Zrozumieć nowoczesność | Książka tygodnia

O wyjątkowości Moderne – epoki, w której żyjemy

Fragment wstępu: Tytuł przedkładanego czytelnikowi zbioru artykułów, które wzięte razem przyjmują, jak mogę sądzić, postać monografii, nawiązuje do tytułu pracy Zro­zumieć stulecie, autorstwa Dana Dinera, współczesnego izraelskiego uczonego, historyka. Istotnie, chodzi tu o zrozumienie, nie tyle więc o zdobycie wiado­mości, wiedzy opisowej – ona jest oczywiście niezbędna, wyjściowa, ile o jej zrozumienie, o zdobycie samowiedzy. To rozróżnienie na poznanie i myślenie, wiedzę i samowiedzę, na wyjaśnianie i rozumienie znane jest w filozofii od dawna. Owo zrozumienie ma tu dotyczyć pewnego ważnego fragmentu historii powszechnej – czasów nowożytnych. Historycy nie są zgodni co do tego, kiedy nowożytność się kończy, czy około roku 1800, czy też trwa do dziś. Ja przyjmuję, jak wielu autorów, że chodzi w każdym razie o epokę, którą poprzedza, antycy­puje renesans, a rozpoczyna reformacja, i której procesy, struktury, instytucje, konstelacje pojęć, ewoluujące sposoby myślenia i modele życia sięgają w sposób pewny naszej współczesności.

Chodzi o fragment historii. Ale czym jest historia? To przepastne pytanie. Hegel wyliczył wiele jej rodzajów. Wszelako można z przekonaniem twierdzić, że na pewno nie jest to tylko, dokładny nawet i pełny, opis odnajdywanych i ustalanych faktów – to jest zaledwie kronika. Historia zaś, ta powstała w nowożytności właśnie, na którą Hannah Arendt patrzy dość krytycznie, to odsła­nianie procesów i struktur, ukazywanie ewolucji i rozwoju, swoistych zapętleń, układów, cyklów zdarzeń i wydarzeń, a więc tego wszystkiego, co kryje się „w głębi” faktów, stanowi ich rewers. I nie toczy się historia, nie toczą się dzieje w ustalonych, wyznaczonych z góry ramach określonej liczby poszczególnych dziedzin, które wypełniają się zmienną w czasie przedmiotową treścią. Nie jest więc Historia sumą historii pojedynczych dziedzin: prawa, sztuki, filozofii, religii, gospodarki, państwa, techniki, mentalności… Same bowiem te dziedziny mają również swoją historię, to znaczy: pojawiają się i giną, autonomizują się, wchodzą między sobą w rozmaite zależności (owe Bedingtheiten Jacoba Burckhardta), tworzą konstelacje, układy, występują także w ramach ogólnych ujęć, koncepcji: historia sacra, historia profana, rozmaicie też jawią się w swej relacji do człowieka, do natury…

Znamienne, że dziś mówi się zwykle po prostu Historia. Ale czy to wy­starczy, czy to wszystko? To cała przeszłość, owszem. Czy jednak nie należy zapytać jeszcze o to, czego historią jest ta historia, czyją jest ona historią? Czy nie należy zatem zapytać o jej podmiot? Historię ma chyba przede wszystkim Życie, indywidualne, grupowe, zbiorowe, ale Życie w jakiej swej postaci, w po­staci jak pojmowanej egzystencji, egzystencji jakiego podmiotu, naturalnego czy sztucznego, prostego czy złożonego, istniejącego czy powstałego, takiego, który jedynie podlega dziejom, czy sam je tworzy?

Treścią historii nie są tylko zmieniające się w czasie ludzkie aktywności różnego rodzaju, bo dotyczy ona także tego, co leży u ich podstaw, tego, co przyjmuje właśnie w czasie coraz to inną treść, coraz to inną postać, a więc np. sztuka sama, prawo jako takie, nauka, filozofia. W sposób bardziej jeszcze oczywisty historię posiada: społeczność, naród, wspólnota, a więc zbiorowość, której to jest sztuka, prawo, nauka, religia… Mamy więc osnowę i wątek, to, co niezmienne wśród zmienności, jedność wśród wielości. W opisie historyka, ale nie kronikarza, tylko raczej dziejopisa, musi znaleźć się miejsce na jedno i na drugie. Jednak wcale niełatwo miejsce to wyznaczyć, niełatwo też ustalić proporcje występowania jednego i drugiego aspektu dziejów w każdorazowych res gestae, stanowiących przedmiot historycznych badań. Musi także zna­leźć się miejsce na ukazanie, przynajmniej poniekąd, historii jako samoistnej siły, nurtu, który unosi w nieznanym kierunku, ku niewiadomemu. Bo i taka jawi się historia w ludzkim doświadczeniu.

Historia chce być nauką. Ale i to nie jest w jej przypadku łatwe. Nauka bowiem musi posiadać wyraźnie określony pojęciowy ład, zakłada go, zakłada jego możliwość. Jak jednak ustalić jeden zbiór ogólnych pojęć, razem odnoszą­cych się adekwatnie do całej ludzkiej przeszłości, do jej wielorakiej złożonej ma­terii, w całej jej faktycznej różnorodności, której trzeba skrupulatnie dociekać? W jaki sposób, dzięki czemu miałyby to być pojęcia posiadające wyraźnie okre­ślone, istotne znaczenie, a nie znaczenie ogólnikowe, rozmyte… Ahistoryczne pojęcia odnoszące się do historii? Czy nie zakładałoby to przyjęcia istnienia jakiejś wprzódy ustanowionej ponadhistorycznej harmonii rzeczy? Przecież samo tylko użycie stanowczego „jest” w twierdzeniach dotyczących historii stwarza – jak to podkreśla Antoni Mączak – problemy. Może zatem mają – przynajmniej po części – rację przedstawiciele historyzmu pochylający się z pietyzmem nad tym, co jednostkowe, konkretne, indywidualne, nieufnie traktujący w nauce historii wszelkie ogólne formuły, wszelkie generalizacje…

Niełatwo też, budując historię jako naukę, wyróżnić, a potem ustalić relację, pogodzić ze sobą punkt widzenia uczonego, patrzącego z zewnątrz, na chłodno, z dystansu, niezależnego obserwatora, racjonalisty, z punktem widzenia uczestnika opisywanych wydarzeń, zdarzeń, czasów, epok, kultur, człowieka innych czasów, innej mentalności… I kto miałby o ewentualnej zgodności, współmierności tych punktów widzenia – która jest warunkiem dotarcia do historycznej prawdy – zaświadczyć, potwierdzić ją. Czy tylko, ale chyba całkiem jednostronnie, sam uczony? – Paweł Kaczorowski 

 

Paweł Kaczorowski

Zrozumieć nowoczesność

Skip to content