Ostatnie miesiące pokazały, że Polska umie zaskakiwać. Wydarzenia, które miały miejsce i związane z nimi reakcje społeczeństwa i polityków są jednak konsekwencją głębszych procesów, których nie sposób tutaj szczegółowo omówić. Warto jednak pokusić się o krótką refleksję.
„Żarty się skończyły”
(Śródtytuły są cytatami zaczerpniętymi z transparentów ze strajków kobiet w 2020 r., przyp. autorki).
Pod koniec października 2020 roku media międzynarodowe obiegły informacje z Polski, mówiące o największych od czasu przemian ustrojowych w 1989 roku demonstracjach. Setki tysięcy kobiet wyszły na ulice miast i miasteczek, niezależnie od swojego statusu społecznego, wieku a także do pewnego stopnia sympatii politycznych. Polki nie były osamotnione, towarzyszyli im licznie mężczyźni. Była to odpowiedź na orzeczenie wydane przez Trybunał Konstytucyjny, uznające za niezgodny z konstytucją przepis dopuszczający aborcję w przypadku dużego prawdopodobieństwa ciężkiego i nieodwracalnego upośledzenia płodu albo nieuleczalnej choroby zagrażającej jego życiu. Należy tu przypomnieć, że do niedawna obowiązująca ustawa jest jedną z najbardziej restrykcyjnych w Europie w kwestii przerywania ciąży. Skala protestów zaskoczyła zarówno organizatorki, jak i rządzących. Tłumnie wychodzący na ulice ludzie jasno zakomunikowali, że „żarty się skończyły”.
„Wypierdalać”
Protestujące i protestujący blokowali ulice, strajkowali, wywieszali transparenty w oknach, a wszystkim tym działaniom towarzyszyło hasło „Wypierdalać”. Wracało ono i wraca jak refren w kolejnych wariacjach. Hasło to nie jest nowe w języku protestujących. Pojawiło się chociażby podczas Marszu Równości w Białymstoku w 2019 roku, gdzie skandowali je narodowcy wobec środowisk LGBT. Tylko wtedy nie stało się tematem narodowej dyskusji. Nowością nie są także mocne i niecenzuralne słowa. Wulgaryzmy były już elementem dyskursu publicznego na przestrzeni ostatnich lat. Tytułem przykładu można wspomnieć o ujawnieniu taśm, na których nagrani politycy w podobny sposób wyrażali się o swoich oponentach lub sytuacji w kraju i za granicą. Zatem sam język nie był nowym zjawiskiem, ale zaskakująca jest jego skala i radykalizacja. Język wskazuje również na istniejące w Polsce podziały i zjawiska, które postępują już od wielu lat. Od kilku miesięcy rosło także ogólne rozczarowanie wobec rządzących, potęgowane nieumiejętnym zarządzaniem epidemią i jej skutkami gospodarczymi. Nic zatem dziwnego, że zamiast umiarkowanych postulatów, radykalna forma języka stała się skrótem i prostym komunikatem. Nastrój ten dobrze oddaje hashtag używany w mediach społecznościowych #mamydość. Wulgarne słowa stają się naturalnym wyrazem buntu, zwątpienia i gniewu.
„Moja macica, moja sprawa”
Pierwsze próby władzy w zakresie ograniczenia prawa do aborcji pojawiły się w 2016 roku. Projekt zatrzymała jednak fala demonstracji zorganizowanych przez polskie aktywistki, które przerodziły się w końcu w bardziej sformalizowany Ogólnopolski Strajk Kobiet. Sprawa ustawy uległa zamrożeniu, jednocześnie jednak grupa parlamentarzystów z obozu rządzącego złożyła wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o uznanie jednej z przesłanek aborcyjnych za niezgodną z Konstytucją. Dla każdej osoby znającej się na polskich realiach oczywiste jest, że Trybunał po reformach Prawa i Sprawiedliwości nie jest niezależną instytucją. Sprawa przez długi czas wisiała na wokandzie, by nagle 22 października 2020 roku zostać rozstrzygniętą. W kulminacyjnym momencie drugiej fali pandemii Trybunał Konstytucyjny zdecydował po myśli wnioskodawców i stwierdził niekonstytucyjność rozwiązania. Doszło tym samym do naruszenia wypracowanego przed laty delikatnego konsensusu społecznego. Ludzi z bardzo różnych opcji politycznych połączyła niezgoda na takie działanie oraz sprawa fundamentalna – wolności wyboru oraz możliwość decydowania o sobie: „Myślę. Czuję. Decyduję”.
