją pracę Marie, ou l’Esclavage aux Etats-Unis. Tableau de Mœurs Américaines [Maria, albo Niewolnictwo w Stanach Zjednoczonych. Obraz amerykańskich obyczajów]. Ale wybiegamy tu naprzód. Nie tracąc bynajmniej z oczu misji służbowej, Tocqueville coraz głębiej wnikał w strukturę instytucji politycznych i społecznych w Stanach Zjednoczonych. Obaj przyjaciele zwiedzili stany Nowej Anglii, której głową jest Boston – jak pisze Beaumont w swojej Notice, stanowiącej wstęp do wydanych przezeń w roku 1861 Œuvres et Correspondan-e Inédites de Tocqueville. Ale przemierzyli także amerykański Zachód aż po pustynię; opowiadania Quinze jours au Désert [Dwa tygodnie na pustyni] i Voyage au Lac Oneida [Podróż do jeziora Oneida] oddają atmosferę tych miejsc. Nasi podróżnicy nie szczędzili więc trudu ani wysiłku, wędrując od Quebecu do Nowego Orleanu…

Zebrane teraz w zbiorowym wydaniu (Œuvres complètes, t. V) notatki z tej podróży Alexisa de Tocqueville’a pozwolą zbadać jak rodziło się O demokracji w Ameryce. W przypadku żadnego innego dzieła w długiej historii myśli politycznej nie jesteśmy w stanie tak szczegółowo prześledzić postępów pracy wielkiego myśliciela, być może z wyjątkiem Monteskiusza, którego przykład wywarł głęboki wpływ na Tocqueville’a. Możliwe, że socjologia i filozofia polityczna Tocqueville’a przybierają na tych dotychczas nie publikowanych stronicach o wiele świeższy i bardziej uderzający wyraz niż w ukończonym dziele.
Oto kilka przykładów.

Po rozmowie z panem Quincy, rektorem uniwersytetu w Cambridge w stanie Massachusetts, Tocqueville zapisuje: Jednym z najpomyślniejszych następstw braku rządu (jeśli jakiś naród jest dostatecznie szczęśliwy, by móc się bez niego obejść, co zdarza się rzadko) jest rozwój indywidualności, jaki zawsze dokonuje się w jego wyniku. Każdy uczy się myśleć i działać samodzielnie, nie licząc na pomoc siły zewnętrznej, która – nawet jeśli uchodzi za najbardziej troskliwą – nie może odpowiedzieć na wszystkie potrzeby społeczne […] Przyznaję, że w końcu człowiek często osiąga wówczas mniej niż gdyby na jego miejscu była władza, ale w ostatecznym rachunku ogólny wynik tych wszystkich jednostkowych przedsięwzięć znacznie przekracza to, czego mogłaby dokonać jakakolwiek władza administracyjna; a ponadto wpływ, jaki podobna sytuacja wywiera na moralny i polityczny charakter ludu, wyrównałby z nawiązką wszelkie różnice, gdyby takowe istniały. Ale trzeba powtórzyć, że mało jest narodów, które mogłyby obejść się bez rządu. Taki stan rzeczy mógł powstać jedynie na dwóch przeciwnych krańcach cywilizacji. Dzikus, który ma do zaspokojenia tylko swoje potrzeby fizyczne, liczy także wyłącznie na siebie. Aby podobnie mógł postępować człowiek cywilizowany, musi on osiągnąć taki stan społeczny, w którym jego wiedza pozwoli mu jasno dostrzec, co jest dlań pożyteczne, a jego namiętności nie przeszkodzą mu tego wykonać. Największą troską dobrego rządu powinno być stopniowe przyzwyczajenie ludu do obywania się bez niego (20 września 1831 r. Stoimy tu w obliczu liberalizmu młodego Tocqueville’a. Kilka dni później streszcza on rozmowę z Jaredem Sparksem: Dogmat polityczny tego kraju stanowi, że większość ma zawsze rację. W sumie uważamy za rzecz bardzo dobrą, że taki dogmat przyjęto, nie można wszakże zaprzeczyć, że doświadczenie często zadaje kłam zasadzie […] Niekiedy większość chciała ciemiężyć mniejszość (29 września 1831 r.). Oto zapowiedź ważnego rozdziału O demokracji w Ameryce, w którym Tocqueville traktuje o tyranii większości. Skoro wspomniany tu został Jared Sparks, właściciel North-American Review i historyk, być może nie od rzeczy będzie uświadomić czytelnikowi amerykańskich zapisków Tocqueville’a, że korespondencja tego ostatniego z wybitnym Amerykaninem jest źródłem niezbędnym dla zrozumienia dzieła francuskiego pisarza. I tak na przykład objaśnienia, jakich Sparks udziela Tocqueville’owi na temat władzy gminnej w stanie Massachusetts (szczegółowy kwestionariusz pytań przygotował sam Tocqueville), ukazują, do jakiego stopnia współpracował on ze swoimi amerykańskimi gospodarzami. Co powiedziawszy, należy dodać, że poza korespondencją z Jaredem Sparksem, inne jeszcze listy Tocqueville’a pisane podczas jego pobytu w Stanach Zjednoczonych są zbieżne z notatkami, albo też je zastępują. W bibliotece Uniwersytetu Yale znajduje się zbiór kopii czterdziestu ośmiu listów, m.in. do pana de Chabrol, do Ludwika de Kergorlay i do ojca Alexisa de Tocqueville, niezbędnych dla zrozumienia źródeł, z których pisarz czerpał podczas swej podróży.

