Klimat nowych czasów | Rafał Matyja (PP 181/182 2023)

NIE KAŻDE WYBORY zmieniają wszystko. Te już zmieniły i zmienią bardzo dużo. Nie ze względu na to, czego chcą zwycięzcy, ale na to, co robili przegrani. Istotą wyborczego werdyktu jest nie tylko koniec rządów PiS, ale też koniec destrukcyjnej dla państwa metody rządzenia. Nie oznacza to jakiejś nadzwyczajnej taryfy ulgowej dla nowej ekipy, ale świadomość tego, czego uniknęliśmy, blokując przy pomocy kartek wyborczych trzecią kadencję rządów Jarosława Kaczyńskiego.

Podstawową zmianą polityczną, z którą będziemy mieli do czynienia już w pierwszych miesiącach nowej kadencji, jest powrót do pluralizmu i sprawowania władzy w ramach szerszego układu koalicyjnego, wyrażającego różne nadzieje i uznającego różne rzeczy za najpilniejsze i najważniejsze. Zdumiewające było dla mnie, że wielu ludziom radość ze zwycięstwa nad PiS mącił fakt, że za chwilę trzeba będzie nawiązać współpracę z nielubianymi koalicjantami. Którzy – czytaliśmy o tym w gazetach – są albo zbyt lewicowi na to, by dać im resort edukacji, albo zbyt konserwatywni, by poprzeć postulaty Strajku Kobiet. Pluralizm jest trudniejszy niż jedność moralno-polityczna. Ale też ten pluralizm będzie jednym z najważniejszych wyróżników klimatu nowych czasów. Podobnie jak fakt, że – inaczej niż przez ostatnie osiem lat – nie będzie jednej osoby, od której zależą wszystkie decyzje programowe i personalne.

Tym, co się zmieni – widać to już w pierwszych tygodniach – będzie też klimat intelektualny. Coś o czym prawie zapomnieliśmy. Co prawie nie istniało, zanikało pod presją obaw przed kolejnymi działaniami rządzących. Najlepszym świadectwem tego zaniku była dyskusja o symetryzmie. A w zasadzie mocno naciągana teza winiąca symetrystów za całe zło świata. I nie dostrzegająca potężnych graczy medialnych, dużych instytucji publicznych formalnie niezależnych od rządu – grających w grę znacznie gorszą od symetryzmu. W dostosowywanie swojej misji do oczekiwań władzy. Dotyczyło to zarówno dużych mediów, jak i środowiska akademickiego. Nie piszę tego z zamiarem rozpoczynania jakiejś fali rozliczeń, ale ze świadomością, że czym innym jest róż- nica zdań, a czym innym oportunizm w warunkach silnego zagrożenia.

Zmiana klimatu intelektualnego to jednak nie tyko kwestia aprobaty dla różnicy zdań, ale także przejście od hegemonii kwestii taktyczno-partyjnych do przywrócenia zasadności problemów, które różnią nas w poprzek głównego sporu. Nie tylko tych problemów, które natychmiast przekładają się – jak sprawy klimatu czy mieszkalnictwa – na bieżącą politykę, ale także takich, które tworzą ramy sporu. Dialogu o różnych postawach wobec historii i tego, co jest jej osią. Dyskusji o stosunku do panującego w Trzeciej Rzeczy- pospolitej paternalizmu i obszarów, w których jest on najbardziej toksyczny. Dotarcia do rdzenia konfliktu między wielkimi miastami a prowincją.

Ten klimat intelektualny w najbliższych miesiącach będzie się kształtował w cieniu tego, co dzieje się w polityce, a także zmian, do jakich może dojść w mediach. Bo jakakolwiek przebudowa mediów publicznych uruchomi też procesy dostosowawcze w pozostałych, w tym – takich jak TVN24 czy Tok.FM, które były przez lata głównym polem swobodnej krytyki rządów PiS.

