Jarosławowi Kaczyńskiemu, faktycznemu szefowi polskiego rządu i członkom jego partyjnego sojuszu jednego nie można zarzucić, że zatajają swoją ideologię i swój obraz wroga. Na pokojowe, masowe protesty, wywołane przez surowy wyrok sterowanego przez państwową partię Trybunału Konstytucyjnego w kwestii aborcji, Kaczyński pod koniec października 2020 roku zareagował pełnym nienawiści wezwaniem do przemocy. Na tle flag narodowych nawoływał do obrony narodu i kościołów, „za wszelką cenę”, ponieważ – jego zdaniem – jest to zaplanowany „atak” przeciwników, mający „zakończyć historię narodu polskiego”.
Przypominam to zdarzenie bowiem mamy tu do czynienia z klasycznym wezwaniem do obrony władzy o zapędach autokratycznych. A Kaczyński jest personifikacją silnego politycznego spektrum wewnątrz Unii Europejskiej, do którego należy Fidesz Viktora Orbána, a ponadto najsilniejsze siły opozycyjne Włoch, Francji i Niemiec.
Wiadomo, że ta rodzina partii, określana często jako prawicowo-populistyczna, nie tylko chce się „pobawić”, lecz – jak w swojej najnowszej książce Anne Applebaum określiła byłych liberałów – rzuca przynętę autorytaryzmu i realizuje swoje założenia. Brzmi to tak, jakby niskie pobudki, połączone częściowo z korzyściami gospodarczymi, były mile łaskoczącym nawoływaniem syren, odpowiedzialnym za indywidualny zwrot ku prawicowemu populizmowi z jego dychotomią „lud” i „elita”. W pojedynczych przypadkach, dotyczących czy to wyborców, czy aparatu, może się to zgadzać, a pewną rolę odgrywa tu na pewno opisane przez Marka Lillę i prowadzące do rozległego egocentryzmu poczucie obcości między lewicowo-liberalnymi agendami i tradycyjnymi warstwami wyborców. Jednak sukces prawicowego populizmu można dokładniej wytłumaczyć jedynie jego pozbawionymi skrupułów sojuszami, zawieranymi przez jego zwolenników w ramach politycznej konkurencji. Tutaj od razu przychodzi na myśl niegdyś dumna partia republikańska w USA, która w ostatnich latach rzuciła się do stóp gwiazdora telewizji. Po zakończeniu prezydentury Donalda Trumpa problem ten bynajmniej nie zniknął.
Bez wątpienia, uwarunkowane transformacją doświadczenia przegranej, ale i subiektywnie odczuwana zazdrość skłoniła wielu byłych liberałów do zwrócenia się w stronę autorytaryzmu, jak słusznie skonstatowała Anne Applebaum. Decydujący dla gwałtownej radykalizacji jest jednak ogólny ideologiczny przełom, dający się zaobserwować w konserwatywnym spektrum.
Zarówno w USA, jak i w Europie można odnotować nowy rodzaj partnerstwa między konserwatystami i skrajną prawicą. Elity polityczne tegoż spektrum nie widzą najwyraźniej żadnej sprzeczności w przysięganiu na Biblię i postulowaniu „wartości” przy jednoczesnym nawoływaniu do tworzenia bojówek obywatelskich – czy przynajmniej okazywaniu im „zrozumienia” – oraz czysto instrumentalnym traktowaniu zasad demokracji czy ich całkowitym lekceważeniu. W Polsce, na Węgrzech, a możliwe, że niedługo już również w innych miejscach Europy wśród „prawicowej inteligencji“, ale i w ramach pracy rządu, konserwatyzm kompatybilny z demokracją coraz bardziej staje się kończącym modelem. Zamiast tego ideologiczną linię określa konserwatyzm rewolucyjny. Szeroki sojusz „mozaikowej prawicy” pomiędzy środowiskami konserwatywnymi i skrajnie prawicowymi właśnie dlatego jest możliwy, ponieważ ów antydemokratyczny konserwatyzm jest perfekcyjnym uzupełnieniem wściekłości wrogiego mniejszościom elektoratu. Nadaje się temu pozornie intelektualne oblicze, a następnie rozprzestrzenia w mediach i przez think-tanki (po części finansowane przez państwo), co z kolei służy za zawias do politycznego centrum. W ten sposób sprzedaje się szczytne „zasady” i rzekome wolnościowe „dysydenctwo”, wywołując w rzeczywistości ducha dyktatury.
