Rządy prawa | Jerzy Zajadło (PP 181/182 2023)

 

Z isto­ty rzeczy wynika, że przywracanie praworządności wymaga metod praworządnych, ponieważ w przeciwnym wypadku wpadniemy tylko w kolejną spiralę działań niepraworządnych, a problem się nie rozwiąże, lecz wręcz pogłębi. W warunkach demokracji nie możemy bowiem wykluczyć kolejnej zmiany władzy, a ta nowa nie omieszka krytycznie ocenić naszych działań – łatwo więc wpaść w błędne koło argumentacyjne i każdy ko­lejny krok odbywać się będzie tylko coraz większym kosztem rządów prawa.

Możemy jednak nieco pogłębić sens naszego pyta­nia i podjąć próbę ustalenia, czym właściwie są me­tody praworządne w procesie przywracania państwa prawa po okresie jego systemowej destrukcji w ramach tzw. sprawiedliwości tranzycyjnej (szerzej na ten temat M. Krotoszyński, Modele sprawiedliwości tranzycyj­nej, Poznań 2017). Dotyczy to zwłaszcza sytuacji, która nie ma charakteru teoretycznego i abstrakcyjnego, lecz jest praktyczna i konkretna – w takiej bowiem sytuacji znalazł się nowy polski rząd opozycji demokratycznej po wyborach z 15 października 2023 roku. Rząd PiS pozostawił mu bowiem po sobie nie tylko zdewastowane państwo prawa, pozostawił także szereg pułapek, które mogą utrudnić proces przywracania praworządności. To wyjątkowo przewrotne, ale przedstawiciele tzw. Zjednoczonej Prawicy nigdy nie odmieniali słowa Konstytucja przez wszystkie przypadki tak często, jak miało to miejsce w pierwszych dniach po przegranych wyborach. Nowy rząd znalazł się w sytuacji sapera, który ma zgodnie z regułami sztu­ki rozbroić niebezpieczne ładunki na polu minowym. Czasami można to zrobić powoli i systematycznie, spo­kojnie wyjmując zapalnik, czasami jednak niebezpiecz­ny ładunek trzeba będzie po prostu zdetonować.

Podobnie jest z problemem metod praworządnych w procesie przywracania państwa prawa – niektóre da się sprowadzić do prostego legalizmu i literalnego czy­tania zapisów Konstytucji, inne wymagać będą nieco większej inicjatywy interpretacyjnej i posiłkowania się dyrektywami wykładni historycznej, systemowej i celowościowej. I tak jak saper nie jest samobójcą wycią­gającym za wszelką cenę zapalnik z bomby, tak rów­nież Konstytucja nie ma charakteru samobójczego, a jej aksjologia nie może być skazana na samodestrukcję w gąszczu zastawionych pułapek o charakterze pseudolegalistycznym. Już dosyć dawno temu zauważył to Robert H. Jackson, sędzia amerykańskiego Sądu Naj­wyższego – w 1949 roku w swojej opinii odrębnej w sprawie Terminiello v. Chicago napisał, że Konsty­tucja nie jest paktem samobójców (The Constitution is not a suicide pact). Rzecz ma zresztą dosyć długą tradycję i działanie w podobnym duchu przypisuje się choćby prezydentowi Abrahamowi Lincolnowi w jego dążeniu do zakończenia wojny secesyjnej.

By nie być gołosłownym, posłużę się tylko dwoma przykładami, chociaż obszarów, w których przyjdzie nam przywracać praworządność, jest oczywiście znacz­nie więcej. Wybrałem z jednej strony problem Krajo­wej Rady Sądownictwa, z drugiej – Trybunału Konsty­tucyjnego, ponieważ te dwa organy budzą w debatach prawników chyba najwięcej emocji. Możemy też za­obserwować pewne paradoksy, które towarzyszą tym dyskusjom.

Zdaniem wielu prawników problem Krajowej Ra­dy Sądownictwa będzie można rozwiązać stosunkowo łatwo, ponieważ ta obecnie działająca jest obciążona grzechem niewłaściwego, niekonstytucyjnego powoła­nia. Innymi słowy – przewidzianej w Konstytucji Kra­jowej Rady Sądownictwa nie ma, chociaż być powinna i w związku z tym należy ją powołać na nowo. Tro­chę więcej problemów powstaje oczywiście na grun­cie decyzji podjętych przez tzw. neo-KRS w obszarze powoływania tzw. neosędziów, ale i ten problem pró­buje się rozwiązać prostymi metodami legalistycznymi przez unieważnienie konkursów i przywrócenie po­wołanych neosędziów na dotychczas zajmowane sta­nowiska. Pozostaje oczywiście zagadnienie, co zrobić z wyrokami wydanymi przez neosędziów, ale w tej materii nie ma jeszcze jednego i jednoznacznego pomy­słu wykraczającego poza prosty legalizm, ponieważ wy­jątkowo łatwo wylać tutaj dziecko z kąpielą, powięk­szyć jeszcze bardziej odziedziczony po poprzednikach chaos prawny i naruszyć zasadę pewności porządku prawnego.