Nadzieję można wiązać również z tym, że zmiana polityczna odblokowuje możliwość ukształtowania się nowych podziałów. Po latach procesów zamrożonych przez silne napięcie na osi PiS – reszta świata. Zwłaszcza, że wyczerpały się także naturalne zasoby ideowe tej debaty.

Nowy klimat intelektualno-polityczny to też szansa na bardziej zniuansowaną diagnozę ostatnich ośmiu lat. A zarazem na postawienie sobie pytania o to, jak stworzyć wyrazistą różnicę między tym, co było, a nowymi porządkami. W tym sensie podstawowym problemem, przed którym staniemy będzie zrozumienie stanu Polski po rządach PiS. Nie tyle samych rządów, ile tego jak zmieniły one reguły polityki, gospodarki, funkcjonowania sektora publicznego.

Odbudowa państwa po PiS nie może być prostym wciśnięciem klawiszy Ctrl+Z. Również dlatego, że dynamika społeczna – w tym pokoleniowa i aksjologiczna – sprawia, że jesteśmy gdzie indziej niż w połowie lat dziewięćdziesiątych, gdy tworzono ramy konstytucyjne. Nie chodzi tu o napisanie ustawy zasadniczej na nowo, ale o zbudowanie w jej ramach nowych praktyk i reguł. Opartych na doświadczeniu ostatnich ośmiu lat, a zatem budujących np. trwalsze niż przed rokiem 2015 fundamenty niezależności samorządu terytorialnego czy opowiadających nowy pomysł na media publiczne. Bardziej otwarte i pluralistyczne nie tylko w obrębie koalicji. To bardzo trudny postulat. Ale bez takiego pomysłu grozi nam przesuwanie się po linii oportunizmów, doraźnych kroków czy zaniechań.

Tymczasem szersza wizja nowych porządków rysuje się mgliście. Nie tylko dlatego, że baliśmy się o niej rozmawiać, wątpiąc w szansę ich realizowania w – podpowiadanych przez niemal wszystkie sondaże pierwszej połowy 2023 roku – warunkach wielkiego remisu, ze wskazaniem na Konfederację. Powód był poważniejszy. Sprzeciw wobec rządów Prawa i Sprawiedliwości zredukował ambicje głównych sił opozycji do poziomu obrony modelu ustrojowego Trzeciej Rzeczpospolitej lub proponowania cząstkowych korekt.

Najpoważniejszym ryzykiem wydaje się to, że z po- wyborczego entuzjazmu wyjdziemy z nastawieniem na doraźność działań, na prowizoryczność recept i zgodą na to, by ważne sprawy omawiać powierzchownie. Pół biedy, jeżeli uczynią to politycy – mają przed sobą i tak wystarczająco trudne zadanie, by komplikować im życie. Gorzej jeżeli taką postawę przyjmą środowiska opiniotwórcze, pochłonięte komentowaniem każdego drobnego wydarzenia czy skandalu politycznego i niechętne do opisywania szerszego kontekstu.

Samo wyborcze zwycięstwo jest zaledwie okazją. Wielką i pod wieloma względami niepowtarzalną, ale nie oznacza przejścia do świata, w którym wszystko jest na głowie Tuska i Hołowni, Czarzastego i Kosiniaka. Zwłaszcza, że w perspektywie mamy nadciągające ogromnie ważne wybory samorządowe, z bardzo ważną stawką sejmików wojewódzkich i wielkich miast. To PiS był formacją jednej głowy i tysiąca rąk. Alternatywa wobec jego rządów musi być pomysłem na efektywną – choć nie zawsze zgodną – współpracę tysięcy głów. O to także chodziło w zwycięstwie z 15 października.

Rafał Matyja (1P67) – politolog i publicysta, wykładowca Wyższej Szkoły Informatyki i Zarządzania w Rzeszowie. Ostatnio opublikował „Wyjście Awaryjne. O zmianie wyobraźni politycznej” (2018) i „Miejski grunt” (2021).

Artykuł ukazał się w:
Przegląd Polityczny 181/182 2023

 

Skip to content