W duchu Carla Schmitta: z „metapolityką” do „partii oporu”
Prawicowy atak na wolność i demokrację pod względem ideologicznym opiera się na odwrocie od ideałów konserwatywnych przy jednoczesnym zachowaniu pojęcia konserwatyzmu. Jednak podczas gdy ojcowie konserwatyzmu kompatybilnego z demokracją, Edmund Burke czy Alexis de Tocqueville, odrzucali ostre, rewolucyjne cięcie i zawsze bronili wolności, to dzisiejszy prawicowy populizm całkowicie bazuje na antypluralistycznej tradycji Carla Schmitta. Schmittowski postulat homogeniczności o „równości równych“ („Gleichheit der Gleichen“), jego odrzucenie demokratyczno-partyjnego parlamentaryzmu oraz jego nauka o możliwym urzeczywistnieniu identytarystycznej demokracji poprzez dyktaturę stanowiły już duchowy fundament „rewolucji konserwatywnej“ (Armin Mohler) – a teraz są nim również dla rewolucyjnych konserwatystów.
Antypluralistyczny prawicowy radykalizm w tradycji Schmitta wypełnia przy tym ideologicznie rozróżnienie prawicowego populizmu pomiędzy elitą a ludem w praktyce politycznej. Rzeczywiste oddziaływanie na masy aż po polityczne centrum, może się rozwinąć jedynie z szerokim wsparciem rzekomo konserwatywnych podmiotów.
Stąd też jeden z najważniejszych wczesnych przedstawicieli Nowej Prawicy (Neue Rechte), Karlheinz Weißmann, wieloletni publicysta tygodnika Junge Freiheit, nie bez przyczyny jest przewodniczącym kuratorium związanej z AfD Fundacji Erasmusa. Przejął to stanowisko po znanym ekonomiście Maksie Otte (obecnym prezesie Unii Wartości, konserwatywnej frakcji CDU; WerteUnion). Teolog Wolfgang Ockenfels, redaktor naczelny chrześcijańskiego czasopisma o długiej tradycji Die Neue Ordnung, jest również członkiem kuratorium Fundacji. Jako konserwatywny katolik sympatyzuje on z „wzorcem moralnym” Donaldem Trumpem i posuwa się nawet do stawiania na równi „propagandy” nazistów i dzisiejszych mediów, spełniających w jego mniemaniu „wytyczne rządu”.
Sprzeczności wewnątrz tego kręgu tuszowane są ujednolicającym rozróżnieniem Carla Schmitta „przyjaciel-wróg”. Radykalna restrukturyzacja prawicy trzyma się przy tym jasnego programu.
Już w 2007 roku Weißmann opisał zadanie konserwatyzmu, polemizując z wówczas jeszcze względnie umiarkowanym Alexandrem Gaulandem, które miałoby polegać na stworzeniu „partii oporu“ z pomocą metapolityki i organizacji. Gauland i inni wzięli to sobie do serca i w szeroko zakrojonym przymierzu z ludźmi pokroju Thilo Sarrazina, Götza Kubitschka i Jürgena Elsässera sformowali awangardę „autorytarnej rewolty” – jak trafnie określił to Volker Weiß w swojej książce, o tym samym tytule, która chętnie zdobi się w szaty rzekomo antyelitarnej ludowej demokracji.Partia AfD już dawno jest partyjno-demokratycznym wyrazem tego nurtu, nawet jeśli Jörg Meuthen, jako pożyteczny „dyżurny” ma okazję udawać bojownika przeciwko skrajnym pozycjom.
Dotychczas jednak niewiele uwagi poświęcono faktowi, że międzynarodowa rzesza autorów, prezentująca się chętnie jako dystyngowana, również należy do tego rewolucyjno-konserwatywnego spektrum. Nowy konserwatyzm i Nowa Prawica są ze sobą silnie powiązane.
