CHOCIAŻ NIKOZJA (zwana też Lefkosią) jest stolicą, i to stolicą jednocześnie dwóch krajów – Cypru i Cypru Północnego, nie można do niej dotrzeć drogą powietrzną. Znajdujący się około 8 kilometrów na zachód od miasta port lotniczy, swego czasu największy i najważniejszy na Cyprze, od roku 1974, kiedy to latem dokonała się inwazja turecka na wyspę, nie spełnia swojej roli; jeśli już komuś służy, to, jako kwatera, Siłom Pokojowym ONZ na Cyprze.
DROGA DO NIKOZJI
Wyłączywszy drogę morską i karkołomne połączenie przez stolicę Turcji, Stambuł, i dalej Ercan na północy wyspy (do nieuznawanego przez świat, z wyłączeniem jednej Turcji, Cypru Północnego loty oferują jedynie linie tureckie), możliwości są dwie: bliższa Nikozji Larnaka, położona o godzinę drogi na południowy wschód od niej, oraz Pafos na zachodzie, u wybrzeży którego z fal morskich wyłonić się miała grecka bogini miłości, Afrodyta, i skąd, świetnymi autostradami i ocierając się o Akrotiri, strefę kontrolowaną przez armię brytyjską (formalnie terytorium zamorskie Jej Królewskiej Mości), w nieco ponad dwie godziny dotrzeć można do stolicy wyspy.
W Pafos w roku 1965, pod kierownictwem profesora Kazimierza Michałowskiego, rozpoczęli badania archeolodzy z Uniwersytetu Warszawskiego i misja ta ma na swoim koncie wiele sukcesów. Od 2011 wykopaliska prowadzą tam także uczeni i studenci z Uniwersytetu Jagiellońskiego. (Tej ostatniej ekspedycji szefuje zresztą profesor Ewdoksia Papuci-Władyka, z której podręcznika do sztuki uczą się pewnie ciągle studenci nie tylko archeologii, ale też filologii klasycznej). Słoneczne, kojące oko Pafos, Europejczykom znane dziś głównie jako atrakcyjny ośrodek turystyczny, jest więc także miejscem niezwykle ważnym dla tropicieli śladów antycznej przeszłości greckiej in statu moriendi. Można istotnie takich wędrowców spotkać w tamtejszym Parku Archeologicznym, przechadzających się niespiesznie pomiędzy niskimi ruinami lub przystających z zainteresowaniem nad ogromnymi, przykurzonymi mozaikami z przedstawieniami mitologicznymi.
Niedaleko znajduje się ponadto nieduży dworzec autobusowy, z którego – o ile akurat nie strajkują kierowcy, a strajkują, wedle informacji miejscowych, stale – odjeżdżają autokary do Nikozji.
Z DZIEJÓW CYPRU
Doskonale usytuowaną wyspę, której dzieje są tak stare, że termin „starożytność” lśni przy niej nowością, w antyku kolonizowali Egipcjanie, Fenicjanie, Asyryjczycy, Grecy, Macedończycy i Rzymianie. Po rozpadzie świata rzymskiego, Cypr, co oczywiste, wszedł w obręb cesarstwa wschodniego. Administracyjnie podlegał wtedy zarządcy Antiochii. W późniejszych wiekach, wielokrotnie najeżdżany przez Arabów, stał się obiektem żywej rywalizacji bizantyńsko-arabskiej. Ścierały się tam nieustannie wpływy chrześcijańskie i islamskie. W roku 1191, wykorzystując słabość bizantyńczyków, wyspę zajął zmierzający do Ziemi Świętej Ryszard Lwie Serce, ale sprzedał ją po roku Templariuszom za sumę stu tysięcy bizantów (złotych monet wschodnio- cesarskich). Ci, złupiwszy wyspę,machnęli na nią ręką. Cypr wrócił więc do Anglików, ale na krótko. Ryszard Lwie Serce scedował go na Gwidona, byłego króla Jerozolimy z francuskiej dynastii Lusignanów. W czasie wypraw krzyżowych Cypr był miejscem koncentracji wojsk i punktem wypadowym; wyspa, jak to nieraz później i całkiem niedawno bywało z wyspami basenu Morza Śródziemnego, stanowiła rodzaj obozu dla uchodzących z Południa na Północ.
W drugiej połowie XV wieku ojczyzna Afrodyty znalazła się pod wpływem Republiki Weneckiej, stając się dla Wenecjan rodzajem tarczy przeciwko Osmanom. Później Turcy przejęli zbrojnie Cypr, zresztą bez większych trudności, w dużej mierze dlatego, że Cypryjczycy źle czuli się pod butem weneckim. Początkowo prowadzili tam politykę łagodną, z czasem jednak ją zaostrzali. Kilkukrotnie, w nadziei urzeczywistnienia idei enosis (zjednoczenie z Grecją), na Cyprze wzniecano antytureckie powstania, jednak bezskutecznie; spokojniejsze czasy nastały dopiero pod rządami sułtanów Selima III i Mahmuda II, cieszących się opinią bardziej liberalnych.
