WE WSZYSTKICH sąsiadujących z Izraelem wielkich imperiach, władca był albo Bogiem albo wcieleniem Boga. Czasem wybrańcem działającym jako pośrednik między sferą boską a ludzką rzeczywistością. Jego pozycja wpisana była w porządek uniwersum; nie miała swojego początku i kresu. Nie została wynaleziona czy zaproponowana przez lud. Jej pochodzenie, opisane w licznych mitologiach, wywodziło się z czasu początku istnienia świata, ustanowienia kosmicznego ładu. Rzecz bardzo zwięźle i mocno przedstawił niemiecko-amerykański filozof Eric Voegelin, pisząc w rozprawie Nowa nauka polityki: Wszystkie wczesne imperia, tak Bliskiego jak i Dalekiego Wschodu, uważały się za reprezentantów transcendentnego ładu, ładu kosmicznego, a część z nich traktowała ten ład jako „prawdę” […] Imperium było kosmicznym analogonem, małym światem odzwierciedlającym ład potężniejszy, ład wszechobecny. Rządzenie polegało na utrzymaniu ładu powszechnego w harmonii z ładem kosmosu.
Całkiem odmienną teologię wprowadza Biblia. W jej pierwotnym kształcie formułę „król jest Bogiem” zastąpiła w czasach sędziów zasada „Bóg jest królem”. Zwierzchnikiem ludzkich losów, interweniującym w dzieje poprzez charyzmatycznych przywódców – sędziów. Oni pełnili rolę mediatorów między sferą boską i ziemską. Pan obdarzał ich nadzwyczajną mocą i wtedy oni wygrywali bitwy, jednoczyli na jakiś czas plemiona. Żaden jednak nie uzyskał trwałej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie władzy. Nie chciał jej. Kiedy Gideon pokonał Midnaitów, lud zwrócił się do niego, by został ich władcą: Panuj nad nami, i ty, i syn twój, i syn syna twego, boś nas wybawił z ręki Midnaitów (8,22 Księga Sędziów). Niechęć do władzy dziedzicznej wyraził bardzo mocno Gideon: Nie będę ja panował nad wami, ani będzie panował mój syn nad wami; Pan panować będzie nad wami (8,23). Za czasów Gideona pokój trwał lat czterdzieści. Pokonani Midnaici nie podjęli już walki. Nastał czas ładu i pokoju, póki nie zmienił się sędzia.
Nic nie było w tym okresie trwałego poza tym, że Bóg stojący ponad czasem, poza krytyką pełnił rolę królewską. Ustrój czasów sędziów przypominał luźną konfederację plemion, rodzin, którą niewiele ze sobą łączyło. To nie były czasy spokojne i dobre. Kiedy nie było króla każdy czynił, co chciał i co wydawało mu się słuszne – zwięźle i bardzo surowo komentował ten okres autor Księgi (Sędziowie, 21:25).
Zmiana dokonuje się za czasów proroka Samuela. Pojawia się nowa formuła władzy: teraz Bóg przestał być królem, a król nie został Bogiem. Król nie był pośrednikiem między odmiennego typu rzeczywistościami. Zwierzchnikiem czy zwierzchnikami (suwerenem, suwerenami) nie był już Najwyższy, ale sami ludzie, a ich wyrazicielem, reprezentantem, a czasem tyranem, stawał się monarcha. Sfera władzy i polityki oddzielała się od sfery religijnej, tym bardziej, że nie napotkamy w tej opowieści ani jednej próby deifikacji władcy. Król był takim samym człowiekiem jak inni, choć został namaszczony i posiadał w większym stopniu zapalczywość, chęć władania, bezwzględność czy talent do intryg. W księdze Samuelowej, nie bez wstrzemięźliwego oporu Boga i przy niechęci proroka, odkryta zostaje autonomiczna sfera życia. Jest nią polityka, walka o władzę i związana z nią przemoc, okrucieństwa, bezwzględności, oszustwa. Pojawia się polityka w pewnym określonym momencie historycznym, za sprawą ludu świadomego swej decyzji. Wbrew woli proroka Samuela i Boga Jedynego. Ten wszechmocny Pan zmienia wielokrotnie zdanie na temat monarchii i ustępuje wobec argumentów swoich wyznawców. Ustępuje pomny tego, że oni wybrali swoją drogę wbrew Niemu. Zostaje po części odrzucony lub sprowadzony do innej roli niż polityczna.