Radykalny program przedstawia się jako nową normalność myśli konserwatywnej – bez specjalnego sprzeciwu ze strony samego konserwatyzmu. Ta nowa normalność pasywnie paktuje nie tylko z dyktatorskim przewrotem „od góry”, jak odbywa się to właśnie w Polsce i na Węgrzech. Antypluralistyczną rewoltę, której nie należy opisywać zbyt słabym pojęciem „reakcja” ze względu na jej bezwarunkowe skierowanie na przyszłość, przyspieszają rewolucyjno-konserwatywni autorzy w sposób poniekąd „progresywny” – w kierunku coraz bardziej skrajnych pozycji.
Od „Deklaracji Paryskiej” do „Wspólnego Oświadczenia 2018”
Niedawno zmarły Roger Scruton, jeden z najbardziej znanych przedstawicieli konserwatyzmu, dzielił właściwie pozytywny ideał wolności i sceptycyzm wobec rewolucji z Burke‘iem i Tocquevillem. Za Brexitem Scruton argumentował, wskazując na wykształcone brytyjskie instytucje, a zwłaszcza na Common Law. Jego zdaniem, wynika z niego poczucie przynależności, które on w kontekście angielskiej historii pozytywnie definiuje jako przynależność narodową, zagrożoną w jego opinii przez UE i ruchy migracyjne. W jednej ze swoich ostatnich książek Scruton wyraźnie mówi, że miejsce religii jest za demokracją i za zorientowanymi terytorialnie subiektywnymi odniesieniami. Często powołuje się też przy tym na znaczenie „świeckiej praworządności”.
Na przykładzie Scrutona widać jednak wyraźnie, w jaki sposób wybitni przedstawiciele konserwatyzmu wykorzystują kryzys uchodźczy czy skuteczne próby emancypacji ze strony mniejszości seksualnych do retorycznej legitymacji nowego radykalizmu. Przykładem jest „Deklaracja Paryska” z 2017 roku, podpisana nie tylko przez Scrutona, lecz również przez Roberta Spaemanna, Ryszarda Legutkę, przez węgierskiego zaufanego Orbána – Andrása Láncziego i ośmiu innych europejskich konserwatystów i prawicowych intelektualistów. Chodzi o to, co zwykle, czyli o „wspólne dziedzictwo” i o „narodową suwerenność” (w przeciwieństwie do „imperium”), tylko teraz z szablą zamiast floretu.
„Będziemy chronić, podtrzymywać i bronić rzeczywistej Europy, tej, do której wszyscy tak naprawdę należymy” – czytamy w „Deklaracji Paryskiej“. Uniwersytety nazwane zostały tutaj „czynnymi podmiotami trwającej kulturowej destrukcji”. Należy „odrzucić tyranię fałszywej Europy”, najlepiej przez „nowy rodzaj męża stanu. (…) Tacy przywódcy pragną szacunku swoich obywateli, a nie aprobaty ’międzynarodowej społeczności’, która tak naprawdę jest wizerunkowym narzędziem oligarchii”.
Sygnatariusze „Deklaracji Paryskiej” prezentują się antytotalitarnie – tym samym legitymują jednocześnie zwrot ku prawicowemu populizmowi, będącemu w ich opinii „buntem przeciwko tyranii fałszywej Europy”. W ten sposób usprawiedliwia się przekraczanie granic, tworzenie nowych sojuszy i sukcesywnie zasypuje rowy dzielące konserwatystów, prawicowców i skrajnych prawicowców – także w Niemczech.
I tak oto przed dwoma laty grupa pod przewodnictwem Very Lengsfeld (niegdyś członkini partii Zielonych, następnie CDU, obecnie zaliczana jest do zwolenników Nowej Prawicy i Alternatywy dla Niemiec, przyp. tłum.), przekazała Komisji Petycyjnej w Bundestagu deklarację „Die Gemeinsame Erklärung 2018” („Wspólne oświadczenie 2018”). Deklaracja dotyczyła przywrócenia rzekomo zaburzonego „praworządnego ładu na granicach naszego kraju”, przy czym lista pierwszych sygnatariuszy budzi konsternację. Takie nazwiska jak Thilo Sarrazin, historyk starożytności Egon Flaig czy Uwe Tellkamp sąsiadują z nazwiskami typowych przedstawicieli Nowej Prawicy (Thorsten Hinz, Karlheinz Weißmann, Dieter Stein), z odrealnioną zwolenniczką teorii spiskowych Evą Herman i wiecznym wichrzycielem i asystentem Alexandra Gaulanda Michaelem Klonovskym.