Notatki z podróży po Ameryce mają kapitalne znaczenie, można już bowiem dostrzec w nich pierwszy genialny zarys niektórych rozdziałów O demokracji w Ameryce. Ale to nie wszystko. Niektóre spostrzeżenia młodego Tocqueville’a – na przykład porównanie prawa zwyczajowego i prawa pisanego albo szkic o historii prawa angielskiego – rzucone na tło kontynentalnych instytucji prawnych pokazują, że socjologia prawa w jego ujęciu zasługuje na poczesne miejsce wśród klasycznych dzieł socjologii politycznej. Uwagi te, podobnie jak wiele innych, zawierają prawdziwe odkrycia socjologiczne; tu ograniczymy się do przytoczenia kilku charakterystycznych fragmentów owych notatników.

Prawo zwyczajowe, wywodzące się od barbarzyńców, jest niedoskonałe podobnie jak cywilizacja, z jakiej się narodziło, ale tchnie duchem niezależności owych stuleci, w których zaczął się jego rozkwit. Nie wątpię, że pytanie, czy dziś winniśmy je przedkładać nad prawo pisane, zasługuje na odpowiedź przeczącą. Wszelako zniesienie prawa zwyczajowego na kontynencie europejskim było wielkim nieszczęściem. I przeciwnie, myślę, że jego przetrwanie w Anglii niezwykle przyczyniło się do podtrzymania idei i zasad wolności, i tym sposobem pośrednio przysłużyło się, mimo swej niedoskonałości, postępowi cywilizacji na tej wyspie, podczas gdy wprowadzenie na kontynencie prawa pisanego, doskonalszego, sprawniejszego, bardziej cywilizowanego, jeśli można tak sądzić, dopomogło do ustanowienia w Europie despotyzmu, a przez to zaszkodziło sprawie cywilizacji, której zdawało się służyć.

Niezależnie od następstw politycznych, jakie pociągnęło za sobą zachowanie w Anglii prawa zwyczajowego, sądzę, że jego istnienie miało ponadto szczególny udział w uformowaniu się angielskiego ducha. 

Wspomniane prawo obdarzyło ten naród czymś, co można nazwać zmysłem precedensów, to jest pewną skłonnością umysłu, która nakazuje ludziom poszukiwać nie tego, co samo przez się jest rozsądne, lecz tego, co zostało zrobione, nie tego, co słuszne, lecz co dawne, nie ogólnych teorii, lecz poszczególnych faktów. Nie wątpię, że obycie z prawem zwyczajowym, a także udział, jaki prawnicy i sędziowie zawsze brali w roztrząsaniu kwestii politycznych, były silnym wsparciem dla instytucji arystokratycznych i wraz z nimi ogromnie przyczyniły się do wyposażenia Anglików w wyróżniający ich zabobonny szacunek dla dorobku ojców i niechęć do innowacji. Nie zapominajmy, że Tocqueville pisał te zdania, mając dwadzieścia sześć lat, i że jego noga nigdy przedtem nie postała na ziemi brytyjskiej. Udało mu się przeniknąć angielskiego ducha dzięki głębokiemu z nim powinowactwu.

Po rozmowie z Charlesem Carrollem Tocqueville notuje 5 listopada 1831 r.: Cały sposób bycia i umysłowość Ch. Carrolla upodabniają go najzupełniej do europejskiego szlachcica. W czasach rewolucji wielcy właściciele ziemscy z Południa przypuszczalnie bardzo przypominali ów model. Ten gatunek ludzi, który dał Ameryce jej najwybitniejszych obywateli, dziś już zanika. Wraz z nimi ginie tradycja szlachetnych obyczajów. Lud zdobywa wykształcenie, wiedza się rozprzestrzenia, przeciętne kompetencje stają się powszechne. Rzadsze są wybitne talenty i wielkie charaktery. Społeczeństwo odznacza się mniejszą świetnością, lecz żyje w większym dobrobycie. Rozmaite skutki postępów cywilizacji i wiedzy, które w Europie zaledwie przeczuwamy, w Ameryce ukazują się w pełnym świetle. Jaka jest ich pierwsza przyczyna? Jeszcze tego jasno nie dostrzegam (podkreślenie nasze). We fragmencie tym pojawia się już pojęcie epoki mas, owych „czasów ułatwień”, jak mówił Goethe, którego prorocze spojrzenie nie zgasło jeszcze w chwili, gdy Tocqueville kreślił te słowa.

