My lunatycy – o niemieckich błędach w relacjach z Rosją | DIALOG 146 (2023/2024)

 

Książka Olafa Kühla „Z. Kurze Geschichte Russlands, von seinem Ende her gesehen“ (Z. Krótka historia Rosji widziana od jej końca) ukazała się w Niemczech we właściwym momencie. Trafia w martwe pole widzenia politycznego Berlina w dyskusji na temat wojny w Ukrainie. Tutaj trzeba zrozumieć kontekst debaty politycznej w Niemczech i jej deficyty. Zasadnicze pytanie postawione w książce, w jaki sposób doszło do powstania tej Rosji, która w 2022 roku dokonała napaści na Ukrainę, prowokuje też kolejne pytanie, a mianowicie, jakie wnioski wyciągnięto w rok po napaści i czy podjęto właściwe decyzje, aby umożliwić Ukrainie wygranie wojny.

Każdy w Niemczech ma do opowiedzenia jakąś historię o najbardziej irytującym spotkaniu z tak zwanymi „Russlandversteher” („ludźmi rozumiejącymi Rosję”) po zajęciu przez Rosję Krymu w 2014 roku. Moja zaczyna się latem 2014 roku od kłótni z trzema absolwentami studiów wyższych – do tego momentu moimi przyjaciółmi – którzy zupełnie poważnie próbowali mnie przekonać, że NATO po 1989 roku faktycznie straciło rację bytu, że nie należy Rosji jako takiej zawsze krytykować i że prawda w przypadku konfliktu pomiędzy Rosją a Ukrainą leży gdzieś pośrodku. Byłem tym przerażony i w związku z tym zacząłem intensywniej zajmować się „polityką zagraniczną” Rosji oraz tym, co mówi się o niej w Niemczech.

Krótko potem stypendium badawcze zawiodło mnie do Warszawy, gdzie ówczesny dyrektor Ośrodka Studiów Wschodnich (OSW) opowiedział mi, że członkowie rządu niemieckiego poprosili go o ocenę, jak należy dalej postępować z Rosją. Jego wniosek brzmiał wtedy następująco: Niemcy w dalszym ciągu dokonują projekcji własnych, pozytywnych historycznych punktów zwrotnych w 1945 i 1989 roku na rozwój wydarzeń w Rosji. Czy to z naiwności, czy to wskutek euforii związanej z nowymi rynkami na Wschodzie, czy też po prostu z powodu wyrzutów sumienia związanych z ciemnymi rozdziałami własnej historii – 25 lat po upadku Związku Radzieckiego obsesyjnie zafiksowani są na pozytywnym rozwoju Rosji i kompletnie przymykają oczy między innymi na fakt ciągłości rosyjskich służb wywiadowczych.

Zdaniem dyrektora OSW, jeszcze bardziej zgubna jest jednak postawa Niemiec w sytuacjach konfliktowych. Cechuje ich przekonanie, że jeśli będą wobec Rosji przychylni lub uprzejmie „pozostaną w dialogu”, przyniesie to pozytywne rezultaty. W rzeczywistości jednak Kreml interpretuje takie zachowanie jako słabość, a co gorsze, w pewnym sensie wyzwala ono w rosyjskim niedźwiedziu apetyt na więcej.

A przy tym w Niemczech było przecież zarówno wystarczająco dużo osób, które ostrzegały, jak i zdecydowanych analiz, że tego typu polityka wobec Rosji już dawno poniosła sromotną klęskę, co dobitnie wykazał Hannes Adomeit w tekście „Bilanz der deutschen Russlandpolitik seit 1990” (Bilans niemieckiej polityki wobec Rosji od 1990 roku; magazyn „SIRIUS”, czerwiec 2020) czy też Adam Krzemiński w tekście „Putins Vasallen” (Wasale Putina; „Die Zeit”, 23.10.2014). Od 2014 roku w politycznym Berlinie odbył się cały szereg kongresów, inicjatyw oraz niezliczonych wydarzeń, na których potępiano błędną politykę ustępstw oraz równego dystansu wobec Rosji i Ukrainy, dyskutując o jej konsekwencjach. Po dyskusji o (nie-)angażowanie się w wojny w Jugosławii w latach 90., faza ta była kolejnym punktem zwrotnym debaty na temat rzeczywistej odpowiedzialności Niemiec w zakresie europejskiej polityki bezpieczeństwa. Na próżno. Presja wywierana na agresora, którym była Rosja, od 2016 roku wyraźnie zelżała. A w roku 2022 nastąpiła właściwa napaść na Ukrainę.