W opinii inicjatorki deklaracji Very Lengsfeld, Republika Federalna jest już od dawna represyjnym reżimem przypominającym NRD, ponieważ „każdy, kto wypowiada dzisiaj swoje zdanie swobodnie i publicznie, musi liczyć się z represjami”. „Deklaracja Paryska” podobnie piętnuje „coraz silniejsze poszerzanie kompetencji rządu, postępującą kontrolę społeczeństwa oraz rosnącą polityczną indoktrynację systemu oświaty”. Przypomnijmy, sygnatariuszami byli Lánci i Legutko, protagoniści prawicowych rządów na Węgrzech i w Polsce, działający dokładnie według dyktatorskiego planu likwidującego trójpodział władzy, który zarzucają swoim przeciwnikom.
Czytając poza tymi oświadczeniami pokaźną literaturę międzynarodową zradykalizowanego konserwatywnego spektrum, można nakreślić ideologiczny szkielet konserwatyzmu rewolucyjnego, który – w opozycji do pluralistycznej demokracji i jako instrukcja dla partii prawicowych – definiują cztery myśli przewodnie: antyliberalizm (w parze z rzekomym antytotalitaryzmem), nacjonalizm, religijny fundamentalizm i opór.
Antyliberalizm i nacjonalizm
Konserwatyzm rewolucyjny nie zadawala się krytyką liberalizmu i indywidualizmu, lecz radykalnie je zwalcza. Propaguje się wzbogaconą przypisami prymitywną nienawiść w stylu „Liberalenbeschimpfung” („Urąganie liberałom”) Armina Mohlera, przy czym stosuje się rozszerzone pojęcie totalitaryzmu, pod które podciąga się nawet indywidualne prawa człowieka.
Najlepszym przykładem jest Ryszard Legutko, polski profesor nauk humanistycznych i jako jeden z dwóch szefów frakcji EKR w Parlamencie Europejskim i jeden z najważniejszych polityków PiS, którego wojownicza rozprawa „The Demon in Democracy” ukazała się również w języku niemieckim i cieszy się wielkim uznaniem w kręgach narodowo-konserwatywnego spektrum. Zdaniem Legutki, zjawiska takie jak liberalizm, egalitaryzm, dominacja mniejszości, prawa człowieka i demokracja idą w parze.
Całkiem po myśli swojej partii, Legutko stale określa ustawodawstwo i sądy jako rzekomych popleczników niejasnej ideologii otwartego społeczeństwa. W stylu teorii spiskowej utrzymuje, że niewielka elita indoktrynuje społeczeństwo i skaptowała instytucje parlamentarne, zwłaszcza Unii Europejskiej, w celu zniszczenia klasycznych struktur rodzinnych, głównie na korzyść osób homoseksualnych i feministek. Sytuacja przedstawiona została dramatycznie, aby zainscenizować sytuację, w której konieczna jest obrona. Legutko pisze o liberalnym „Blitzkriegu”, o „fali barbarzyństwa” oraz o „wojnie przeciwko chrześcijaństwu”. W ten sposób Polska pod rządami PiS stylizowana jest na galijską osadę, w której zachowała się kulturowa i religijna tożsamość.