Następnego dnia w innym fragmencie, tym razem nie ogłoszonym drukiem, Tocqueville wraca do tej samej sprawy. Dlaczego wraz z poszerzaniem się cywilizacji maleje liczba ludzi wybitnych? Dlaczego wówczas, gdy wiedza staje się dostępna dla wszystkich, rzadziej zdarzają się wielkie talenty intelektualne? Dlaczego wówczas, gdy nie ma już klas niższych, nie ma już także klas wyższych? Dlaczego wtedy, gdy zrozumienie mechanizmów rządzenia dociera do mas, u steru społeczeństwa braknie wielkich geniuszy? Ameryka wyraźnie stawia te pytania. Kto jednak zdoła na nie odpowiedzieć? Te dwa ustępy jasno ukazują dynamiczną przenikliwość myśli Tocqueville’a. Poszukuje on z pasją środków instytucjonalnych, które pozwoliłyby chronić wolność człowieka. Wyobraźcie sobie – pisze – lud, który nie jest doskonale obyty z rządami prawa i władzą perswazji, wyposażcie go w namiętności i wielkie interesy polityczne; pozwólcie, by obok większości, która stanowi prawa, wyrosła mniejszość, która zajmuje się tylko wywodami prawnymi i poprzestaje na zgłaszaniu propozycji nowych ustaw, a zobaczycie, co się stanie z ładem społecznym. Czy nie widzicie, że w pojęciu niemal wszystkich ludzi jeden tylko krok, i to najłatwiejszy, dzieli udowodnienie, że jakaś rzecz jest dobra, od jej wykonania? Czyż nie istnieją zresztą kwestie polityczne, w których większość jest tak niepewna, że każde stronnictwo może twierdzić, iż stanowi większość. Ten fragment również nie został opublikowany. Jak można zapewnić rządy demokracji wolne od niebezpieczeństwa tyranii ze strony większości, tyranii, której nieuchronnym skutkiem jest zniwelowanie społeczeństwa? Wiadomo, że wielką szkołą demokratycznego ducha jest instytucja stowarzyszenia czy instytucja sądu przysięgłych. Jest rzeczą pouczającą prześledzenie, jak w myśli Tocqueville’a ukształtowało się, na przykład, przekonanie o politycznym znaczeniu sądu przysięgłych. Pod datą 2 stycznia 1832 r. zapisuje on: Rozmowa z adwokatem, którego nazwiska zapomniałem. Sąd przysięgłych: wysiłki Amerykanów zmierzające do wprowadzenia do instytucji Luizjany sądu przysięgłych w sprawach cywilnych. Trudność zastosowania go w prawie francuskim. Nie zakorzenił się jeszcze w obyczajach. Niechęć do bycia sędzią przysięgłym. Opóźnienie, jakie stąd wynika dla procesu, ich częsta nieudolność. Przemyślawszy swoje poczynione na gorąco spostrzeżenia, Tocqueville sformułował nazajutrz następujące
uogólnienie: Kiedy cały lud głosi, że jakaś instytucja jest dobra, kiedy wszystkie stronnictwa uznają jej użyteczność, i to nie w określonym czasie lub miejscu, lecz w ciągu długiego szeregu wieków i we wszystkich częściach świata, gdzie osiedlają się odłamy tego ludu, oraz niezależnie od tego, jakimi rządzą się prawami politycznymi, wówczas trudno przyjąć, że ta instytucja jest wadliwa. Tak się stało z zastosowaniem sądu przysięgłych do spraw cywilnych. Zdania te pozwalają się domyślać, że Tocqueville niebawem odda się badaniu angielskich instytucji prawnych na miejscu.

Odnotujmy tu jeszcze trzy fragmenty, z których dwa pierwsze noszą datę 30 września 1831 r.: Dwie główne zasady społeczne, które, jak mi się zdaje, porządkują społeczeństwo amerykańskie i do których trzeba zawsze powracać, aby znaleźć uzasadnienie wszystkich rządzących nim praw i zwyczajów, brzmią jak następuje:

1. Większość może się mylić w pewnych sprawach, ale w sumie ma zawsze rację i nie istnieje wyższa od niej siła moralna.

2. Każda jednostka, osoba prywatna, spółka, gmina czy naród jest jedynym uprawnionym sędzią swojego własnego interesu, i dopóki nie wyrządza szkody cudzemu interesowi, nikt nie ma prawa doń się mieszać. Sądzę, że nigdy nie należy tracić z oczu tej obserwacji.