Olafa Kühla poznałem w czasie, gdy w Niemczech, po pierwszym szoku spowodowanym inwazją, rozpoczęła się kolejna fala rozliczeń z historią. Siedzieliśmy razem przy stole, kiedy zadał pytanie: „Co jest teraz bardziej potrzebne: beletrystyka czy literatura faktu?”. Wtedy nawet do głowy by mi nie przyszło, że jego książka (non-fiction), która ukazała się rok później w marcu 2023 roku, odniesie taki sukces i zaoferuje dokładnie tę odpowiedź, której w Niemczech nikt nie miał odwagi wypowiedzieć głośno: że Rosja musi tę wojnę przegrać z hukiem.

Rozliczenie dokonane przez Kühla wymierzone jest już przez sam tytuł książki dokładnie w martwe pole widzenia aktualnej niemieckiej polityki i być może również w nieuświadomioną blokadę Niemców w ogóle. Po prostu nie mieli odwagi, by klęskę Rosji określić jako cel wojny. Najlepszym tego przykładem jest kanclerz Niemiec Olaf Scholz, który jak w psychologicznym podwójnym wiązaniu podkreśla solidarność z Ukrainą, jednocześnie stale opóźniając bardziej zdecydowane wsparcie wojskowe dla tego kraju.

Trudno o lepszy wybór kontekstu dla publikacji książki. Problem dyskusji w Niemczech sięga bowiem głębiej. Szczególnie w kręgach intelektualnych w dalszym ciągu utrzymuje się równowaga między rzekomo rozsądnymi iluzjami wobec Rosji a zrozumieniem, że jednak pomylono się co do Putina. Najbardziej znaną postacią jest tu Jürgen Habermas, autor takich klasycznych pozycji jak „Strukturalne przeobrażenia sfery publicznej”, którą w Związku Radzieckim przed 1989 rokiem przyjęto z wielkim zainteresowaniem. Teraz to jego dawni tłumacze, przede wszystkim Anatolij Jermołenko z Ukrainy, musieli zwrócić mu uwagę na zasadnicze błędy w myśleniu o rosyjskiej polityce. Nieznajomość empirii tej wojny w brutalny sposób obnażyła bezsilność racjonalnych optymistów. Nigdzie nie ukazuje się to w bardziej morderczy sposób niż w pełnej pogardy dla człowieka okupacyjnej polityce Rosji. Twierdzą, że Habermas po prostu zignorował siłę faktów. Siła rozumu nie jest bezwarunkowa. Krytyka jego tekstu była druzgocąca.

Ale także i innym zwolennikom zaprzeczania rzeczywistości dobrze by zrobiło, gdyby już wcześniej głębiej przestudiowali kierunek rozwoju sytuacji w Rosji. Olaf Kühl w swojej przenikliwej analizie rozwoju Rosji poczynając od rozpadu Związku Radzieckiego po raz kolejny ukazuje wszystkie etapy, które od czasu dojścia do władzy Władimira Putina powinny były być czymś więcej niż tylko ostrzeżeniem: droga do wojny w Czeczenii, eliminacja niezależnych dziennikarzy od czasu zatonięcia Kurska, stale rosnący nacjonalistyczny ton podczas koncertów, aż po tyrady nienawiści w rosyjskiej telewizji skierowane wobec Ukrainy – to wszystko zauważał uważny czytelnik gazet w Niemczech, ale mimo to większość z nich systematycznie to wypierała.

Olaf Kühl znany jest nie tylko jako tłumacz prawie 70 – przeważnie polskich – książek oraz pisarz, który często podróżował po Rosji. Będąc doradcą do spraw Europy Wschodniej burmistrza Berlina, jak mało który autor książek miał przede wszystkim wgląd w realnie istniejącą dyplomację rosyjską. Nie chce źle mówić o optymizmie wobec tego kraju, który to sam też podzielał na początku lat 90. Pozytywnie ocenia takie postaci jak Gorbaczow, als staje się bardziej dobitny, opisując drogę Rosji do wojny i korupcji. W książce nie brakuje też anegdot i obserwacji z czasów pracy dla magistratu Berlina. W świetnie zaobserwowanych scenach Kühl opisuje zarówno zakupy z oligarchami na Kudammie, jak i tańce patriotyczne w ambasadzie rosyjskiej w 2014 roku z okazji rocznicy 9 maja. Przecieramy ponownie oczy i zadajemy sobie pytanie, czy odpowiedzialna elita Niemiec składała się z lunatyków, gotowych stale dawać Rosji kredyt, czy być może: nie poświęcać jej należytej uwagi, podczas gdy w Moskwie nikt nie krył się z imperialnymi hasłami.

