Prawdziwy koniec III RP | PP 148/2018

W CZASACH wielkich podziałów ideowych i politycznych sytuacja tych, ktorzy mają nieszczęście być obdarzeni dobrą i długą pamięcią, jest na ogół nie do pozazdroszczenia. Ponieważ ośmielają się pamiętać czasy sprzed konfliktu zagarniającego coraz to nowe obszary życia i spychającego wszystkie inne kwestie na dalszy plan, są obiektem w najlepszym razie niechęci, w najgorszym – otwartej wrogości obu stron. Po pierwsze dlatego, że są jak memento ich błędów, zaniechań i krotkowzroczności. Przypominają, że sprawy mogły potoczyć się inaczej, że ofiar – symbolicznych lub prawdziwych – można było uniknąć, że wspólnota polityczna na głębokim pęknięciu tylko straciła, bo nie starczyło jej już sił i uwagi na rozwiązywanie rzeczywistych problemów. Po drugie – i na tym polega główne zagrożenie, jakie stanowią dla zwaśnionych stron – pokazują, że skoro konflikt nadający ton życiu zbiorowemu w danym momencie kiedyś nie był oczywisty i nie trwał wiecznie, to rownież przyszłość bez niego jest możliwa. A to napawa panicznym strachem skonfliktowanych, ktorzy na sporze zbudowali całą swoją legitymizację, nauczyli się go obsługiwać i czerpać z niego profity.

Rafał Matyja, na nieszczęście dla swojej ewentualnej kariery politycznej w państwie podzielonym na obozy PiS i PO, ale z ogromną korzyścią dla czytelników jego książki Wyjście awaryjne, pamięć ma wyjątkowo dobrą i pozwala jej się prowadzić w poszukiwaniu alternatyw dla Polski przeoranej przez wojnę kulturową i partyjne rozgrywki ostatnich lat. Jego pamflet polityczny, noszący kluczowy podtytuł o zmianie wyobraźni politycznej (do tego pojęcia wrócę za chwilę), to rzecz wyjątkowo niewygodna zarówno dla tych, ktorzy naprawdę wierzą lub mozolnie przekonali samych siebie do zalet „dobrej zmiany”, jak i trwających w błogim „a nie mówiliśmy” popleczników jej opozycji, której jedyną wyrazistą cechą jest sprzeciw i uważanie się za opozycję, zastępujące mozolną pracę programową.

Ci pierwsi dostaną zapewne furii, słysząc główną i bardzo dobrze uargumentowaną tezę autora na temat rządow PiS po tryumfalnym, podwójnym zwycięstwie wyborczym w 2015 roku. Matyja dobitnie pokazuje, że działania, ktore miały doprowadzić do zerwania z przeszłością naznaczoną imposybilizmem i korupcją, przynieść nową jakość rządzenia, zaprowadzić w Polsce prawdziwą i suwerenną demokrację, w ktorej głos większości byłby ostateczną instancją, w gruncie rzeczy stanowią kontynuację, a niekiedy wręcz wzmocnienie najgorszych cech tak znienawidzonej przez PiS III RP. W imię walki z grupami interesu partia rządząca wcale nie umocniła państwa i nie uodporniła go na naciski, lecz jeszcze bardziej je osłabiła, by uczynić je całkowicie poddanym jednej grupie interesu – jej samej. Oskarżenia Matyi mają tak dużą wagę, ponieważ skutecznie podważają rewolucyjny charakter rządów PiS. Zamiast decyzjonizmu a’la Carl Schmitt, rządy prezesa Kaczyńskiego i jego ekipy pokazane są w Wyjściu awaryjnym jako eksplozja niekontrolowanej indolencji, ktora przynosi efekty odwrotne od deklarowanych, a bardzo często rownież odwrotne od zamierzonych.