Dwa pierwsze tomy O demokracji w Ameryce stanowią w istocie opracowanie obu powyższych zasad, które mogły- by wręcz służyć im za motto. Ale dorzućmy do nich jeszcze następującą refleksję, która nosi tę samą datę:

Rządy w pełni demokratyczne są machiną tak niebezpieczną, że nawet w Ameryce konieczne było podjęcie mnóstwa środków ostrożności zabezpieczających przed błędami i namiętnościami demokracji. Instytucja dwóch izb, weto gubernatorów, a zwłaszcza instytucja sędziów.

Ważne jest owo „zwłaszcza”: rozdział VIII drugiej części O demokracji w Ameryce zostanie w całości poświęcony mistrzowskiej interpretacji ducha prawniczego w Stanach Zjednoczonych i sposobu, w jaki służy on za przeciwwagę dla demokracji. Inna zasada społeczeństwa amerykańskiego – notuje dalej Tocqueville – o której nigdy nie wolno zapominać: skoro każdy człowiek jest najbardziej kompetentnym sędzią swego interesu, społeczeństwo nie powinno posuwać swojej o niego troski zbyt daleko, tak by nie zaczął na nie liczyć i by tym sposobem nie przypadło temuż społeczeństwu zadanie, którego nie jest zdolne wypełnić. Ten fragment jest dalekowzroczny. Czy sto dwadzieścia lat później nowoczesne państwa nie usiłują znaleźć złotego środka pomiędzy wymaganiami jednostki (jeśli takowa jeszcze istnieje!) i społeczeństwa?

20 lutego 1832 r. Tocqueville wsiada w Nowym Jorku na statek płynący do Hawru. Jego pobyt w Stanach Zjednoczonych trwał nieco ponad dziewięć miesięcy. Po powrocie do Francji pisze wraz z Beaumontem Système pénitentiaire, a pozbywszy się tej roboty, przystępuje do porządkowania swoich notatek i redagowania O demokracji w Ameryce. Zanim jednak ostatecznie ukończy swoje dzieło, postanawia zwiedzić Anglię. Miał bez wątpienia także osobiste powody, by udać się do Zjednoczonego Królestwa. Od 1828 r. był związany z Mary Motley, poznaną w Wersalu Angielką mieszczańskiego pochodzenia i bez majątku, i zapewne w 1833 r. uznał za właściwe przedstawić się jej rodzinie w Anglii. Poślubił Mary w roku 1836. Ale niezależnie od owej sprawy prywatnej Tocqueville prawdopodobnie uświadomił sobie w toku pracy nad O demokracji w Ameryce, że zrozumienie instytucji politycznych i społecznych Stanów Zjednoczonych wymaga poznania mechanizmów politycznych Wielkiej Brytanii. Spędził tam pięć tygodni. Szedł zresztą za przykładem Duvergiera de Hauranne, Charles’a de Rémusata, Augusta Blanqui i innych; angielskie instytucje polityczne przyciągały uwagę badaczy francuskich, zaczynając od Woltera i Monteskiusza.

Była to Anglia czasów pierwszego Reform Bill, które 7 czerwca 1832 r. stało się obowiązującym prawem. Zaczynała się epoka demokratyzacji. Wiemy z relacji wybitnego ekonomisty Nassau Seniora, że Tocqueville zjawił się u niego w 1833 r. ze słowami: Jestem Alexis de Tocqueville i przybywam, by zawrzeć z Panem znajomość. Senior, który znał cały angielski świat polityczny tych czasów, przypuszczalnie przedstawił młodego francuskiego adwokata lordowi Radnorowi, a dzięki temu ostatniemu Tocqueville poznał Lyttona Bulwera, Roebucka i innych wybitnych radykałów. Podobnie jak jego poprzednik Monteskiusz, odwiedził Izbę Gmin, brał udział w spotkaniach politycznych i wyborczych, obserwował posiedzenie sądu najniższego szczebla, w którym lord Radnor był sędzią pokoju. Udał się do Oxfordu i odnotował znaczenie tego wielkiego starego uniwersytetu dla formowania się angielskich elit politycznych.