Ściśle rzecz biorąc, nie jest to literatura faktu, tylko esej. Olaf Kühl porządkuje swoje refleksje wzdłuż pojęć takich, jak chciwość, morderstwo i kłamstwo, można by powiedzieć, współczesnych wariantów grzechów głównych – lub: klawiatury Putina, na której gra on od prawie ćwierć wieku. Niemniej, książka pozostaje dobrą chronologią Rosji ostatnich 33 lat, dokonując refleksji na temat ciągłej rozbudowy państwa mafijnego. To spojrzenie wstecz zaraz na samym początku oferuje nam dwie puenty, o których szybko się zapomina. Po pierwsze – jak niepostrzeżenie, w naszej percepcji, w grudniu 1991 roku w lasach Białorusi uchwalono Porozumienie białowieskie lub koniec Związku Radzieckiego i niepodległość Ukrainy. A po drugie, że dojście Putina do prezydentury było raczej mało prawdopodobne. Rekonstrukcję zamachów bombowych na budynki mieszkalne we wrześniu 1999 roku, które posłużyły mu jako pretekst do ponownego zaangażowania się w (drugą) wojnę czeczeńską, czyta się jak kryminał. Stawka była wysoka. Kolejny przygotowany zamach w mieście Riazań, 200 kilometrów na południowy wschód od Moskwy, dla FSB prawie zakończył się fiaskiem. Mieszkańcy miasta przedwcześnie odkryli podłożone materiały wybuchowe, a odpowiedzialne władze uwikłały się w sprzeczności. Jednocześnie Kühl pokazuje, jak w owym czasie społeczeństwo obywatelskie i część rosyjskiej telewizji nie dawały się zastraszyć, grożąc śledztwem przeciwko FSB. Putin potrafił wyeliminować właśnie te osiągnięcia.

Wszystko to jest dobrze znane. A jednak frapująca jest odpowiedź na pytanie, kiedy zaczęliśmy akceptować te okoliczności jako coś normalnego. Wielu osobom w Niemczech nie udało się rozpoznać mimikry, mylącej retoryki i rozpowszechnianych przez propagandę państwową sprzecznych opcji prawdy, które później jeszcze bardziej podsycano w ramach wojny hybrydowej w Ukrainie w 2014 roku.

Książka Kühla wzywa do stawiania sobie pytań i przywrócenia pamięci. Materiału jest wystarczająco dużo. Śmiertelne wypadki przewijają się przez całą książkę jak sznur korali – nie tylko słynne przypadki, takie jak śmierć dziennikarki Anny Politkowskiej czy byłego agenta KGB Aleksandra Litwinienki. Ale na przykład gwałt i morderstwo popełnione na biznesmenie Walerim Pszenicznym w więzieniu są już mniej znane i stanowią jeden z najbardziej niepokojących momentów lektury.

Książka pozostaje fascynująca również wtedy, gdy natykamy się na takie nazwiska, jak Gleb Pawłowski, Nikołaj Patruszew, Leonid Reszetnikow czy Piotr Szczedrowicki, protagonistów odpowiedzialnych albo za nowe strategie wyborcze w latach 90., albo za wsparcie tajnych służb dla Putina, gdy sytuacja stała się dla niego trudna, albo propagandystów od Ukrainy, którzy zdefiniowali na nowo pojęcie „russkij mir”. Cały czas cementowano drogę do wrogości wobec Zachodu. Igorowi Girkinowi poświęcony jest cały rozdział. To postać Girkina najlepiej obrazuje przejście od wyidealizowanego entuzjazmu dla historii do rzeczywistego udziału w misjach specjalnych (Bośnia i Czeczenia). Symbolizuje nowy entuzjazm wobec wojny w Ukrainie w 2014 roku, pomimo albo właśnie z powodu girkinowskiej krytyki Kremla.

Mimo eseistycznej formy, Kühl nie podąża jednak zawężającą ścieżką związków przyczynowo-skutkowych. Pozostawia przestrzeń na samodzielne połączenie poszczególnych elementów i postawienie pytania, jak w obliczu tej megalomanii i arogancji można było wyobrażać sobie dla Rosji pozytywne zakończenie. Kühl przedstawia różne motywy samooszukiwania się niemieckich elit. Rozdziały „Uwodzicielstwo grzechu” i „Mgła mózgowa” otwierają cały szereg powodów dla usprawiedliwień i bycia współwinnym. Typowo niemiecką „grą” w sferze polityki jest na przykład swego rodzaju „bonus zacofania”, wykorzystywany do systematycznego ignorowania zjawisk antydemokratycznych i korupcyjnych w Rosji. No bo przecież Rosjanie już tacy są – opóźnieni o 40 lat.

