Czego możemy się nauczyć z kryzysów przeszłości – a czego nie? Historyk Harold James i jego książka „Schockmomente. Eine Weltgeschichte von Inflation und Globalisierung 1850 bis heute” [Momenty szoku. Historia globalizacji i inflacji od 1850 roku do dziś].
Po raz pierwszy spotkałem Harolda Jamesa latem 2001 roku, kiedy umówiliśmy się na wywiad. Był to czas deziluzji. Minęła euforia późnych lat 90. XX wieku. Na giełdach pękła bańka internetowa; przeminęły nadzieje związane z „Nową Gospodarką” (New Economy), napędzaną rozwojem Internetu oraz z nadejściem nowego milenium. Przed nami stały teraz zwyczajne wyzwania. Te jednak nie wydawały się szczególnie trudne do rozwiązania: świat się zrastał i stawał coraz bardziej otwarty. Chiny były wówczas w trakcie wejścia do Światowej Organizacji Handlu (WTO), prowadzone tam przez rządy USA pod przywództwem Billa Clintona i George’a W. Busha. W Europie niedawno zrealizowano projekt pokoleniowy – wprowadzenie waluty euro. W Europie Środkowo-Wschodniej kraje, za którymi jeszcze przez 12 lat ciągnęło się widmo sowieckiego imperializmu – czyli Polska i wiele innych państw – przygotowywały się do przystąpienia do UE.
Świat zdawał się podążać w kierunku wolności, pokoju i integracji. Raz jeszcze wydawało się, że potwierdza się oświeceniowa teza Monteskiusza o łagodzącym wpływie handlu („doux commerce”).
Dziś trudno to sobie wyobrazić, ale nastroje latem 2001 roku były zasadniczo optymistyczne. No cóż, Niemcy, jak to często bywa, tkwiły w trybie samobiczowania. Poza tym wszystko zdawało się być przygotowane na fantastyczną przyszłość. Nie ma rzeczy niemożliwych. Wszelkie konflikty można rozwiązać. Nawet Rosja i Chiny najwyraźniej znajdowały się na „długiej drodze na Zachód” [aluzja do tytułu książki H. A. Winklera o dziejach Niemiec; przyp. tł.].
Jedynie Harold James nie był przekonany. Opublikował wówczas książkę „Koniec globalizacji” o historii gospodarki z lat 1929–1939. Na pierwszy rzut oka niby nie było to nic odkrywczego. W końcu istniało już wiele opracowań na temat tego okresu. Ale James połączył rekapitulację rozwoju gospodarczego lat 30. XX wieku ze sceptycznymi refleksjami na temat teraźniejszości i najbliższej przyszłości. Nie dajcie się zwieść, brzmiało jego przesłanie, nawet latem 1929 roku, krótko przed Czarnym Czwartkiem, krachem na nowojorskiej giełdzie, niewielu się spodziewało, że następne 10 lat będzie naznaczone depresją, wojnami handlowymi i autorytaryzmem – fazą, która ostatecznie przerodzi się w straszliwą II wojnę światową.
Szeptane ostrzeżenia z głębin przeszłości, wygłoszone przez znanego już wówczas profesora z Princeton… to była interesująca i prowokująca lektura. Myślałem, że będzie to fascynujący temat na wywiad. Gdy przedstawiłem go na posiedzeniu redakcyjnym, niektórzy koledzy kręcili nosem. Dlaczego mamy zajmować się końcem świata, skoro wszystko idzie tak dobrze? Wydaje mi się, że od tamtej pory nazywali mnie w redakcji „Doktor Zagłada”. Ale to tylko tak na marginesie.
Spotkałem się z Haroldem w Monachium. Było słoneczne sierpniowe popołudnie. Siedzieliśmy na zewnątrz, w ogrodzie pod wysokim drzewem, które dawało nieco cienia. Fotograf nas tam umieścił; uznał, że zielone tło jest odpowiednie. Było gorąco. Harold miał na sobie jasny lniany garnitur, co było mądrą decyzją. Ja dla odmiany pociłem się w ciemnej marynarce, co było trochę żenujące.