Przyjrzawszy się życiu politycznemu i społecznemu Anglii, Tocqueville szkicuje zarys socjologii politycznej tego kraju. Przytoczmy zeń kilka ważnych zdań. Decentralizacja, podobnie jak wolność – pisze nasz autor jest rzeczą, którą przywódcy ludu obiecują, ale nigdy jej nie dają. Aby ją uzyskać i zachować, lud musi polegać wyłącznie na własnych wysiłkach, a jeśli jemu samemu na niej nie zależy, to sytuacja jest bez wyjścia. Ścisły związek pomiędzy centralizacją, decentralizacją i wolnością to zagadnienie, które w najwyższym stopniu zajmuje Tocqueville’a. Podporządkowana mu jest cała jego twórczość. Już w 1833 r. pisarz dokonuje odkrycia, że angielska arystokracja jest przystępna. Różnicę w tej sprawie pomiędzy Francją i Anglią ujawnia zbadanie jednego jedynego słowa w ich języku: gentleman i gentilhomme (szlachcic) wywodzą się w sposób oczywisty z jednego źródła; ale w Anglii wyrażenie gentleman stosuje się do każdego dobrze wychowanego człowieka bez względu na jego pochodzenie, podczas gdy we Francji mówi się gentilhomme tylko o szlachcicu z urodzenia. Te dwa słowa mające wspólne źródło przybrały wskutek stanu społecznego obu narodów tak różne znaczenie, że są dziś zupełnie nieprzetłumaczalne, chyba że się użyje omówienia. Ta uwaga gramatyczna mówi więcej niż najdłuższe rozprawy… Arystokracja angielska we wszystko się włącza; jest dla wszystkich dostępna; a ten, kto chciałby ją wykluczyć lub zaatakować jako całość, miałby wielki kłopot z jej zdefiniowaniem. Niemniej jednak Tocqueville sądzi, że uprawnione jest twierdzenie, iż władza angielskiej arystokracji z każdym dniem się kurczy. Niedaleka przyszłość społeczeństwa europejskiego – ciągnie Tocqueville, i widzimy tu, jaki krok naprzód zrobił w swoich rozważaniach od czasu podróży do Ameryki – jawi się jako w pełni demokratyczna […] Lud w Anglii zaczyna zatem pojmować, że on także mógłby brać udział w rządach […] Niepowstrzymany bieg rzeczy prowadzi więc do stopniowego rozwoju zasady demokratycznej. I tak każdego dnia podnosi się rękę na jakiś nowy przywilej arystokracji, wypowiada się jej powolną i drobiazgową wojnę, która z czasem niechybnie doprowadzi do jej zniszczenia. Zasięgając informacji w kręgu zaprzyjaźnionych radykałów i samemu obserwując napięcia społeczne i ekonomiczne w Anglii roku 1833, stwierdza, że gwałtowna rewolucja jest rzeczą możliwą, chociaż nie prawdopodobną […] Jeśli sprawy potoczą się naturalnym torem, nie sądzę, aby ta rewolucja nadeszła i widzę wiele szans na to, że Anglikom uda się zmienić stan polityczny i społeczny kraju, zapewne z wielkim trudem, ale bez wstrząsów i bez wojny domowej. Widzimy, że Tocqueville formułuje tu jeszcze inne prawo rządzące strukturą społeczną Anglii, które utrzymało się do naszych czasów.

Półtora roku później – od maja do września 1835 r. – Tocqueville ponownie bawił w Anglii. Nie był już nieznanym prawnikiem, lecz sławnym autorem dzieła O demokracji w Ameryce. Krąg jego przyjaciół znacznie się poszerzył: do Seniora, lorda Radnora, Roebucka dołączyli teraz John Stuart Mill, a nade wszystko oddany tłumacz Tocqueville’a Henry Reeve. Pisarz poznał historyka George’a Grote’a, który był członkiem komisji śledczej do spraw korupcji wyborczej, i został zaproszony do złożenia zeznań w charakterze świadka przed tym ciałem parlamentarnym. Lady Holland otworzyła przed nim swój świetny salon, skupiający sfery polityczne Londynu, został też przyjęty w Lansdowne House dzięki listowi polecającemu hrabiego Molé.