Mit pochodzenia władzy nie ma boskiego ugruntowania. To ludzie, zmęczeni walkami, wojnami, sporami i konfliktami wewnętrznymi, gotowi są oddać część swej niezależności, godzą się na posłuszeństwo, podatki, ofiary dla władcy, byle ktoś bronił ich przed wrogami zewnętrznymi i dla nich prowadził bitwy. Gotowi są walczyć, ale walczyć w sposób zorganizowany, celowy, skuteczny. Bronić w ten sposób zarówno własnego życia, jak i zamieszkanych przez siebie ziem. A nade wszystko pragną zachować swoją osobność, która jest wprost wpisana w osobną religię i kult Boga Jedynego. Silna, w miarę scentralizowana władza, wydaje się Izraelitom czymś koniecznym, tym bardziej, że – co widzą – wygrywają i zdobywają przewagę te organizmy polityczne, które mają króla. Na kolejnych stronach Biblii narrator Księgi Samuela przedstawiał żywe portrety władców. Niczego nie upiększał. Nikt z bohaterów wydarzeń nie ma cech świętego. Są tam opisane zasadzki, wojny, morderstwa, gwałty. Taka jest po dziś dzień władza, która do swego zaistnienia w owych czasach (choć nie tylko) wymaga stosowania czasem środków brutalnych. Samuel, który uchodzi za autora tej opowieści niczego czytelnikowi nie oszczędzał. Celem jest zbudowanie trwałego państwa dla plemion Izraela. Ale nigdzie nie jest powiedziane, że ten cel ma wymiar religijny, że chodzi o coś więcej niż stworzenie względnie bezpiecznego domu dla potomków Jakuba. Oczywiście ktoś powie, że bez władzy królów Izrael nie byłby dzisiaj tym czym jest i że budowa państwa Izrael jest tworzeniem domu dla ludu wybranego, ludu kapłańskiego. To prawda, ale Żydzi przez tysiąclecia nie mieli króla i państwa, a zachowali swoją integralność i pamięć, czy mit swego trwania. Mam wrażenie, że przełom intelektualny, jaki się dokonuje na kartach Księgi Samuelowej jest równie niezwykły, jak ten, który odkrył przed kilkoma dziesięcioleciami Isaiah Berlin, charakteryzując odkrycia Niccolo Machiavellego dokonane w czasach Odrodzenia. Można rzec jeszcze inaczej, odkrycie Machiavellego, tak jak Berlin je opisuje, polegające na desakralizacji polityki, zdaje się być tylko powtórzeniem, czy powrotem do dawnych czasów i świadectw biblijnych oraz greckich.
Jak czytamy, synowie proroka Samuela zajęli się sędziowaniem, ale nie dorastali do ojcowskiego poziomu i jego mądrości. Powiadano, że brali łapówki. Byli w sądzie stronniczy. Nie przestrzegali praw, jakich nauczał ich ojciec. Nie bardzo je rozumieli. Wtedy starsi spośród Hebrajczyków zwrócili się do Samuela: namaść nam króla, jak to jest w innych krajach. Przetoż zebrali się wszyscy starsi Izraela, i przyszli do Samuela do Ramaty. I rzekli mu: Otóż się ty zestarzał, synowie twoi nie chodzą drogami twojemi; przetóż postanów nam króla, aby nas sądził, jako je wszystkie narody mają (8, 4,5). Samuel wygłosił stanowczą filipikę antymonarchiczną. Powiadał: staniecie się sługami i niewolnikami króla. Będziecie mu służyć i dla niego pracować. On będzie się ponad was wynosić. Toć będzie prawo króla, który królował nad wami; Syny wasze brać będzie , a osadzi nimi wozy swoje, i poczyni je jezdnymi, a będą biegać przed wozem jego. Córki też wasze pobierze, by gotowały rzeczy wonne i były kucharkami i piekarkami. Pola też wasze, i winnice wasze, i oliwnice wasze co najlepsze pobierze, a rozda sługom swoim. Także sługi wasze, i dziewki wasze, i młodzieńce wasze co najgrzeczniejsze będzie brał, i osły wasze pobierze, i obróci do roboty swojej. Z bydła waszego dziesięcinę będzie brał, a wy będziecie niewolnikami jego (8–11–18). Oznajmił: macie już swego króla. Jest nim Adonaj, Wszechmocny. Monarchia zdawała się być w jego ustach herezją. Użył podwójnego argumentu: pragmatycznego i religijnego. Uprzedzał, że królestwo przyniesienie ograniczenie