Sceptyczny młody dziennikarz stawia ostrożne pytania – a nieco starszy uczony udziela dość zdecydowanych odpowiedzi. „Pod wieloma względami sytuacja dzisiaj podobna jest do tamtej, gdy świat przez dziesięć lat pogrążał się w Wielkim Kryzysie” – powiedział James. Widział daleko idące analogie: zmęczenie globalizacją, narastające uprzedzenia wobec imigrantów, nacjonalizm. I tak jak kiedyś, międzynarodowe instytucje i koncerny miały niewiele do zaoferowania w obliczu gniewu antyliberalnych mas. „Przed II wojną światową ludzie również wierzyli, że są zbyt bogaci i zbyt ściśle ze sobą powiązani, by ponownie popaść w politykę nacjonalistyczną – to było złudne przekonanie”.
Cały James. Podczas gdy niemieccy historycy skłaniają się ku temu, że sens badania historii jest celem samym w sobie, broniąc się przy tym przed wyciąganiem wniosków na teraźniejszość i przyszłość, prace Jamesa koncentrują się na odkrywaniu historycznych wzorców, które pomagają nam nawigować przez teraźniejszość. To wymaga odwagi. Można się strasznie pomylić – i w ten sposób zaszkodzić swojej reputacji – albo trafić w dziesiątkę i zdobyć opinię wyroczni. W każdym przypadku historyk opierający się na tym podejściu wkracza w wir polityczny. A to są niebezpieczne wody: nic dla delikatnych intelektualistów, ale kuszące dla tych, którzy poprzez swoje badania chcą wpłynąć na rzeczywistość.
Nasza rozmowa w Monachium odbyła się na początku sierpnia 2001 roku. Tekst ukazał się ostatecznie pod koniec września. W międzyczasie świat stał się inny: całkowicie niespodziewanie zamachy z 11 września zademonstrowały, jak potężne i częściowo niewidoczne przeciwprądy mogą zagrozić pozornie spokojnej globalizacji. Wypowiedzi Harolda Jamesa nagle nabrały innego znaczenia. Zostaliśmy skonfrontowani z wielkim szokiem niepewności.
Nie był to dokładny odpowiednik Czarnego Czwartku z 1929 roku, ale i tym razem giełdy osunęły się w dół. Później Stany Zjednoczone i ich partnerzy zaangażowali się w wojnę – początkowo w Afganistanie, a następnie w Iraku. Protekcjonizm się nasilił; motywy związane z polityką bezpieczeństwa zmieszały się z interesami tych grup, które uważały się za przegranych wolnego handlu. W rezultacie wzrósł strach przed deflacją i depresją: scenariusz lat 30. XX. wieku nagle stał się bardzo obecny i wpływał na działania rządów, banków emisyjnych i przedsiębiorstw. Publikacja Harolda o „Końcu globalizacji” nagle zyskała na aktualności. Nie przewidział on dokładnie tego, co się teraz działo, ale jego książka stanowiła część podstaw myślowych dla dalszych działań polityczno-gospodarczych.
Na temat relacji między dziennikarstwem a historiografią powiedziano już wiele. W obu przypadkach mamy do czynienia z formami analizy narracyjnej. Obie dyscypliny starają się zrozumieć bieg wydarzeń, opowiadając historie. Oznacza to, że fakty, postaci, trendy i anegdoty łączone są ze sobą w przekonujący sposób, określane są przyczyny i skutki, a pomijane lub minimalizowane są aspekty, które nie pasują do obrazu. Jednak w odróżnieniu od dziennikarzy, historycy opowiadają historie, które są już dawno zamknięte. Wiadomo, jak się wszystko skończyło. To jest ogromna zaleta. Wydarzenia i zjawiska można ułożyć w ciągłość, aby uzyskać praktycznie nieuchronny historyczny rezultat. Post factum zawsze jesteśmy mądrzejsi.
Z kolei dziennikarze zajmują się teraźniejszością. Zwłaszcza dziennikarze ekonomiczni powinni zawsze mieć na uwadze także bliższą przyszłość, ponieważ decyzje ekonomiczne są skierowane na przyszłość. Gdzie się obecnie znajdujemy? Jak tu dotarliśmy? I dokąd prowadzi nas ta droga? Dziennikarze nie są jednak wróżbitami. Opierając się na dochodzeniach, faktach i rozważaniach teoretycznych, powinni dostarczać ostrożne, ale rzetelne analizy przyszłościowe. To ważna praca: dziennikarze kształtują obraz, który społeczeństwa tworzą o sobie. Wpływają w ten sposób na oczekiwania dotyczące przyszłości i tym samym na decyzje gospodarcze i polityczne. (To, jak dziennikarze powinni pracować i w jaki sposób można badać narracje przekazywane przez media, jest tematem, który mnie obecnie intensywnie absorbuje, por. także moją aktualną książkę „Challenging Economic Journalism”.)