Zapiski z pierwszej podróży do Anglii zajmą z pewnością bardzo ważne miejsce w spuściźnie Tocqueville’a. To, co w roku 1833 było przygotowaniem, teraz staje się dokonaniem. Tocqueville jest bardziej pewny siebie; boryka się już z materią dwóch ostatnich tomów O demokracji w Ameryce, od których dzieli nas wszelako jeszcze pięć lat; ukażą się dopiero w roku 1840. Pisarz porównuje angielskiego radykała z jego duchowym bratem we Francji: Przywódcy angielskiej partii radykalnej są na ogół zamożni, jako że majątek był dotychczas koniecznym warunkiem podjęcia jakiegokolwiek działania. Prawie wszyscy odebrali staranne wychowanie i jakkolwiek ich maniery bardzo się różnią od manier arystokracji, odnajduje się w nich gentlemenów. Niemal wszyscy mają wiedzę z zakresu ekonomii politycznej, znają historię swojego kraju, precedensy, formy polityczne. Roztrząsają swoje poglądy i bynajmniej nie obawiają się dyskusji. Tocqueville ciągnie dalej: Radykał francuski jest prawie zawsze człowiekiem pogrążonym w nędzy, często nieokrzesanym, jeszcze częściej zarozumiałym i zupełnie pozbawionym wiedzy politycznej, człowiekiem, do którego przemawia tylko użycie siły i który poprzestaje na pustych słowach oraz na powierzchownych i ogólnikowych pojęciach. Krótko mówiąc, rozumiem na razie, że w Anglii radykałem zostaje człowiek wykształcony, rozsądny i mający dobre zamiary. Nigdy nie spotkałem połączenia tych trzech cech u radykała francuskiego. Pod datą 11 maja Tocqueville zapisuje kilka uwag, również uderzająco przenikliwych, o systemie sądownictwa w Anglii: Anglicy są pierwszym narodem, który wpadł na pomysł, by scentralizować wymiar sprawiedliwości. Ową sięgającą czasów normandzkich innowację uznać można za jedną z przyczyn szybszych postępów, jakie poczynił ten naród na szlaku cywilizacji i wolności. Jeśli połączymy tę opinię z tym, co Tocqueville mówi na temat zmysłu prawodawczego Anglików, z łatwością zrozumiemy, dlaczego zasługuje on na zaliczenie, wraz z Bodinem i Monteskiuszem, do grona klasyków myśli politycznej. W innym fragmencie nasz autor analizuje ducha stowarzyszania się i ducha wyłączenia, który stanowi zapewne najbardziej charakterystyczny (i najbardziej zagadkowy) rys zwierzęcia politycznego na Wyspach Brytyjskich: Nie bardzo rozumiem – pisze – jak duch stowarzyszania się i duch wyłączenia mogą w tak rozwiniętym stopniu istnieć w tym samym narodzie, a często łączyć się w nim w sposób tak ścisły. Weźmy klub: czy podobna wskazać piękniejszy przy- kład stowarzyszenia niż związek jednostek tworzących klub? I cóż można znaleźć bardziej ekskluzywnego niż reprezentowana przez klub jednostka? Dotyczy to niemal wszystkich stowarzyszeń obywatelskich i politycznych, korporacji […] Popatrzcie, jak dzielą się rodziny, kiedy tylko pisklęta mogą wyfrunąć z gniazda. Tocqueville mógł zapewne posunąć się trochę dalej. Zróżnicowany duch stowarzyszania się tłumaczy prostotę angielskiego systemu parlamentarnego. Owo zróżnicowanie przybiera postać różnorodnych organizacji, po to by partie polityczne mogły się koncentrować na podstawowych sprawach kraju. Istotnie, zdolności polityczne Anglików karmią się owym dziwnym połączeniem ducha stowarzyszania się z duchem indywidualizmu i zawdzięczają mu swoją żywotność…

Pod datą 3 lipca 1835 r. Tocqueville notuje w Manchesterze: Istnieje w Anglii znaczna centralizacja; ale jaki nosi charakter? Nie administracyjny, lecz legislacyjny, raczej rządowy niż administracyjny. Na stronie poprzedniej czytelnik znajdzie refleksję stosującą do Francji wnioski płynące z powyższej obserwacji: Niemożność doprowadzenia do koegzystencji władzy obieralnej i władzy administracyjnej pochodzącej z nominacji bez odwołania się do arbitrażu władzy sądowniczej. Świadczy o tym to, co się dzieje we Francji. Zmierzamy do uniezależnienia się prowincji albo do ich całkowitego podporządkowania i do zniszczenia życia gminnego. Myśl polityczna Tocqueville’a jest nierozdzielnie związana z politycznym działaniem. Za kilka lat pisarz podejmie próbę zastosowania na scenie politycznej nauk wyciągniętych ze swoich podróży. Prześledźmy jego analizę nowego Prawa Ubogich (Poor Law Amendment Act z 14 sierpnia 1834 r.), gdzie objaśnia założenia polityczne angielskiej administracji: Zatrzymajmy się przez chwilę – pisze Tocqueville – aby powiedzieć kilka słów o owej charakterystycznej dla Anglików organizacji, którą odnajdujemy we wszystkich niemal instytucjach stworzonych przez nich w Nowym Świecie. Znajdują tu zastosowanie trzy elementy:

1. dobór władzy wykonawczej,

2. wybory,

3. kontrola władzy sądowniczej.