W roku 1878, w wyniku złożonych i wielostronnych rozgrywek między imperiami europejskimi, Cypr trafił w ręce brytyjskie. Teraz, z Gibraltarem w zachodniej części Środziemnomorza, Maltą w centralnej i Cyprem we wschodniej, Brytyjczycy stworzyli łańcuch umożliwiający im prowadzenie dowolnej akcji w każdym kierunku. Wraz z przejęciem w roku 1882 administracji nad Kanałem Sueskim, Morze Śródziemne stało się tzw. jeziorem brytyjskim.
Na niepodległość od Wielkiej Brytanii Cypr wybił się dopiero w roku 1960. Prezydentem proklamowanej 16 sierpnia tego roku Republiki Cypryjskiej został arcybiskup Makarios III. Jednak wobec zaostrzającego się sporu grecko-tureckiego i braku perspektyw na zgodę co do wspólnego zarządzania wyspą, w porozumieniu z ateńską juntą wojskową 14 lipca 1974 roku paramilitarna organizacja nacjonalistyczna Greków cypryjskich dokonała zamachu stanu. W odpowiedzi, kilka dni później, Turcja przeprowadziła desant. 22 lipca, na prośbę Grecji, zawieszono działania wojenne. Turków przesiedlono na północ, Greków na południe. 14 listopada 1983 roku parlament Turków podjął decyzję o utworzeniu niezależnego państwa o nazwie Republika Turecka Cypru Północnego.
MIASTO
Strefa kontrolowana przez ONZ, która z zachodu na wschód wężowym śladem znaczy podział wyspy, wpełza także do Nikozji, przecinając ją na pół, jak niegdyś żelazna kurtyna przecinała Berlin.
Jedyna informacja dotycząca dziejów Nikozji, co do której zgodne są przewodniki i informatory drukowane po przeciwnych stronach muru, jest taka, że w najdawniejszych czasach istniał tu gród Ledra (nazwę tę miasto przechowuje do dziś w nazwie swojej głównej ulicy). Jest to fakt o tyle bezpieczny, że rozmywa się we mgle prastarego mitu.
Narracja grecka i narracja turecka różnią się natomiast nie tylko jeśli chodzi o dobór i ocenę godnych wzmiankowania wydarzeń historycznych, ale także gdy przychodzi do rekomendowania miejsc wartych zobaczenia w mieście lub po prostu ważnych ze względu na te czy inne walory. Myliłby się jednak ten, kto by sądził, że rządzą tu antagonizmy, że panuje atmosfera wrogości czy choćby niechęci i podejrzliwości. Powiada się nawet, że grecko-turecki konflikt na Cyprze, zwany „problemem cypryjskim”, jest najbardziej pokojowym na świecie.
Pokryty graffiti mur i zasieki z beczek, na których mieszkańcy wieszają doniczki z kwiatami, posterunki, gdzie drzemią koty i wyglądający na zaledwie nastolatków żołnierze, stały się wręcz naturalnym elementem miejskiego krajobrazu. Zdaje się, że Nikozja bez nich nie byłaby już Nikozją. Poruszanie się w obie strony nie przypomina właściwie przekraczania granicy, nawet po zaostrzeniu w Europie polityki migracyjnej. Dokument tożsamości jest sprawdzany, ale raczej w duchu skanowania w hipermarkecie karty lojalnościowej. Jedynym obostrzeniem, do którego jednak wielu turystów i podróżników wcale się nie stosuje, jest wyraźny zakaz robienia zdjęć przygranicznym posterunkom.
Grecka Nikozja tętni życiem. Przez butiki, sklepy z pamiątkami i restauracje, usytuowane wzdłuż wąskich, typowych dla południa uliczek, przewijają się turyści. Kameralny charakter mają również muzea, zwiedzanie nie przypomina więc przedzierania się przez tłumy wycieczkowiczów, jak w Luwrze czy British Museum.
Największym chyba powodem do dumy dla cypryjskich Greków, tych Neapolitańczyków greckiego świata – oprócz pewnie kawy po cypryjsku (czyli po grecku, czyli po turecku) i doskonałej, zdecydowanie już bliskowschodniej kuchni – jest pewien mały artefakt, pochodzący z czasów prehistorycznych. Chodzi o charakterystyczną figurkę, przedstawiającą postać ludzką z rozpostartymi ramionami. Ów pierwowzór krzyża (i człowieka na krzyżu), symbol Cypru i popularny tu souvenir, zaświadcza, ku wielkiej radości tubylców, nie tylko iż symbolika chrześcijańska ma swoje korzenie tutaj, na Cyprze, ale także, i przede wszystkim, że kultura cypryjska (co potwierdzają badania archeologiczne) jest znacznie starsza od greckiej. Wobec owej cypryjskiej dumy trudno dziś wyobrazić sobie zjednoczenie greckiego Cypru z Grecją; paradoksalnie byłoby to chyba nawet trudniejsze niż scalenie wyspy. Któż jednak dzisiaj, wobec tak silnych w całej Europie i ciągle niepokojąco rosnących tendencji separatystycznych, miałby czas, by myśleć o jednoczeniu?