Legutko wyraźnie mówi, że trójpodział władzy i demokracja nie należą do godnych walki wartości kultury zachodniej. W opublikowanym w 2018 roku eseju dla czasopisma American Affairs wyjaśnia, iż liberalizm i demokracja są koniec końców „alianckimi” egalitarystycznymi ideologiami i dlatego należy je odrzucić. W rezultacie stwarzają one – jego zdaniem – elitę o problematycznym nastawieniu do demos. Z kolei przykład Polski pokazuje, jaką korzyść przynosi zachowanie niedemokratycznych kultur przeciwnych, na przykład romantyzmu czy rzymskiego katolicyzmu. W opinii Legutki, tylko w ten sposób można uciec przed liberalno-demokratyczną tyranią. Wolnościową demokrację Legutko chciałby zastąpić homogeniczną tożsamością zbiorową. Konieczny jego zdaniem powrót do tradycji i pochodzenia, jeśli miałby się udać, na pewno nie wyniknie z procesów demokratycznych. Protestujących, którzy wyszli na polskie ulice przeciwko de facto całkowitemu zakazowi aborcji i reżimowi PiS, określił odpowiednio mianem „armii barbarzyńców”, przeciwko którym powinien się zwrócić każdy uniwersytet. Kto zna się na lokalnych rozgrywkach, ten wie, że przewodniczący frakcji EKR miał też na myśli przyznawanie dotacji w przyszłości.
Działania polityczne w Polsce i na Węgrzech stanowią zatem czysto antyliberalny projekt. Zdecydowanie konserwatywny autor Patrick J. Deneen, który uważa, iż liberalizm poniósł klęskę, jest mimo wszystko krytykowany przez Legutkę ze względu na jego rzekomy brak konsekwencji – Deneen opowiada się bowiem za demokracją i uznaje pozytywne osiągnięcia liberalizmu, co Legutko jednoznacznie odrzuca. Niezależnie od tej wcale nie błahej różnicy Deneen i Legutko spotykają się w ramach tak zwanych National Conservatism Conferences. Konferencję „NatCon” organizuje Edmund Burke Foundation, którą kieruje Yoram Hazony. Gwiazdą ostatniej jej edycji w lutym 2020 roku w Rzymie był Viktor Orbán. Gościem konferencji była zarówno postfaszystowska, bagatelizująca Mussoliniego Giorgia Meloni (Fratelli d’Italia) jak i polska ambasador we Włoszech oraz liczna rzesza z transatlantyckiej sceny zradykalizowanych konserwatystów. Spoiwem dla tego konglomeratu jest forsowana przez Hazony‘ego pozytywna konotacja pojęcia nacjonalizmu. Przy czym Hazony propaguje etnopluralizm Nowej Prawicy, który w jego książce uzasadniony jest bezpodstawnym argumentem, że tylko nacjonalista jest w stanie zrozumieć emocjonalną przynależność innych ludzi, co czyni go zdolnym do moderowania. Ponadto nacjonalizm, nawet gdy przekracza granice, ograniczony jest tylko do własnego plemienia, nie jest imperialistyczny ani uniwersalistyczny, a poza tym w każdej chwili może być ograniczony przez kraje sąsiedzkie poprzez gwarancję bezpieczeństwa z ich strony. Tego rodzaju wspaniałe argumenty autor wymienia jeden za drugim, co wystarcza za gwarancję jego statusu intelektualisty.
Gloryfikacja sfery kulturowo-narodowej
Wywyższanie elementu kulturowo-narodowego w konserwatyzmie rewolucyjnym przypomina adorację Świętego Graala. Timothy Snyder trafnie określił to mianem „polityki wieczności”, którą dzisiaj kierują się nacjonaliści pokroju Trumpa, Putina czy Orbána. Umacnia się ją nieustannym obwieszczaniem rzekomych wrogów narodu wewnątrz państwa i poza jego granicami. Ta apolityczna, Schmittowska ekskluzja manifestuje się w praktyce, kiedy Jarosław Kaczyński we wspomnianym na wstępie przemówieniu wyklucza z narodu wszystkie osoby myślące inaczej. Na płaszczyźnie teoretycznej drogę tę naszkicowała publikacja wydawcy czasopisma First Things Rusty‘ego Reno. Określa on religię, silne kierownictwo polityczne, tradycyjną rodzinę oraz naród jako „strong gods”, których jego zdaniem należy ponownie ożywić, aby pokonać otwarte społeczeństwo.