Ta druzgocąca diagnoza rządów PiS nie powinna jednak cieszyć ludzi z obozu PO. Matyja pokazuje nie tylko współudział Platformy w podsycaniu konfliktu skutecznie dzielącego Polskę i odcinanie przez nią politycznych kuponów od niekończącej się wojny kulturowej – tę diagnozę słyszeliśmy już wiele razy. Dzięki swojemu darowi pamięci może też pokazać, że podziały określające charakter owej wojny zostały z czasem nagięte do wymogow bieżącej sytuacji politycznej, a konflikt między obydwoma ugrupowaniami jest w gruncie rzeczy nie ideowy, ale czysto pragmatyczny – ma służyć zdobywaniu, odbieraniu i podtrzymywaniu władzy. Matyja przypomina na przykład, że to koalicja PO-PSL przegłosowała w 2011 roku ustanowienie Narodowego Dnia Pamięci Żołnierzy Wyklętych. Ten symboliczny fakt dobitnie ilustruje, że wyniszczająca wspólnotę polityczną wojna kulturowa nie opiera się w istocie na fundamentalnych rożnicach ideologii, wartości czy nawet estetyki – między PO i PiS panuje w istocie pewna brudna wspólnota wyobraźni, jeśli chodzi o sferę publiczną. W tej optyce wspólne zostaje podporządkowane partyjnemu, a podejmowanie decyzji zostaje zastąpione decyzjonizmem. Nie chodzi o wybranie najlepszego we własnym mniemaniu rozwiązania, niekiedy politycznie ryzykownego, ale o stwarzanie wrażenia „bycia decyzyjnym”, o efekt medialny wybrania takiego a nie innego rozwiązania. Ów efekt medialny podjęcia decyzji staje się istotniejszy od treści samej decyzji. W efekcie nie tylko podtrzymywana jest kulturowa wojna pozorów, ale podkopywana jest zdolność państwa do skutecznego działania.

Niektórzy uznają być może tę diagnozę za manifest symetryzmu. Matyja jednak wywraca stolik, na którym od miesięcy znaczonymi kartami toczy się gra w polską debatę publiczną. Z jego perspektywy już samo posługiwanie się pojęciem „symetryzm” jest zapisaniem się do jednego z obozów toczących pozorowaną bitwę o polską demokrację. Autor Wyjścia awaryjnego kategorycznie odmawia zaakceptowania logiki jeśli nie jesteś z nami, jesteś przeciwko nam, sparafrazowanej w polskich realiach jako jeśli krytykujesz PO, chcąc nie chcąc wspierasz PiS. Nie godzi się rownież na przyjęcie narracji PiS, zgodnie z ktorą działania podkopujące fundamenty państwa demokratycznego są uzasadnione, ponieważ poprzednicy robili to samo. Symetryzm to pojęcie, ktore ukuli przeciwnicy PiS, oręż w retorycznej walce, służący przywoływaniu tych w obozie liberalno-demokratycznym, którzy po zwycięstwie prawicy zaczęli mieć wątpliwości co do stabilności i trwałości ładu demokratycznego, skoro tak łatwo udało się go podważyć. Ale i PiS ma swoją wulgarną odmianę symetryzmu, ktora głosi, że przeciwnicy też podkopywali demokrację, tyle że my robimy to z przyczyn ideowych. Matyja nie daje się wpisać w tak ustawiony konflikt. Dla niego liczy się przede wszystkim opłakany skutek, jaki rytualny konflikt ma dla państwa. Ta konsekwencja pozwala mu usytuować się trwale poza wyniszczającym sporem.

Podobnych diagnoz sformułowano już kilka. Książka Rafała Matyi wyrożnia się jednak nie tylko konsekwencją i wiarygodnością rozpoznania, ale rownież tym, że autor nie poprzestaje na spisaniu katalogu problemów, ale formułuje rownież propozycję pozytywną. W tym przypadku określenie „pozytywna” jest jednak mylące, bo przyjęta przez Matyję perspektywa jest w istocie głęboko konserwatywna i sceptyczna. Modernizowanie i budowanie silnego państwa nie jest dla autora Wyjścia awaryjnego celem samym w sobie, lecz ma służyć osłabieniu impetu nowoczesności, skutecznemu braniu się za barki z jej negatywnymi przejawami, takimi jak wyzysk ekonomiczny czy geopolityczna dominacja cynicznych, autorytarnych potęg. Matyja pisze:

Musimy się zmodernizować, żeby stawić czoła nowoczesnym potęgom. A zarazem nie dać się do końca porwać logice nowoczesności, tak by uznać, że stawimy im czoło tylko wtedy, kiedy przestaniemy być w ogóle Polakami czy Europejczykami.