wolności ludzi. Z kolei jako kapłan domagał się zachowania bezpośredniej władzy Najwyższego. Chciał czystej teokracji. Wspólnotą miał kierować inspirowany głosem Pana przywódca, którego zadaniem było bezpośrednie wprowadzanie w życie boskich wyroków. Mowa Samuela była świetnie skonstruowana. Mocna i niemal przekonywująca. Nawet anarchiści mogliby się pod nią podpisać. Prorok miał zdanie inne niż Mojżesz, który w Księdze Powtórzonego Prawa wskazywał na potrzebę władzy królewskiej. Piątej księgi Mojżeszowej Samuel nie mógł znać. Odkrył ją setki lat później potomek Dawida, król Jozjasz. W czasie remontu Świątyni ktoś ją podobno znalazł i król kazał odczytać ją ludowi i wedle jej zasad sprawował rządy. Mojżesz nauczał tak oto: 14. Gdy wejdziesz do kraju, który ci daje Pan, Bóg twój, gdy go posiądziesz i w nim zamieszkasz, jeśli powiesz sobie: „Chcę ustanowić króla nad sobą, jak mają wszystkie okoliczne narody”, 15. tego tylko ustanowisz królem, kogo sobie Pan, Bóg twój, wybierze spośród twych braci – tego uczynisz królem. Nie możesz ogłosić królem nad sobą kogoś obcego, kto nie byłby twoim bratem. 16. Tylko nie będzie on nabywał wielu koni i nie zaprowadzi ludu do Egiptu, aby mieć wiele koni. Powiedział bowiem wam Pan: „Tą drogą nigdy wracać nie będziecie”. 17. Nie będzie miał zbyt wielu żon, aby nie odwróciło się jego serce. Nie będzie gromadził wielkiej ilości srebra i złota. 18. Gdy zasiądzie na królewskim swym tronie, sporządzi sobie na zwoju odpis tego Prawa u tekstu kapłanów-lewitów. 19. Będzie go miał przy sobie i będzie go czytał po wszystkie dni swego życia, aby się nauczył czcić Pana, Boga swego, strzegąc wszystkich słów tego Prawa i stosując jego postanowienia, 20. By uniknąć wynoszenia się nad swych braci i zbaczania od przykazań na prawo czy też na lewo, aby długo królował on i synowie jego w Izraelu (17,14 –20). Jest tu nakaz skromności. Król ma kierować się boską konstytucją, strzec praw. Bóg Mojżesza nie ma nic przeciw monarchii. Inaczej niż Bóg w czasach Samuela.
Nie znamy argumentów promonarchicznych ówczesnych Izraelczyków poza jednym, mówiącym, że Hebrajczycy chcą żyć tak jak inne narody. Można się domyślać, że chodziło im przede wszystkim o względy bezpieczeństwa i praworządność. Chcieli mieć dobrego wodza i sprawiedliwego sędziego. Wojny z Filistynami były wyczerpujące, a do tego dochodziło do nienawiści plemiennych i konfliktów bratobójczych, nie mówiąc o zwykłych między ludźmi zatargach. Być jak inni, to nie jest dobry argument dla ludu, który zawsze chciał, czy miał żyć po swojemu, oddzielnie od reszty. Starsi Izraela wysłuchali argumentów Samuela i świadomi swego wyboru oświadczyli: Nic z tego; ale niech król będzie między nami. Abyśmy byli i my, jako i wszystkie narody; będzie nas sądził król nasz, a wychodząc przed nami, będzie odparowywał winy nasze (8,19 –20). To brzmi niemal jak preambuła do konstytucji. Wiemy z lektury Księgi, że przeważyła zaskakująca i nowa opinia samego Boga. Ten oznajmił Samuelowi, postanów nad nimi króla. Dotąd lud słuchał proroka, teraz prorok miał się poddać opinii ludu, opinii większości. Bóg odsunął się od królowania urażony przez Hebrajczyków. A Pan rzekł do Samuela: „Wysłuchaj głosu ludu we wszystkim, co mówią do cie[1]bie, gdyż nie tobą wzgardzili, lecz mną wzgardzili, bym nie był królem nad nimi.” Nie chciał się jednak ich woli sprzeciwiać. Nie dążył do narzucania siłą swej woli. Pan wolał się wycofać i pozwolić działać ludowi. Monarchia powstaje z woli ludu, a nie Niebios. Lud – naród do pewnego stopnia ma moc decydowania o swoim losie. Królestwo powstaje w pewnym momencie historycznym. Nie jest odwiecznym wzorcem rządzenia. Bóg ustępuje władzy i tym samym otwiera się na wpół autonomiczna sfera polityki.