„Rząd nie ciąża, da się usunąć / Wolność wyboru zamiast terroru”
Na protesty w Polsce – ich radykalizm i intensywność – należy jednak patrzyć w szerszym kontekście. Sprzeciw wobec orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego szybko przeobraził się bowiem w bunt przeciwko PiS („PiSOFF”) i zerwanie z podporządkowaniem się autorytetowi władzy i wiary. Zanegowano polityczność w jej obecnym kształcie. Zanegowano wiodącą rolę polskiego Kościoła, którego autorytet był przedmiotem postępującej erozji na skutek licznych, nierozliczonych skandali seksualnych. Pytając uczestników marszów, dlaczego protestują, można usłyszeć bardzo różne głosy: w obronie wolności, wolnego wyboru, demokracji, rządów prawa, przeciwko PiS-owi, na rzecz wolności decyzji swoich dzieci, otwartego Kościoła, za Europą.
Strategia władzy była (i nadal jest) prosta – przeczekać protesty i okopać się na swoich pozycjach. Zmęczeniu protestujących, wydawało się, sprzyja pandemia i pogoda. Tymczasem protesty są kontynuowane i częściowo przeniosły się do Internetu. Jednocześnie odnotować można spadek poparcia zarówno dla rządu, jak i dla PiS. Również autorytet Kościoła znalazł się w dramatycznej sytuacji, zaś liczba apostazji – przynajmniej w oparciu o deklaracje w mediach społecznościowych – wzrasta z dnia na dzień. Polska polityka po wybuchu gniewu nie jest już taka sama, staje się coraz bardziej świecka i brutalniejsza. Strach, gniew i złość towarzyszą polskiemu społeczeństwu i jego elitom – w większym wymiarze, niż miało to miejsce w latach poprzednich.
„Podmiot nie zgadza się z orzeczeniem”
22 października 2020 roku zaczęło się jeszcze coś bardzo ważnego. Młodzi, pozamykani przez pandemię w domach, sfrustrowani sytuacją, wzięli kartony, zapisali hasła, wyrażając swój gniew, i wyszli zaprotestować. Korzystając z mocnego języka, nie pozostają bez poczucia humoru. Przestano już zadawać pytania, gdzie są młodzi, bowiem oni znaleźli się na ulicach. Średnia wieku protestujących jest o wiele niższa niż podczas wcześniejszych protestów. W pewnym sensie świat wirtualny przeniósł się na ulicę. Gdyby szukać na świecie odpowiednika tego stylu protestów, najbliższy wydaje się Młodzieżowy Strajk Klimatyczny. Młodzież, mówiąca swoim internetowym językiem, stanęła w kontrze do rządzących, mówiących językiem „analogowym”. Szokujące są również obrazy kordonów policyjnych strzegących kościołów i domu Jarosława Kaczyńskiego na tle demonstrujących nastolatków. „Dzieci” okazały się przy tym być bardzo dobrze obywatelsko wyedukowane i w zdecydowanej większości pokojowo nastawione. W przeciwieństwie do policji, która z czasem zaczęła używać pałek i gazów łzawiących. Te miesiące są formacyjnym doświadczeniem młodego pokolenia. Przyszłość pokaże, czy będzie to doświadczenie mocy czy niemocy. Nie tylko dla tego pokolenia.
Olga Wysocka politolożka, menedżerka kultury, od 2018 r. zastępczyni dyrektora w Zachęcie – Narodowej Galerii Sztuki; w latach 2014–2018 była wicedyrektorką Instytutu Adama Mickiewicza; autorka artykułów i opracowań nt. populizmu, demokracji oraz promocji i zarządzania kulturą.