Stawanie się nowoczesnym, by nie dać się nowoczesności można by uznać za manifest współczesnego, realistycznego konserwatyzmu. Jego celem jest budowanie silnego, zmodernizowanego państwa po to, by zachować swoją tożsamość. To projekt o wiele trudniejszy i ambitniejszy, a zarazem o wiele bardziej realistyczny, niż próby odtwarzania nieegalitarnej, opresyjnej przeszłości na przekor upływowi czasu, postępowi technologicznemu i zmieniającym się aspiracjom obywateli. Wszelkie takie próby Matyja kwituje celnym zdaniem:

Nostalgia jest kostiumem politycznej porażki.

Jego Wyjście awaryjne nie ma w sobie zatem nic nostalgicznego, ale jako sceptyk i konserwatysta nie wierzy w proste, spektakularne rozwiązania. Klinczu w polskim społeczeństwie i życiu publicznym nie przełamie żaden mąż opatrznościowy ani spektakularny skandal. Żaden kolejny „efekt Zandberga” ani „afera Rywina bis” nie wyrwą nas z tego chocholego tańca, a na zdolności partii politycznych do reformy wewnętrznej nie ma co liczyć. Coż zatem pozostaje?

Tu dochodzimy do kluczowego pojęcia ze słownika Matyi, czyli wyobraźni politycznej, zainspirowanej teorią imaginariów społecznych Charlesa Taylora. Aby inne społeczeństwo i inny ład polityczny były możliwe, musimy najpierw odzyskać możliwość wyobrażenia ich sobie, a ta nie będzie nam dana, jeśli nie uda się stworzyć nowego języka debaty publicznej. Ów język, pisze Matyja, wykuć się może jedynie z dala od ośrodków medialnej i politycznej grawitacji, poza dzisiejszymi zinstytucjonalizowanymi miejscami produkcji idei. Te ośrodki zanadto już obrosły we własne interesy i fundusze, dając się wprząc w wyniszczającą logikę pozornego, lecz wszechogarniającego konfliktu. Gdzieś na obrzeżach głównego nurtu polskiej debaty publicznej, poza koteriami, krępującymi lojalnościami i zależnościami finansowymi, grupa zapaleńców motywowanych wyłącznie troską o dobro państwa musi podjąć się wymyślenia nowych wyobrażeń o polskiej wspólnocie politycznej.

Ten plan nie może być zrealizowany zgodnie z kalendarzem wyborczym. Nie jest obliczony na zbudowanie zwycięskiej koalicji czy nowej formacji politycznej, ktora namiesza w sondażach. To raczej seans spirytystyczny, podczas ktorego wywołane zostaną „duchy państwa” (termin Pierre’a Bourdieu, ktory Matyja z powodzeniem zaprzęga do swojej analizy) – nieuświadamiane, lecz potężne zasady rządzące funkcjonowaniem biurokracji państwowej na poziomie ulicy, w codziennym kontakcie z obywatelami. Dopiero gdy zmieni się postrzeganie państwa widzianego „od dołu”,można będzie liczyć na poparcie społeczne projektu jego naprawy. Zamiast traktować je z nieufnością, obywatele muszą zyskać pewność, że stoi ono na straży ich bezpieczeństwa i dobrobytu.

Wyjście awaryjne proponowane przez Rafała Matyję, przy całym sceptycyzmie i realizmie autora, pozostaje więc propozycją idealistyczną. Matyja wierzy, że wyobraźnia polityczna może odnowić politykę, o ile pozwoli jej się działać w sposob nieskrępowany, wyzwoli ją z okowów klientelizmu i serwilizmu. Dla wielu osób ta propozycja będzie zapewne niewystarczająca. Liczyć na długofalową zmianę wyobraźni politycznej i pracującą nad nią grupkę idealistów, ktorzy nie dali się zepsuć cynizmowi, kiedy zagrożone są podstawowe swobody demokratyczne? Być może niektórzy uznają to wręcz za nieodpowiedzialne dystansowanie się od realnej i toczącej się o wiele szybciej walki politycznej. Jeśli jednak przyjąć rozumowanie Matyi, rzeczywistej naprawy państwa, a więc prawdziwego kresu III RP doczekają tylko ci, ktorzy – tak jak on – mają długą pamięć i potrafią czekać.


Paweł Marczewski (1982) – socjolog, historyk idei. Opublikował m.in. „Uczynić wolność nieuchronną. Wątki republikańskie w myśli Alexisa de Tocqueville’a” (2012).

Skip to content