Odpowiednie połączenie tych trzech czynników zapewnia administrację aktywną, ale nie tyrańską. Niech jednak czytelnik nie sądzi, że w swoim podziwie dla zmysłu politycznego Anglików Tocqueville zapomina o kryzysie społecznym wywołanym w owych latach przez szybką industrializację. Stronice, jakie poświęcił nędzy klasy robotniczej w Manchesterze, przypominają stylem i głębią analizy uwagi poczynione przez La Bruyère’a w Charakterach o kondycji chłopów w XVII w., i zapowiadają Położenie klasy robotniczej w Anglii Fryderyka Engelsa, które dało początek marksizmowi. Chociaż Tocqueville dostrzegał sytuację społeczną angielskich klas pracujących, nie wydaje się, by wiedział o ówczesnej działalności czartystów. Z drugiej strony był stale pod wrażeniem rozmiarów społecznej roli bogactwa w Anglii. Pisał z Londynu do narzeczonej: Do rozpaczy doprowadza szacunek, z jakim traktuje się w Anglii bogactwo.

W notatce o jednej z rozmów z Henrym Reeve’em, z którym był zaprzyjaźniony, Tocqueville powraca do zagadnienia centralizacji: Dlaczego – stawia sobie pytanie – centralizacja leży raczej w zwyczaju demokracji? To poważna kwestia, którą chciałbym zgłębić w trzecim tomie mojego dzieła, jeśli zdołam ją tam pomieścić. Kwestia kapitalna. Centralizacja, instynkt demokratyczny, instynkt społeczeństwa, które ostatecznie wydobywa się z indywidualistycznego systemu wieków średnich. Przygotowanie do despotyzmu. Ten pełen siły fragment zapowiada czwartą część drugiego tomu O demokracji w Ameryce, która jest punktem kulminacyjnym socjologicznego pisarstwa Tocqueville’a.

Czy zamierzał napisać książkę o Anglii? Zaprzeczał temu, jeśli wierzyć listowi, jaki po powrocie do Francji napisał do hrabiego Molé: Podobnie jak Pan myślę, że po wydaniu książki, która odniosła pewien sukces, bynajmniej nie należy pospiesznie sięgać po pióro. Toteż udając się do Anglii, nigdy nie zamyślałem (cokolwiek na ten temat powiedział w „Journal des Débats”, bez mojej wiedzy, mój wydawca) zbierać materiałów do nowej pracy. Przedsiębiorąc tę podróż, za jedyny cel miałem powrót do zdrowia, wcześniej nieco nadwątlonego, a jednocześnie zakosztowanie rozumnej przyjemności, jaką sprawia widok poruszeń wielkiego narodu w toku wielkiej rewolucji. Taki był przedmiot mojej podróży, taki też będzie jej wynik. Sądzę, że zgromadziłem w Anglii trochę nowych (dla mnie) idei, które mogą mi się kiedyś przydać; ale nigdy nie miałem zamiaru pisać o kraju, który przemierzyłem. Dodam, że gdybym nawet nosił się z taką myślą, wyruszając w drogę, to porzuciłbym ją, wracając. Trzeba by wielkiej filozoficznej próżności, aby wyobrażać sobie, że w sześć miesięcy można wydać sąd o Anglii. Zawsze uważałem, że rok to zbyt krótki okres czasu, by właściwie ocenić Stany Zjednoczone, a przecież nieskończenie łatwiej jest wyrobić sobie jasne poglądy i ścisłe pojęcia na temat Unii amerykańskiej niż na temat Wielkiej Brytanii. W Ameryce wszystkie prawa wyłaniają się jakby z tej samej myśli. Całe społeczeństwo opiera się niejako na jednym fakcie; wszystko wypływa z jednej jedynej zasady. Można by porównać Amerykę do wielkiego lasu przeciętego mnóstwem prostych dróg, które schodzą się w jednym miejscu. Rzecz w tym tylko, by znaleźć owo rondo, a wówczas wszystko daje się ogarnąć od jednego rzutu oka. Lecz w Anglii drogi się krzyżują i jedynie wędrując każdą z nich, można uzyskać precyzyjny obraz całości. W przytoczonym fragmencie mamy do czynienia z doskonałą syntezą głównych myśli, jakie nasunęły Tocqueville’owi jego dwie podróże do Anglii.