Uwaga Girkina, że Rosja zamienia Ukrainę w drugą Polskę, która zostanie utracona, lub toasty rosyjskich ambasadorów za dobre czasy, kiedy to Niemcy i Rosja byli bezpośrednimi sąsiadami – wszystko to jest czymś więcej niż tylko (koszmarnym) snem w malignie. Są to drogi do wojny, oparte na odrzuceniu niezrealizowanej reorientacji rosyjskiego wizerunku własnego. Zwycięstwo pozostaje magicznym słowem dla wszystkich rosyjskich ideologów. Można by powiedzieć – komplementarnym do niemieckiej polityki pamięci.

Kühl jest całkowicie przekonany, że tylko prawdziwa klęska Rosji pomoże jej w zapoczątkowaniu otrząsania się z tego szaleństwa. Wskazuje na analogię do rosyjskich porażek w wojnie krymskiej w 1856 roku, wojnie z Japonią w 1905 roku oraz w I wojnie światowej w 1917. Autor powołuje się na Hannah Arendt: tylko bolesna klęska i prawdziwe przyznanie się do winy pomogły Niemcom po 1945 roku wyzwolić się z szaleństwa nazizmu.

I co dalej? Jak wygląda sytuacja pod koniec drugiego roku wojny w Ukrainie? Jedna z wiodących estońskich ekspertek ds. bezpieczeństwa ujęła to jasno w artykule „Don’t Be Afraid of a Russian Collaps”. Ani berlińscy politycy, ani członkowie rządu Bidena nie wydają się być przekonani co do tego, że celem jest szybka klęska Rosji. Oba rządy w swych działaniach ciągle się wahają, czy wyposażać Ukrainę we wszystko, co umożliwiłoby szybsze zwycięstwo. Jedna z mądrych analityczek ukraińskich w Waszyngtonie już latem 2022 roku ostrzegała przed przekleństwem inkrementalizmu, polegającym na podejmowaniu politycznych decyzji o wsparciu wojskowym dla Ukrainy krok po kroku. To zaniedbanie jest leitmotivem całej wojny. W 2023 roku kanclerz Niemiec wciąż uniemożliwiał dostarczenie Ukrainie systemu rakietowego Taurus o większej sile rażenia i zasięgu – wbrew opinii większości ekspertów.

Perspektywy na rok 2024 są jeszcze bardziej przerażające. Od czasu listu-apelu ukraińskiego ministra obrony w marcu 2023 roku wielokrotnie wzywano do uwzględnienia potrzeb armii ukraińskiej w zakresie konwencjonalnej amunicji artyleryjskiej – decydującego czynnika na froncie. Potem kraje UE nie dotrzymywały jednej obietnicy po drugiej. Zachodnie zdolności produkcyjne w dalszym ciągu nie rozwijają się odpowiednio do zapotrzebowania. Dotychczas zamiast Unii do akcji wkraczali Amerykanie. Jednak w 2024 roku w tym względzie może nastąpić bardzo przykre przebudzenie. Putin to wykorzysta i będzie próbował za wszelką cenę przedłużać wojnę.

Rok 2023 to rok niepodjętych decyzji. Co gorsza, gracze polityczni, fundacje polityczne i intelektualiści w Niemczech w ciągu tego roku nie wywarli w tej kwestii prawie żadnej presji na rząd niemiecki. Powodem może być brak wiedzy wojskowej, której w niemieckim społeczeństwie obywatelskim nigdy tak naprawdę nie wspierano i której nadal brakuje nawet w politycznym Berlinie. Być może establishment kulturalny i polityczny również tęskni za powrotem do business as usual. Wojna jest przecież męcząca. Nie dostrzega się całości konsekwencji. A przy tym znajdujemy się dopiero na początku konfliktu zbrojnego z Rosją. Ten rollback czy też lunatyzm będzie miał straszliwe skutki nie tylko dla Ukrainy.

Ukraiński minister spraw zagranicznych Dmytro Kułeba sarkastycznie spuentował tę sytuację, gdy w 2022 roku pierwsze rundy negocjacji w sprawie broni dalszego zasięgu spełzły na niczym. Powiedział, że jest to jak logika gry wideo: „Musisz włączyć następny poziom, ale zanim ci się to uda, normalnie kilka razy umierasz. Problem w prawdziwym życiu polega na tym, że nie możesz umrzeć kilka razy, zanim osiągniesz kolejny poziom.”

Z niemieckiego przełożyła Agnieszka Grzybkowska

Marcus Welsch  – reżyser filmowy, dziennikarz, analizuje wojnę rosyjską w Ukrainie. Od 2014 r. obserwuje wpływ debaty niemieckiej na Ukrainę i Polskę.

Skip to content