Nieco większy jeszcze paradoks towarzyszy dysku­sjom wokół Trybunału Konstytucyjnego. Tutaj także większość prawników twierdzi, że takiego organu w ro­zumieniu Konstytucji obecnie nie mamy, chociaż mieć powinniśmy. Czy w związku z tym także i ten or­gan, podobnie jak Krajową Radę Sądownictwa, należy powołać na nowo? Odpowiedź najczęściej jest nega­tywna, chociaż obciążona – moim zdaniem – ciężki­mi legalistycznymi sofizmatami. Towarzyszy temu bo­wiem taka oto argumentacja: jakiś Trybunał Konstytu­cyjny jednak jest i jego wadliwość dotyczy wyłącznie trzech sędziów-dublerów, trzeba ich usunąć i powo­łać właściwych, a później czekać aż skończy się ka­dencja tych prawidłowo powołanych sędziów – i tak powoli, stopniowo, krok po kroku dokona się sa­nacja Trybunału Konstytucyjnego. Ale Trybunał Kon­stytucyjny tak skonstruowany może długo stanowić bardzo poważną przeszkodę w przywracaniu państwa prawa – trudno, słychać w odpowiedzi, nic innego nie możemy zrobić, trzeba się trzymać metod prawo­rządnych.

Wracamy jednak w tym momencie do postawio­nego wyżej pytania – co to są metody praworządne w konkretnej polskiej sytuacji hic et nunc, na poli­tycznym polu wypełnionym antykonstytucyjnymi pu­łapkami zastawionymi przez poprzedników? Podzie­lam w tym punkcie kategoryczne stanowisko wyrażo­ne przez profesora Wojciecha Sadurskiego (W Sadurski, Jak naprawić Trybunał Konstytucyjny? Usunięcie dublerów nie wystarczy, trzeba iść dalej, OKO.press, 22.07.2022, https:/tinyurl.com/2b7fze9p). Zdaniem te­go autora brak Trybunału Konstytucyjnego w obecnym stanie rzeczy nie wynika wprawdzie w całości z je­go niewłaściwego powołania, ale jest konsekwencją samodelegitymizacji i samodelegalizacji tego organu: przez jego zdegenerowaną wewnętrzną organizację, niekompetencję niektórych członków, podporządko­wanie polityce a nie prawu i wreszcie konstytucyjnie wątpliwe orzecznictwo. Cóż więc trzeba zrobić? Nale­ży przyjąć opcję zero i powołać Trybunał Konstytucyj­ny na nowo, nawet jeśli z innych przyczyn niż będzie to miało miejsce w przypadku Krajowej Rady Sądow­nictwa. Wracając do naszego porównania z pracą sape­ra – w tym przypadku nie wystarczy stopniowe i powol­ne wyciąganie zapalnika, trzeba niebezpieczny ładunek zdetonować. Zdaję sobie oczywiście sprawę z kontrowersyjności tej metody i z faktu, że większości praw­ników trudno będzie ją zaakceptować, ale być może w procesie przywracania praworządności okaże się ona jedyną naprawdę skuteczną.

Co ciekawe – Wojciech Sadurski, podobnie jak ja, odwołuje się w swojej argumentacji do cytowanej wy­żej opinii sędziego Roberta H. Jacksona. Być może wy­nika to z faktu, że jest on również, podobnie jak ja, bardziej filozofem prawa i polityki niż dogmatykiem prawa konstytucyjnego. Pewnie wielu prawników nie podzieli naszej opinii, ale my trwamy przy swoim – mo­że dlatego, że rozumując more philosophico jesteśmy w stanie pozwolić sobie na nieco więcej niż wyłącz­nie na gruncie wąsko pojętej argumentacji more iuridico. Jako filozofowie prawa mamy świadomość, że sytuacja przywracania praworządności po okresie bez­prawia nie jest historycznie czymś nowym, wielokrot­nie miała już miejsce w różnych państwach i w związ­ku tym wypracowano pewne możliwe modelowe roz­wiązania. Problem nie jest więc ani nowy, ani niezna­ny, co nie oznacza jednak, że nie jest skomplikowa­ny. Przeciwnie, we współczesnej filozofii prawa już dawno udzielono odpowiedzi na pytanie, jakie ma­my opcje wyboru, gdy przyjdzie nam posprzątać skut­ki ekscesów reżimu autokratycznego. Opisał je swego czasu amerykański uczony Lon L. Fuller (Moralność prawa, Warszawa 2004 – dodatek: Problem donosicie­la, s. 211-218).