Lud poszukiwał silnego przywódcy i stabilnego ładu, obrony w czasach wojny. Nie chciał chaosu, jaki mógł powstać za rządów słabych i moralnie kłopotliwych synów Samuela. Saul był kilka razy ogłaszany przez lud królem i zwycięska wojna zapewniła mu pełne poparcie północnych plemion Izraela. Również Dawid został uznany królem, gdy Judejczycy w Hebronie, ówczesnej stolicy Judei ogłosili go władcą. Bez zgody ludu nie byłby uważany za władcę prawomocnego. Został królem Izraela osiem lat później, gdy starsi ze wszystkich plemion zgromadzeni, oznajmili wobec Boga: tyś jest naszym królem. Jego tytuł do władzy nie wynikał z namaszczenia i wyboru Boga, ale wyłącznie z woli zbiorowości, i oczywiście siły samego Dawida. Zawarł z ludem swoistego rodzaju „konstytucyjną” umowę, choć jej treści nie znamy. Trwał mocno u władzy.
Bóg obserwował wydarzenia, albo dokładniej – podpowiadał Dawidowi, co ten ma robić, choć nawet tego nie jesteśmy pewni, bo często można odnieść wrażenie, że autor ksiąg przywołuje Pana jako chwyt czysto retoryczny. Dawid prowadził ograniczone wojny (nie ma mowy o wojnach religijnych), nie nakładał na zdobyte królestwa żadnych kar religijnych, a tylko je łupił. Jedynym wyjątkiem są wojny z Amelekitami. Ale działo się to za rządów Saula. Ten stracił tytuł w oczach Boga, bo nie wytępił ich wszystkich tak, że do dzisiaj mówimy, że śmiertelnymi wrogami Izraela są nowi Amelekici. W czasie wojny pisał o tym diarysta z warszawskiego getta.
Inną kwestią jest troska o kult religijny, zbudowany wokół Boga jedynego. Nie warto teraz dyskutować kwestii, czy Dawid był autorem psalmów, czy też zostały mu one (w części) przypisane. To trwały i chyba największy wyraz ducha religijnego w całej Biblii (Tanach). Z całą pewnością przeniósł Arkę Przymierza do Jerozolimy, uczyniwszy ją wpierw stolicą swego państwa. Tańczył półnagi w procesji. Jego radość i poruszenie zostały starannie odnotowane. Chciał zbudować Świątynię. Nie było mu to dane, ponieważ – o czym czytamy w Księgach Królewskich – miał ręce zbrukane krwią. To prawda. Mógł Świątynię wznieść dopiero jego dziesiąty syn, Salomon, który co najwyżej wyrzynał swoich wewnętrznych wrogów, ale wojen już nie prowadził. Uchodził Dawid w legendach Talmudycznych za wielkiego znawcę Tory – Pięcioksięgu. Trudno w to uwierzyć, skoro Tora nie była wtedy znana i nigdy się na nią nie powoływał. Księga Powtórzonego Prawa została „odkryta” dopiero przez króla Jozjasza, który stosował się do niej, trzebiąc wszystkie kulty politeistyczne. Był pierwszym władcą z domu Dawida, który centralizował kult religijny i wprowadzał w życie prawa Mojżeszowe.