W lipcu i sierpniu 1835 r. Tocqueville udaje się do Irlandii. Raz jeszcze odbywa podróż w towarzystwie Gustawa de Beaumont, który w 1839 r. opublikuje książkę L’Irlande sociale, politique et religieuse [Irlandia oglądana pod kątem społecznym, politycznym i religijnym], podczas gdy notatki jego przyjaciela w znacznej części pozostają nieogłoszone drukiem. Listy polecające mógł zapewne dać Tocqueville’owi jego przyjaciel Nassau Senior, w owym czasie członek komisji śledczej do spraw Prawa Ubogich w Irlandii; inne kontakty w tym kraju ułatwili mu Cornwall Lewis, który w 1836 r. sam opublikował ważne studium o Irlandii pod tytułem On local disturbances in Ireland and on the Irish Church question, i lord Lansdowne, który pełnił funkcję lorda premiera [prezesa rady ministrów?] w gabinecie Melbourne’a. (Do dyspozycji obu podróżnych były wszystkie urzędowe dokumenty i dane statystyczne).

Tocqueville nie kryje pogardy, jaką żywi do angielskiej arystokracji i Kościoła anglikańskiego, które traktują lud ir- landzki jak naród niewolników. Cierpliwie stara się zrozumieć do najdrobniejszych szczegółów instytucje społeczne i polityczne Irlandii. Bada zagadnienia rolne, uświadamia sobie głęboką religijność Irlandczyków owych czasów: Wierzy on (lud) mocno – mówi mu pewien ksiądz – w inny świat, ponieważ na tym świecie jest nieszczęśliwy. To właśnie ubodzy ratują ubogich w Irlandii od śmierci głodowej. Co robi w tym czasie lord? – czytamy w jednej z notatek Tocqueville’a. – Przemierza swoje ogromne włości otoczone wysokimi murami. W obrębie jego parku wszystko tchnie wspaniałością, za ogrodzeniem jęczą nędzarze, ale on tego nie dostrzega; jego odźwierni dbają o to, by usunąć biedaka sprzed jego oczu, a jeśli przypadkiem napotka kogoś takiego, na jego prośby odpowiada: „Przyrzekłem sobie nie wspierać żebractwa!” Jego psy są opasłe, a u jego wrót umierają bliźni. Nie tylko nie łoży na potrzeby ubogich, ale korzysta z tych potrzeb, by wyciągać olbrzymie czynsze dzierżawne, a uzyskane tym sposobem pieniądze wydaje we Francji lub w Italii. Jeśli na chwilę się tu pojawia, to aby wyrugować ze swoich ziem dzierżawcę, który zalega z opłatą, i wyrzucić go z jego domostwa. Ale Tocqueville nie jest stronniczy. Nie ma żadnych uprzedzeń w kwestiach polityki wyznaniowej. Oto pouczający przykład: notatka z 11 lipca 1835 r. o szkołach „państwowych” w Irlandii. Tocqueville zebrał informacje w obu obozach religijnych, u anglikanów i u katolików. Jego osąd pozostaje niezależny w stosunku do obu stron. Tak więc – konkluduje –
jak to się niemal zawsze przydarza słabemu rządowi, który chce zachować bezstronność wobec różnych frakcji, rząd taki, zająwszy pozycję neutralną, zostaje mimo woli wciągnięty w orbitę jednej z nich. Krótko mówiąc: przedsięwzięty środek na razie chybił celu. Gdyby chodziło jedynie o wsparcie oświaty w ogólności, wystarczyłoby przyznać poszczególnym odłamom religijnym pomoc proporcjonalną do potrzeb, ale powzięto zamiar utworzenia szkół, które gromadziłyby członków wszystkich wyznań, nie należąc do żadnego z nich. Wydaje nam się, że dotychczas do szkół tych uczęszczają wyłącznie członkowie jednego wyznania. Przytoczony ustęp dobrze charakteryzuje metodę Tocqueville’a.

Pozostaje nam powiedzieć kilka słów o jeszcze innych notatnikach z podróży. Pierwszy to napisany w roku 1836 esej o Szwajcarii. Po raz drugi Tocqueville podjął temat szwajcarskiej demokracji w sprawozdaniu dla Akademii Nauk Moralnych i Politycznych. Wreszcie, notatki z podróży do Algierii, prawie w całości nie publikowane, cechuje precyzyjny i pełen energii styl czynnego polityka. Polecenie sporządzenia raportu na temat Algierii i jej problemów otrzymał Tocqueville od Izby Deputowanych. Podobnie jak u wszystkich niemal wielkich socjologów, od Marksa do Durkheima i Maksa Webera, odnajdujemy u Tocqueville’a zainteresowanie światem pozaeuropejskim; być może dopiero zrozumienie struktur społecznych odległych od naszych zdoła nam objawić nas samych.


przetłumaczyła Joanna Strzelecka
Publikowany wyżej tekst stanowi „Wprowadzenie” J.-P. Mayera do V tomu „Œuvres complètes” Alexisa de Tocqueville’a (Gallimard). Tytuł pochodzi od redakcji. (Przegląd Polityczny 71/2005)

 

Skip to content