W celu zachowania świętości każdy środek jest dobry, nawet kłamstwo w służbie wyższej „prawdy”. Donald Trump doprowadził tę grę do punktu krytycznego, ale odbywa się ona już dawno także w Europie. Szukając rady u Hannah Arendt i w jej wypowiedziach o znaczeniu „prawd faktycznych”, długofalowa strategia przeciwników liberalnej demokracji polega na „rozpuszczaniu faktów w opiniach lub zacieraniu między nimi różnic”. Na próbki tej dyscypliny natknie się każdy, kto śledzi różne procesy przeciwko Polsce przed TSUE. Na przykład nominowany przez PiS sędzia (Jarosław Dudzicz), przemawiający jako oficjalny przedstawiciel wpływowej KRS, posuwa się do tego, żeby kategorycznie kwestionować stawiany mu zarzut stronniczości. Utrzymuje, że TSUE miał dostęp do fałszywych informacji. Wystarczy tylko rzut okiem na Twittera, żeby stwierdzić, że sędzia ten wykorzystuje media społecznościowe jako codzienny kanał propagandy rządowej. Konserwatyzm rewolucyjny pozwala na rozprzestrzenianie „alternatywnych faktów”. AfD nie ma rzekomo nic wspólnego z PEGIDĄ, Ruchem Identytarystycznym czy Nową Prawicą, jest za to „mieszczańsko-konserwatywna”. Podczas licznych wykładów kierownictwa partii w miejscowości Schnellroda (wraz z Jörgiem Meuthenem) wszyscy chyba cierpieli na nagły zanik pamięci.
Chrześcijański radykalizm i opór
Kolejnym elementem konserwatyzmu rewolucyjnego dla coraz większej liczby osób z omawianego spektrum jest radykalizm religijny. Ostatnia konferencja „NatCon” nosiła tytuł „God, Honor, Country: President Ronald Reagan, Pope John Paul II, and the Freedom of Nations”. W tym środowisku, na przykład w niemieckim Renovatio-Institut czy w kręgach czasopisma The European Conservativ”, emerytowany papież Benedykt XVI uważany jest za kolejną gwiazdę. Z tym konserwatyzm demokratyczny mógłby się jeszcze pogodzić, gdyby literatura ta ograniczyłaby się do wypowiedzi na temat osobistej kontemplacji, wewnętrznej emigracji i do stylu życia nie-misjonującej „kontrkultury”. Tutaj przykładem jest książka Roda Drehera „Opcja Benedykta”. Jednak chrześcijański radykalizm w ramach konserwatyzmu rewolucyjnego staje się ofensywnym programem ideologii, która łączy nacjonalizm i likwidację trójpodziału władzy z elementami teokratycznymi.
Rusty Reno zarzucił Rodowi Dreherowi, iż jest on zbyt bierny i nie dąży do zwycięstwa chrześcijaństwa i nacjonalizmu nad uniwersytetami. Dreher wziął sobie zarzut do serca i napisał książkę o chrześcijańskich fundamentach antytotalitarnego oporu, przy czym dzisiejsza sytuacja po raz kolejny porównana została z komunizmem. Nie chciał zostać posądzony o brak ducha oporu, sceptycyzm wobec rewolty i o umiarkowanie. Na końcu można by było przecież zostać jeszcze „świadkiem wroga” (Feindzeuge, Björn Höcke; Björn Höcke należy do skrajnie prawicowego skrzydła AfD i przewodniczy frakcji w Landtagu w Turyngii, przyp. tłum.). Konserwatyzm rewolucyjny jest napędzającym ruchem, który analogicznie do skrajnie prawicowej retoryki podczas kryzysu uchodźczego rości sobie prawo do oporu. Do wrogości wobec równouprawnienia osób homoseksualnych i praw kobiet wykorzystuje się obok areligijnych działań właściwie również i „martwego Boga” w sensie antyoświeceniowej teologii politycznej. Kiedy Trump każe się modlić o z góry pewne zwycięstwo, to jest to popkulturowy wyraz szaleństwa.