Dawid – najpotężniejszy czy najsłynniejszy z władców Izraela imał – się wszelkich metod walki. Na wojnach bywał okrutny: mordował, kradł, gwałcił. Nie miał w tym względzie żadnych zahamowań, podobnie jak władcy Moabu czy Asyrii. Talmudyczni mędrcy nie mają mu tego za złe. Aby zdobyć i umocnić władzę, zabijał swoich wrogów, zwykle maskując swój udział w tych morderstwach. Wiedział, jak wykańczać sojuszników i przeciwników. Był bezwzględny i przebiegły, ale też skuteczny. Był lisem i lwem, władcą myślącym i działającym na ogół realistycznie. Raz – jak wiemy – był kimś, kogo określamy „habiru”, zwierzchnikiem zbrojnej bandy złożonej z ludzi „gorzkiego serca”, i wtedy służył największym wrogom Izraela Filistynom (przez lata w istocie był ich wasalnym królem), a dopiero gdy urósł w siłę, atakował sąsiadów od zachodu i wschodu. Bóg nie miał nic do tego. Jego postępowanie wyznaczała logika wojny i logika czy moralność polityki. Nie uczył go Pan, jak władzę zdobyć. Politykę pozostawił władcy i jego roztropności. Odsunął się – jeśli można tak powiedzieć – od spraw codziennych. Związki między monarchą a ludem miały charakter czysto świecki, choć religia pozostawała żywą i mocną siłą. Czternastowieczny żydowski myśliciel mieszkający w Hiszpanii, Nissan Gerondi, pisał o doskonałości praw danych na Synaju i dodawał, że stoją one często w sprzeczności z wymogami normalnego ludzkiego życia. Polityk, czyli król, jest zwolniony z nakazów prawa, bo władza ma szczególne cele i metody działania. Piękne usprawiedliwienie podłości nie tylko króla Dawida.
Bóg zawarł, po latach królowania Dawida, wiekuiste przymierze z jego domem, podobne innym tego typu traktatom w sąsiednich królestwach, ale de facto to Bóg je zerwał, dopuszczając do zniszczenia Świątyni oraz Jerozolimy. Tysiące ludzi zostało deportowanych i wrócić mogli (choć nie wszyscy chcieli) dopiero po zwycięstwie Cyrusa, króla Perskiego, nad władcami Asyrii. Od czasów wygnania Izrael nie miał króla i rządziła nim oligarchia złożona z możnowładców i kapłanów. Pozostało owo przymierze w dziełach mesjańskich, ale to już inna historia.
Bóg Dawida i pierwszych królów Izraela przemawiał przez proroków, ale nawet wtedy nie można było być do końca pewnym, czy mówili oni Bogiem, czy własnymi interesami. Nie byli skłonni do potępienia całych ludów lub prowadzenia wojen religijnych. Nie wzywali do przemocy. Jeśli się prorok objawiał, to ostrzeżeniami albo zapowiedzią klęsk. Działo się tak na przykład wtedy, gdy król Dawid zgrzeszył z młodziutką, a piękną żoną Uriasza Hetyty, Batszebą. Nic nie usprawiedliwiło postępku króla. Nawet narrator tej opowieści nie próbuje ocalić wizerunku Dawida. Pierwszym obowiązkiem króla jest ochrona uciśnionych oraz sprawiedliwe sądzenie. W przypadku Uriasza i Batszeby, Dawid złamał swoje zobowiązania monarchy. Posłany przez Boga prorok Natan tłumaczy Dawidowi: Czemuś znieważył słowo Pańskie, czyniąc to złe przed oczami Jego? […] Przeto teraz nie odejdzie miecz z domu twego aż na wieki, dlatego iżeś mnie znieważył, a wziąłeś żonę Uryjasza Hetyjczyka, aby była za żonę (II, 12,9 –10). Ten sam miecz, który wedle wcześniejszych słów Dawida, na wojnie pożera, teraz został skierowany przeciw królowi. Związek Batszebą i wyrok na Uriaszu dokonywał się skrycie, teraz odpłata i wszystkie kolejne zbrodnie dokonane będą jawnie, na oczach i w obecności ludu. Prorok zapowiada bunt w domu, gwałt jego kobiet na oczach wszystkich, poniżenie króla. Prorok znaną przypowieścią konfrontuje go ze złem, jakie uczynił. Pewien bogacz miał wielkie stada. Jego biedny sąsiad jedną owieczkę, którą karmił, dzielił się z nią chlebem, piła z jego kubka, była mu jak córka. Gdy do bogatego przyszedł gość, ten zabrał owieczkę biednemu i zabił ją na ucztę. Jakże to, wołał Dawid, to przecież czysta niegodziwość. To ty jesteś tym bogaczem, usłyszał Dawid i od razu powiedział: popełniłem zło. Przyjął nauki proroka. Nie ukarał go za mówienie prawdy, jak to uczynił już w Nob Saul, mordując osiemdziesięciu kapłanów.