Podstawowe wyzwanie narracji dziennikarskiej polega na tym, że zawsze towarzyszy jej znaczna niepewność. Nasza wiedza o teraźniejszości jest fragmentaryczna. I nie może być inaczej. Poprzez badania staramy się wypełnić istniejące luki. Nigdy jednak nie znamy całej historii. Przede wszystkim nie wiemy, jak się będzie rozwijać, nie wspominając już o tym, jak się zakończy. Mimo to, odbiorcy oczekują, że dziennikarki i dziennikarze będą w stanie rozpoznać przyszłe znaczenia bieżących wydarzeń i odpowiednio ich o tym informować. Jeśli je przeoczymy, zostanie nam to później zarzucone. Za niewiedzę płaci się reputacją.
Historyczne analogie pomagają dziennikarzom zrozumieć teraźniejszość. Dotyczy to zwłaszcza okresów, w których mierzymy się z dużymi i zaskakującymi zmianami trendów. A gdy historycy sami tworzą te odniesienia do teraźniejszości, tym lepiej. W mojej własnej działalności dziennikarskiej wielokrotnie szukałem odpowiedzi u Harolda Jamesa. Po naszym wywiadzie z 2001 roku spotkaliśmy się ponownie kilka razy. W 2002 roku zaprosił mnie do Princeton, abym doświadczył amerykańskiego „konsumpcjonizmu”. Wraz z jego żoną i trojgiem małych wówczas dzieci udaliśmy się na rodzaj niewielkiej wycieczki do centrum handlowego. Obfitość amerykańskiego stylu życia fascynowała i bawiła urodzonego w Anglii historyka.
Kiedy pracowałem nad raportem na temat skutków upadku sektora finansowego tuż po upadku Lehman Brothers w 2008 roku, natrafiłem na tekst w fachowym czasopiśmie „Foreign Affairs”. Haroldowi udało się w nim połączyć chaos teraźniejszości z wielkimi trendami historii światowej. Jego artykuł nosił tytuł „Globalization, Empire and Natural Law” (Globalizacja, imperium i prawo naturalne). Brzmiało to imponująco głęboko. Wkrótce potem opublikował książkę, w której rozwinął te myśli, tworząc teorię cyklu globalizacji – od Cesarstwa Rzymskiego do dzisiejszych czasów.
Kiedy kryzys euro trzymał w napięciu Europę i świat finansów, Harold pracował nad książką o powstaniu wspólnej waluty. Spotkaliśmy się wtedy we Frankfurcie. Zupełnie jakby sam był dziennikarzem, przeprowadzał wywiady z ważnymi postaciami współczesnej historii gospodarczej. Później ukazało się dzieło, napisane wspólnie z Niemcem Markusem Brunnermeierem i Francuzem Jean-Pierre’em Landauem na temat kulturowych różnic i rozbieżnych narracji ekonomicznych głównych państw założycieli strefy euro. To dzieło później zainspirowało mnie podczas moich własnych badań empirycznych nad europejską opinią publiczną w czasach kryzysu finansowego.
Kiedy pandemia COVID-19 zmusiła świat do bezruchu, Harold w swym artykule argumentował przeciw panującemu pesymizmowi, wyjaśniając, dlaczego kryzysy globalizacji w przeszłości zawsze kładły podwaliny dla ponownego otwarcia i zwiększonej współpracy. Obecnie droga do tego stanu rzeczy znajduje się na odległym horyzoncie. Rosyjski atak na Ukrainę pogłębia podziały na świecie: zachodni zwolennicy Ukrainy z jednej, przyjaciele Putina z drugiej strony są wobec siebie wrogo nastawieni. Pomiędzy nimi znajduje się duża grupa oportunistycznych krajów wschodzących i dopiero rozwijających się. Tak wygląda smutna rzeczywistość.
Obecnie świat wydaje się znajdować się na równi pochyłej. Ale kto wie… Przecież nadzieja umiera ostatnia. Również i tego uczy nas historia – że ludzkość dotychczas nie upadła. Oczywiście, dochodzi czasem do straszliwego regresu, jednak długofalowo, koniec końców, progresu nie da się powstrzymać.