„Obrona własna” przeciwko liberalnej przemocy
Antyliberalizm i rzekomy antytotalitaryzm, nacjonalizm i fundamentalizm religijny – to składniki, z których konserwatyzm rewolucyjny przyrządza miksturę ideologii, która propaguje chuligańskie wyrazy „oporu”, lekceważące demokratyczne normy. Na podstawie rzekomej „woli ludu” ma się prawo „od góry” ujednolicać i nawoływać do rekonkwisty „od dołu”. W razie wątpliwości, była to obrona własna przeciwko liberalnej przemocy.
Belgijski historyk David Engels, który pracuje obecnie w poznańskim Instytucie Zachodnim na służbie polskiego rządu, chętnie odziewa swoje analizy dotyczące „upadku Zachodu” w szaty historycznych porównań. Jego aktualna książka „Que faire?” („Co robić?”) idzie jednak jeszcze dalej. Tutaj Engels oferuje już wręcz idealny program konserwatyzmu rewolucyjnego, stąd nie dziwi pozytywna recepcja książki w kręgach Nowej Prawicy – w przeciwieństwie do życzliwego przyjęcia w innych środowiskach.
Początek sławy Engelsa to jego książka, która już w 2014 roku ukazała się w języku niemieckim „Auf dem Weg ins Imperium” („Na drodze do imperium”), przedstawiająca analogie między upadkiem republikańskiego Rzymu a Unią Europejską. Zadziwia fakt, że dzieło było często chwalone, ponieważ Engels stwierdza tu na przykład, iż Europę charakteryzuje negatywna „zmiana z państwa narodowego w państwo prawa”. Otwarcie opowiada się za likwidacją demokracji. Jego zdaniem tylko w ten sposób można bowiem przezwyciężyć europejski kryzys. W lutym 2020 roku w katolickim tygodniku Die Tagespost Engels pisał: „Otwarcie praktykowana tyrania w skali długofalowej może być lepsza dla psychicznego i politycznego zdrowia społeczeństwa niż codzienne poniżanie przez oligarchię ukrytą pod płaszczykiem demokracji”. W prawicowym czasopiśmie Cato Engels konsekwentnie broni polskiej reformy sądownictwa, odrzucającej trójpodział władzy. Jego zdaniem chodzi w niej o „oparcie nowoczesnego ustawodawstwa o prawo naturalne i boskie zasady”. Engels zalicza się do najbardziej pracowitych autorów omawianego spektrum. Szczególnie upodobał sobie wizje przyszłości. W roku 2030 widzi siebie jako obywatela Polski, która wyrzekła się UE, stając się ulubionym celem migracji dla zachodnioeuropejskich uchodźców. W rzeczonej wizji przyszłości Engels wybiera się na Zachód Europy. Opisuje swoją wizytę w „przypominającym zamek gospodarstwie obronnym” pewnego preppersa, który od razu kojarzy się z zameczkiem rycerskim nowoprawicowego Götza Kubitschka. Uzbrojone i surowo strzeżone gospodarstwo stanowi część „konserwatywnego, duchowego odrodzenia” i działa jako „placówka oświatowa, biblioteka, kuźnia kadr, azyl, twierdza, święta przestrzeń”.
Fikcyjny gospodarz Engelsa opowiada mu o „hesperialistycznym związku partii w Europie”, który w 2030 roku przewodzi antyliberalnemu ruchowi oporu. Inne siły „zradykalizowały się” w 2030 roku w „podziemiu”, do którego zostały zepchnięte. W swoim tekście Engels propaguje zjednoczenie chrześcijańskiego narodowego konserwatyzmu, nowoprawicowych ugrupowań i brutalnego, skrajnie prawicowego oporu w ramach „rekonkwisty”, która jest ulubionym hasłem Ruchu Identytarystycznego.
Jednopartyjne państwa bez trójpodziału władzy
Engels publikuje swoje teksty w głównych mediach nowoprawicowego i konserwatywnego spektrum. W czasopiśmie Sezession (którego redaktorem naczelnym jest Götz Kubitschek, przyp. tłum.) z października 2018 roku można znaleźć długi wywiad z Engelsem. W tym samym numerze rewizjonista historyczny i polityk AfD Stefan Scheil utrzymuje, że „w roku 1939 niemiecki rząd nie dążył do kolejnej gorącej wojny”. W artykule dla portalu internetowego „Tichys Einblick” Engels powołuje się na teorio-spiskową retorykę tak zwanych „Querdenker” (j. p.: nonkonformista, niepokorny umysł), perorując o „przymusowym szczepieniu, (…) ciągłym policyjnym dozorze dla obywateli” i „surowych karach dla tak zwanych fake newsów, a tym samym dla każdego rodzaju opozycji”.