Autor kreśli następujący scenariusz, wcale nie aż tak fikcyjny. Po upadku pewnego reżimu, zwanego re­żimem Purpurowych Koszul, nowy minister sprawie­dliwości wzywa swoich pięciu zastępców i pyta ich, co zrobić w tej sytuacji. I pada pięć różnych odpo­wiedzi.

Po pierwsze – nic nie możemy zrobić: reżim Pur­purowych Koszul był legalny, a obowiązujący w nim porządek, mimo całej naszej negatywnej oceny, był jed­nak obowiązującym prawem.

Po drugie – reżim Purpurowych Koszul był pań­stwem bezprawia, spuśćmy jednak zasłonę milczenia nad tym czarnym snem, odkreślmy go grubą kre­ską i idźmy do przodu, nie grzebiąc się w przeszłości, a zwłaszcza nie sięgajmy po ich metody.

Po trzecie – oddzielmy ziarno od plew, część z działań reżimu Purpurowych Koszul była normalna i zgodna z prawem, ale część stanowiła ewidentne bez­prawie i tylko za te akty bezprawia ich rozliczmy, ale zróbmy to konsekwentnie i z zachowaniem naszych standardów.

Po czwarte – w imię przywrócenia elementarnej sprawiedliwości uchwalmy nowe prawo, które bę­dzie stanowiło podstawę rozliczenia zbrodni Purpuro­wych Koszul, nawet jeśli będzie działało wstecz.

Po piąte – nic nie róbmy, nie angażujmy w to auto­rytetu naszego państwa prawa, zostawmy to ludowi, który sam sobie z tym poradzi i sam wymierzy Purpu­rowym Koszulom należną im sprawiedliwość.

Fuller kończy swój tekst następującym pytaniem: Gdyby ktoś z państwa został ministrem sprawiedli­wości, która z tych propozycji zostałaby przyjęta? (s. 218).

Jako prawnik i filozof prawa nie mam wątpliwo­ści – w procesie przywracania praworządności wybie­ram rozwiązanie numer trzy, ale z zastrzeżeniem, że metody praworządne (nasze standardy) rozumiem sze­roko i nie sprowadzam ich do wąsko pojętego lega­lizmu, ponieważ państwo prawa ma nie tylko swój wymiar formalny, lecz także materialny. Często mó­wimy w toczącej się dyskusji o kryzysie praworząd­ności jako pochodnej kryzysu konstytucyjnego. Nie jestem pewien, czy słowo „kryzys” jest tutaj właści­we i to w obu przypadkach. Na gruncie teorii syste­mów „kryzys” kojarzy mi się bowiem z pewnym pro­cesem o charakterze obiektywnym – jest jakaś struktu­ra, ma pewne niedoskonałości i to owe niedoskona­łości wywołały sytuację kryzysową. Tymczasem w na­szym kraju w minionych ośmiu latach mieliśmy do czynienia nie z procesem obiektywnym, lecz ze świa­domym i zaplanowanym atakiem na Konstytucję, er­go – także praworządność. Pozostawione na politycz­nym polu konstytucyjne pułapki nie powstały samo­istnie same z siebie, zostały tam umieszczone celo­wo przez wrogów Konstytucji, ergo – wrogów de­mokratycznego państwa prawa. Niektóre można roz­broić wąsko pojętymi metodami legalistycznymi, in­ne trzeba będzie zdetonować, wykraczając poza wą­ski legalizm, ale to wcale nie musi oznaczać, że bę­dzie to działanie niepraworządne z punktu widze­nia aksjologii konstytucyjnej. Przywracanie porządku konstytucyjnego samo w sobie jest działaniem prawo­rządnym, wymagającym jednak nie tylko rozwagi, lecz także odwagi. Zastosowane metody muszą być więc adekwatne do stopnia naruszenia Konstytucji przez poprzedników – jednocześnie ten proces nie może przebiegać na warunkach scenariusza, który owi po­przednicy napisali nam, zastawiając wspomniane anty­konstytucyjne pułapki.

Jerzy Zajadło – profesor Wydziału Prawa i Administra­cji Uniwersytetu Gdańskiego. Specjalista w zakresie teo­rii i filozofii prawa. Opublikował min.: „Schmitt”, Sopot 2016, „Felietony gorszego sortu. O Trybunale Konstytucyj­nym i nie tylko”, Sopot 2017, „Sędziowie i niewolnicy. Szki­ce z teorii prawa”, Gdańsk 2017.

Artykuł ukazał się w:
Przegląd Polityczny 181/182 2023

 

Skip to content