Aktualne dzieło Harolda Jamesa „Schockmomente” sięga o wiele dalej. Ta książka jest nie tylko kwintesencją jego wcześniejszych prac, ale przewyższa je pod względem głębi i zakresu. Śledzi mechanizmy napędzające dynamikę kreatywności i destrukcji na przestrzeni kryzysów minionych 200 lat. Przedstawia nam kluczowe postaci. Poznajemy kontekst historyczny idei za pomocą sylwetek wielkich i wpływowych przedstawicieli myśli ekonomicznej oraz ich teorii. Obok tego zawsze ujawnia się duch danej epoki: James korzysta z doniesień prasowych i analiz ilościowych treści, cytuje popularne powieści danych okresów. Oczywiście, dostarcza również wielu danych ekonomicznych i finansowych, dokumentów historycznych oraz innych źródeł. Krótko mówiąc, „Schockmomente” to obfity bilans pośredni bogatego życia badawczego – imponujące pod wieloma względami dzieło i, przede wszystkim, intelektualna przyjemność lektury.
Książkę charakteryzuje optymistyczny ton. To jej zdecydowana zaleta. Gospodarka w globalnym kapitalizmie może popadać z kryzysu w kryzys. Jednak nieprawidłowości zawsze pociągają za sobą udoskonalenia instytucjonalne – takie właśnie jest przesłanie Harolda Jamesa. Ryzykiem i niedostatkiem można coraz lepiej zarządzać. Pomimo różnych poważnych regresów – lub właśnie dlatego – globalizacja osiąga coraz wyższe poziomy rozwoju. Chociaż w tej chwili nie wiemy, jakie instytucjonalne innowacje wynikną z obecnych kryzysów, istnieją wszelkie powody, by przypuszczać, że ludzkość i tym razem wyjdzie na prostą.
Dziennikarzom często zarzuca się nadmierny negatywizm. To fundamentalne nieporozumienie. Dziennikarstwo powinno stawiać opór dominującym narracjom, powinno „płynąć pod prąd”, jak nazwałem to już raz w innym miejscu. Ponieważ opinia publiczna i agenda polityczna są kształtowane przez interesy polityczne i gospodarcze, potrzebna jest przeciwwaga, która ukazuje świat w świetle bardziej realistycznym niż takie, w jakim PR i komunikacja polityczna go przedstawiają.
Tak rozumiane dziennikarstwo pełni kluczową rolę dla demokratycznej przestrzeni publicznej. Jeśli dominująca narracja jest zbyt optymistyczna – co często ma miejsce w czasach dobrej koniunktury gospodarczej – dziennikarstwo musi się temu przeciwstawić i zwrócić uwagę na błędne trendy. Natomiast gdy narody popadają w pesymizm i deklinizm – jak to ma miejsce obecnie w wielu krajach, w tym także w Niemczech i Polsce – płynięcie pod prąd musi mieć za cel podkreślanie także pozytywnych zjawisk i przedstawianie rozsądnych rozwiązań.
W podobny sposób rozumiem twórczość Harolda Jamesa. Swoje odniesienia do teraźniejszości wiąże z aktualnie panującymi nastrojami, jednak nie czyni tego, by wzmocnić ducha czasu, lecz jako wielki sceptyk: w pozornie dobrych czasach nawołuje do przezorności, w trudnych natomiast wskazuje na wyjścia i rozwiązania – podobnie jak ma to miejsce w dobrym dziennikarstwie.
Ostatecznie chodzi tu o uświadamianie w najlepszym tego słowa znaczeniu. To podejście, które czasem wymaga odwagi. Zwłaszcza w epoce, w której lęki przed utratą pozycji społecznej i polaryzacja zatruwają nasze społeczeństwa.
Henrik Müller – profesor dziennikarstwa ekonomicznego na Uniwersytecie Technicznym w Dortmundzie. Wcześniej już jako doktor ekonomii był zastępcą redaktora naczelnego magazynu „Manager Magazin”. Müller jest autorem licznych książek na temat kwestii gospodarczych i polityki walutowej. Jego najnowsza książka „Challenging Economic Journalism. Covering Business and Politics in an Age of Uncertainty.” ukazała się w czerwcu 2023 r. w niemieckim wydawnictwie Palgrave Macmillan. Dla SPIEGEL ONLINE co tydzień dostarcza zwięzłych refleksji na temat najważniejszych wydarzeń gospodarczych tygodnia.