Engels postrzega siebie jako intelektualnego pioniera. Kluczowy termin konkwisty – hesperializm – sam wprowadził w jednej ze swoich książek. Antologię tę przedstawił w 2019 roku w Instytucie Polskim w Berlinie. Jego program likwidacji demokracji już dawno jest wprowadzany w życie przez rządy Polski i Węgier poprzez tworzenie państw jednopartyjnych, pozbawionych trójpodziału władzy. Jako belgijski „analityk” na służbie państwa polskiego Engels bierze w tym udział. Podobno chodzi tutaj o niezależność od „europejskiej ośmiornicy”. Jej macki okazują się jednak wybitnie nieskuteczne. Jak inaczej mogło dojść do tego, że polskie sądownictwo znalazło się do tego stopnia pod jarzmem egzekutywy?
„Prawo narodów do samoobrony”
W wywiadzie z 2019 roku Viktor Orbán odwołał się do „prawa narodów do samoobrony”, z którego jego zdaniem korzystają Węgry. Engels nawołuje do „odzyskania władzy nad naszą Ojczyzną i stworzenia nowych instytucji”. „Demokracja przedstawicielska”, „nowoczesny system oświaty”, różnorodność czy świadomość historyczna to jego zdaniem „długo wyznawane i skazane na śmierć idole”. Należy życzyć sobie „końca dzisiejszego, najwyraźniej coraz mniej zdolnego do działania porządku politycznego”, przy czym „szturm na parlamenty” „jeszcze nie” jest bezpośrednio przed nami, lecz mimo to trzeba pokazać, „że opór przeciwko obecnemu porządkowi społecznemu i politycznemu faktycznie istnieje i odważy się słowa zamienić w czyny”.
Dla Engelsa żyjemy w złych czasach, ponieważ „ludzie często są chorzy, kalecy, otyli lub anorektyczni, współczesny ideał piękna zdaje się odpowiadać na potrzeby pedofilskich instynktów lub homoseksualnej erotyki”. Z kolei „zostać chrześcijaninem i być z tego dumnym (…) jest najważniejszym obowiązkiem każdego człowieka”. Summa summarum wszelkie działania powinny stanowić przygotowanie do „decydującej walki, która wybuchnie, kiedy wszystko, co zmurszałe, co już dziś się chwieje, całkiem runie”.
Przedstawiona w niniejszym artykule ideologia w Polsce i w innych miejscach stanowi już doktrynę państwową. Prowadzi ona do „stref wolnych od LGBT” i do likwidacji demokracji – i określa działania skrajnie prawicowo-populistycznych partii, które w rzeczywistości są partiami skrajnie prawicowymi, udającymi konserwatywne. Bez skierowanego przeciwko tej ideologii dokładnego, ponownego zdefiniowania i ustalenia granic demokratycznego konserwatyzmu ta niegdyś ważna myśl utraci swoją uzasadnioną pozycję w pluralistycznej wymianie opinii i idei. A jeśli UE za pomocą mechanizmu praworządności nie postawi granic osobom pokroju Orbána i Kaczyńskiego, liberalna demokracja podda się bezszelestnie.
Markus Linden – profesor nauk politycznych na Uniwersytecie w Trewirze. Jego zainteresowania badawcze obejmują teorię demokracji, partie i systemy partyjne, Nową Prawicę i prawicowy populizm.
Artykuł ukazał się pierwotnie w czasopiśmie Blätter für deutsche und internationale Politik nr 1/21. Dziękujemy redakcji i autorowi za możliwość publikacji. Pełna wersja artykułu (z przypisami) w polskiej i niemieckiej wersji językowej jest dostępna na portalu Forum Dialogu – Perspektywy ze środka Europy.