Przyjął na siebie winę, ale kara nie została mu umniejszona. Zło nie mogło zostać cofnięte, a dodajmy, że w czasach Dawida nie znano pojęcia skruchy. To my przypisujemy je królowi. Starożytni widzieli rzeczy w sposób naturalny: zły uczynek nie zanikał tylko dlatego, że powiedziało się słowo „przepraszam”. Nie inaczej myślał o tym Majmonides, złe uczynki można naprawić dobrymi. Bóg nie ma nic do tego. To, jak postępujemy tylko od nas zależy. To samo dotyczy kar. Kary nie należy mylić z zemstą. Mędrcy żydowscy wyjaśniają, że jeden zły uczynek prowadzi do kolejnego i są to naturalne konsekwencje naszych działań niezależnie od naszego żalu, pokuty, pragnienia samonaprawy. Nie inaczej sądzą moraliści spoza Izraela. Tak samo my myślimy.
Kara musiała się więc wypełnić. Klęski dotknęły króla, choć nie czytamy ani słów proroka Natana, ani słów Psalmu, jako wyrazu Boskiego gniewu. Wiemy aż za dobrze, że najczęściej sami na siebie sprowadzamy nieszczęście, gdy ogarnia nas pycha, hybris, gdy władają nami żądze. Bóg jedynie powiedział, jak bardzo przekleństwo dotknie samego Dawida. My – może dzięki psalmom Dawida – dowiadujemy się, czym jest skrucha.
Żydzi wierzą, że skrucha powstała w wieczór przed stworzeniem Świata. Bez niej nikt nie mógłby się ostać. Żadna wspólnota uładzić się ze sobą. Istotą skruchy, a więc przyznania się do swoich błędów i win, jest powrót do siebie złaknionego prawdy. Po hebrajsku skrucha to teszuwa – powrót do siebie, swojej czystości, powrót do Boga. Jest odnowieniem, powtórnym nawróceniem, oczyszczeniem, aby stanąć czystym w obecności Boga. Dawid uczy przez swój występek, jak trudno wyjść z upodlenia grzechem do radości i ducha ochotnego. Nic tu dodać nie sposób.
Teza o związku między monoteizmem a fanatyczną nienawiścią i ludobójstwem, tak często w naszej historii obecna, jest po wielekroć nietrafna i po prostu fałszywa. Na dwa powody warto zwrócić uwagę. Biblia jest dziełem ludzkim w tym sensie, że została skodyfikowana przez żydowskich mędrców między drugim wiekiem przed wspólną erą żydów i chrześcijan, a pierwszym wiekiem wspólnym. Pierwsze księgi mogły powstać już w wieku IX, a najwięcej już w czasach wygnania i powygnaniowych. Są to dzieła różne i odmienne w swoich teologicznych założeniach; jakaż przepaść zdaje się dzielić Księgi Tory od Księgi Hioba, Koheleta czy Pieśni nad Pieśniami. Zostały scalone, ale nie były do siebie dostosowane czy poprawiane. W każdej z nich objawia się nam Pan inaczej, często pod innym imieniem (pojęcie Bóg w Biblii hebrajskiej nie występuje, to już dodatek tłumaczy). Tych imion jest wiele i każde ukazuje inny atrybut Boga.
Biblia zbudowana jest jako historia. Jej ramy wyznacza opowieść diachroniczna. Pan objawia się w ludzkich dziejach i Jego głos jest wpisany w los Izraela. Nie ma opisanego jednego przymierza tylko trzy. Nie ma jednej historii Dawida, tylko dwie i to dość mocno się od siebie różniące. Nie ma wyłącznie głosu gniewu, przemocy, surowego osądu, choć i taki bywa, ale jest też głos miłosierdzia, opieki i pomocy. Przemoc pojawia się wtedy, gdy Pan chce chronić swój wybrany lud przed grzechem czy zagubieniem pośród obcych. Nie wolno zamykać opowieści o dziejach Boga w jednej formule i łatwych uogólnieniach. To przeczy faktom i rozumowi. A powrót do pogaństwa, który zdaje się proponować tak wybitny historyk i religioznawca, jak Jan Assmann, to żadne panaceum na język przemocy monoteizmu.
Paweł Śpiewak (1951) – socjolog, historyk idei, publicysta, profesor Uniwersytetu Warszawskiego. Dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego w latach 2011–2020. Opublikował m.in.: „Teologia i filozofia żydowska wobec Holocaustu” (2013), „Wieczny Hiob” (2018).