TURECKI ŚWIAT
Już sama w sobie grecka Nikozja jest pouczająca, ale prawdziwą przygodą dla Europejczyka jest oczywiście dopiero przekroczenie granicy i postawienie stopy po stronie tureckiej.
Wszystko zmienia się w jednej chwili: napisy w języku tureckim zastępują angielskie i greckie; twarze stają się ciemniejsze; ubrania bardziej stonowane; sieciowe sklepy znikają, a w ich miejsce pojawiają się te z tanimi podróbkami (tylko przy granicy, z myślą o turystach) i liczne sklepiki rodzinne. W uszach coraz rzadziej pobrzmiewa język grecki, angielski czy francuski; zewsząd dobiega już mowa turecka. Inny jest tu układ ulic, inne fasady zabudowań, inna kolorystyka. Więcej piachu, mniej reklam i szyldów. Gdzieś w górze, wysoko ponad głowami, ponad miastem, pomiędzy minaretami, u których wiszą i trzepoczą flagi Cypru Północnego i turecka, płynie nawoływanie muezina do modlitwy.
Serce tureckiej Nikozji bije w dzielnicy Selimiye, nazwanej tak dla upamiętnienia Selima II, zdobywcy Cypru. Również to imię nosi znajdujący się tam meczet, powstały jako katedra świętej Zofii i będący najstarszym zabytkiem architektury gotyckiej na wyspie. Jeszcze ciekawszą historię ma tzw. Bedestan, którego historia sięga VI wieku n.e., gdy powstała tu bazylika. W XIII stuleciu na planie tej budowli wzniesiono kościół katolicki pod wezwaniem św. Mikołaja od Anglików. W czasach obecności tu Lusignanów świątynię przebudowano w stylu francuskiego gotyku. Dalsze rekonstrukcje przeprowadzali Wenecjanie, dokonując konwersji kościoła i ofiarując go arcybiskupowi prawosławnemu. W czasach ottomańskich kompleks służył jako bedestan (stąd nazwa własna; wschodni odpowiednik naszych sukiennic): handlowano tu tkaninami i zbożem, natomiast za Brytyjczyków, po nieudanej probie przywrócenia przez nich (może przez wzgląd na przydomek) kościoła pod wezwaniem św. Mikołaja, Bedestan został co prawda odrestaurowany, ale też opustoszał. Dzisiaj miejsce to służy obywatelom Nikozji i zwiedzającym przybyszom, jako rodzaj miejskiego centrum kultury.
Nikozja – podobnie jak i cały Cypr – nosi w sobie pamięć wszystkich epok: tajemniczej prehistorii, antyku grecko-rzymskiego, bizantyńskiego średniowiecza i wenecko-tureckiej nowożytności, ale też czasów hegemonii Imperium Brytyjskiego, co widać nie tylko w lewostronnym ruchu i wszechobecności angielszczyzny, ale też świadczy o tym profil przyjezdnych – są to bowiem w przeważającej większości brytyjscy emeryci. Skryta na obrzeżach naszej małej mapy, Nikozja jest może najbardziej pouczającą, najciekawszą poznawczo, a zarazem niestety prawie nieobecną w szerszej świadomości stolicą naszego obszaru kulturowego.
Nadchodzi wieczór. Ruch przygraniczny maleje. Turystów prawie już nie widać. Grecy wracają do siebie, Turcy do siebie. Jedni i drudzy znają się dobrze z pogranicznikami. Jedni i drudzy z naręczami zakupów: tkaniny, przyprawy, miedziane sprzęty kuchenne, w myśl zasady, że „u sąsiada trawa jest zawsze bardziej zielona”. Dwóch przyjaciół, Grek i Turek, pewnie w moim wieku, żegna się serdecznie, choć widać, że wcale nie na długo, i każdy idzie w swoją stronę: jeden na Zachód, drugi na Wschód. Swój posterunek, strefę buforową oddzielającą oba miasta i oba światy, opuszcza także dwoje żołnierzy: ona – przystojna i serdecznie uśmiechnięta – w mundurze Sił Pokojowych ONZ na Cyprze i on – nieskazitelnie profesjonalny w każdym swoim geście – z czerwoną naszywką z napisem China.
Jacek Hajduk (1982) – filolog klasyczny, doktor nauk humanistycznych, adiunkt w Instytucie Filologii Klasycznej UJ. Przetłumaczył z języka nowogreckiego kanon poezji Kawafisa. Autor powieści „Pliniusz Młodszy” (2012), rozpraw naukowych „Parnicki, Malewska i długie trwanie” (2014) i „Petroniusza sztuka narracji” (2015) oraz książek „Fantazje mimowolnego podróżnika” (2016) i „W rejonu mroku” (2017).
Artykuł ukazał się w numerze 151/152 Przeglądu Politycznego w 2018 roku.