LATO 2106
Główni uczestnicy: mniejszość ukraińska w Polsce, władze samorządowe w Przemyślu, Warszawa, narodowcy różnych maści. W drugim rzędzie: Kijów i Moskwa.
1.
W Przemyślu 26 czerwca narodowcy atakują procesję religijną, która pragnie uczcić pamięć żołnierzy Ukraińskiej Republiki Ludowej, sojuszników Józefa Piłsudskiego. Narodowcy twierdzą, że to wcale nie procesja, tylko „przemarsz banderowców” pod przykrywką uroczystości religijnej. Prezydent Przemyśla na konferencji prasowej dzień później stwierdza, że chce odkłamać obraz, jakoby w Polsce narastał jakiś konflikt.
Na początek lipca w Przemyślu miało się odbyć ukraińskie święto Kupały. Przedstawiciele Stowarzyszenie Kibiców Polonia Przemyśl (którzy wcześniej byli wśród atakujących uczestników procesji) zwrócili się do prezydenta, żeby odwołał imprezę i nie „propagował zbrodniarzy”. Miejscowy oddział Związku Ukraińców w Polsce otrzymuje przestrogę od władz miasta „przed możliwymi konsekwencjami” z aluzją dotyczącą bezpieczeństwa uczestników imprezy. Ukraińcy odwołują koncert. Prezydent miasta, o ukraińskiej grupie „Ot Vinta”, która miała wówczas wystąpić, mówi że jej lider, według powszechnej wiedzy, kultywuje skrajny ukraiński nacjonalizm. O źródłach „powszechnej wiedzy” prezydent nie wspomniał. „Ot Vinta” znana jest z satyry – żeby to zrozumieć, wystarczy obejrzeć choćby jeden jej teledysk.
Związek Ukraińców pisze: „W proteście przeciwko uleganiu presji nacjonalistów oraz w solidarności ze znakomitym zespołem zaprosiliśmy zespół do Warszawy!”. Koncert miał się odbyć wieczorem 3 lipca. Nad ranem straż graniczna nie wpuszcza grupy do Polski. Szef MSW twierdzi, że organizator imprezy chciał przenieść awanturę z Przemyśla do Warszawy.
2.
Koncert w centrum Warszawy odbywa się, jednak z udziałem innych zespołów. Idę na koncert w niebiesko-żółtej koszulce z tryzubem, oficjalnym godłem Ukrainy. Po drodze spotykam grupę manifestantów o charakterystycznym wyglądzie, z symboliką polskich organizacji narodowych. „No to mamy banderowca!” – słyszę. Pracuję, robię transmisję z imprezy, gdy z tłumu manifestantów wychodzi mężczyzna, krzyczy i obraża mnie. Wszystko jest już nagrane na wideo. Następnego dnia jestem na komendzie i przez blisko godzinę przekonuję policjanta, że było to znieważenie grupy narodowościowej. Dzisiaj, po pół roku, policja wciąż nie poprosiła mnie o udostępnienie nagrania.
Były to pierwsze tak mocne słowa, które usłyszałem z powodu wyglądu i stroju, mimo że mieszkam w Warszawie od dziesięciu lat.
3.
Tymczasem na wielkim ekranie brzmi sejmowa dyskusja o zbrodni wołyńskiej. W jej trakcie padają słowa: „Stowarzyszenie Obrońców Pamięci Orląt Przemyskich jest oburzone postawą policji w dniu 26 czerwca podczas pochodu ukraińskich nacjonalistów w Przemyślu pod przykryciem religijnej procesji. Ukraińscy nacjonaliści śpiewali: jeszcze Polska nie zginęła, ale już niedługo” (Małgorzata Pępek, PO).
Ma miejsce premiera filmu „Wołyń” w reżyserii Wojciecha Smarzowskiego, po obejrzeniu którego posłanka Beata Mateusiak-Pielucha (PiS) pisze o Ukraińcach: „Jeżeli chcą mieszkać w Polsce i pracować obok mnie, mam prawo spytać ich o poglądy, przekonania i nastawienie do wartości, które w Polsce uznajemy za ważne”. Te słowa wywołują burzę nie tylko wśród Ukraińców, ale i Polaków.
4.
Od dwóch lat trwa niszczenie pomników ukraińskich na wschodzie Polski. Wideo z nagraniem niszczenia „banderowskich” pomników trafia na portale separatystów, którzy wykorzystują ten wątek na swoje potrzeby informacyjne. Chodzi o to, aby przedstawić napięcie polsko-ukraińskie jak walkę zniewolonego ludu polskiego przeciwko „faszystom” – a „faszyści”, to wiadomo, cały establishment Zachodu, który chwilowo wspiera Ukrainę, ale już niedługo pozostało do zwycięstwa Rosji.
Oficjalny Kijów w tej sytuacji ostrożnie mówi o kwestii Ukraińców w Polsce – polityczny zysk od obrony 40-tysięcznej mniejszości jest minimalny, a grozi ogromnym napięciem w trójkącie Kijów–Warszawa–Moskwa. Oficjalna Warszawa biernie patrzy na to, jak w niektórych regionach słowo „Ukrainiec” staje się synonimem „banderowca”.
PS.
Moi przyjaciele z prawicy, z którymi rozmawiam o gorącym lecie Ukraińców w Polsce, mówią mi – przesadzasz. Jest to część dyskursu demokratycznego, są też takie poglądy. Poglądy są – odpowiadam – ale brak mi reakcji na ich radykalizację.
Od kilku lat współpracuję z dziennikarzami z Donbasu, którzy uciekli przed wojną do Kijowa. Kiedy ich pytam, czego najwięcej żałują, mówią, że za często szli na kompromisy z własnym sumieniem. Droga kompromisów była długa, napięcie nasilało się przez lata – natomiast świadomość błędu przyszła w kilka godzin. Było jednak zbyt późno – w kilka godzin stracili przyjaciół, często rodziny, mieszkania.
Nie chciałbym, żeby coś takiego odbyło się w Polsce.
Igor Isajew
dziennikarz, redaktor naczelny portalu Ukraińców w Polsce PROstir.pl