Drogi Panie Adamie,
„Można go podziwiać, należy go podziwiać, lecz tak niezwykły, tak indywidualny model poezji nie może zainspirować innych poetów, w każdym razie nie w sensie pójścia dalej tą samą drogą”. Tak pisał Pan o Greku Konstandinosie Kawafisie, naszym wspólnym przyjacielu, którego wymieniał Pan pośród swoich ukochanych poetów i o którym – jako jego wytrawny czytelnik – tak zajmująco potrafił Pan rozmawiać, zarówno przy dużym audytorium, jak w kilkuosobowym gronie kolegów i przyjaciół. Tymi samymi dokładnie słowy – przytaczanymi tu za szkicem Studnia historii – nie mam wątpliwości, można by, a nawet należy określić właśnie Pana – w najlepszym tego znaczeniu – klasyka poezji polskiej i światowej. Bo niezwykłości poezji i indywidualizmu poety nie wolno nam nigdy mylić z wymuszoną awangardą, eksperymentem dla eksperymentu – poezja, wielka poezja, najjaśniej i najautentyczniej błyszczy tam, gdzie ton osobisty poety przecina się z tym, co uniwersalne, a co tenże poeta wydobyć potrafi spod powierzchni, spod codzienności. Takie właśnie – mistrzowskie i jedyne – jest Pańskie Dzieło.
Przeczytaj: Donald Tusk o Adamie Zagajewskim podczas ceremonii wręczenia Nagród Księżnej Asturii
Jerzy Stempowski, inny z miłych Panu pisarzy, mawiał z właściwym sobie taktem, że trudno mu być recenzentem współczesnych mu autorów – modnych i głośnych, często przy tym jednosezonowych – bo na mapie literatury inne są jego punkty orientacyjne. Jako człowiek wielkiej klasy używał tego argumentu, by zgrabnie zwalniać się z obowiązku pisania o autorach, którym nie wieszczył stałego miejsca w historii literatury. Chętnie natomiast powracał do tych, których strofy i akapity należały już bądź wkraczały – wiedział to – w przestrzeń dzieł wiecznych. Wyobrażam sobie, że gdyby niespieszny przechodzień Stempowski, arcymistrz czytania, miał okazję – a nie miał, bo zmarł w 1969 roku – poczytać Pana wiersze i Pana eseje, wciągnąłby owego Zagajewskiego na swoją bardzo krótką listę pisarzy współczesnych niezawodnie wartych czytania.
A co to znaczy czytać? Pan i to potrafił… Bo wielcy poeci kochają się najbardziej nie w sobie, nie w ludziach i świecie – ale w wielkiej poezji. „Późno wieczorem, po długim, trudnym dniu, / zasypiając nad tomem Kawafisa / w fotelu dobrze znającym moje słabości / (i także nieliczne wzniosłe momenty)”. To z wiersza Zasypiając nad tomem Kawafisa, pomieszczonego w tomie Niewidzialna ręka. Co Pan wtedy czytał? Który z wierszy greckiego mistrza? Pewnie Po dziewiątej: „Dwunasta trzydzieści. Szybko upłynęły godziny / od dziewiątej, kiedy włączyłem lampkę / i usiadłem tutaj”.
Przypomnę Panu, Drogi Panie Adamie, co kiedyś napisałem o tym wierszu w Pana ukochanych „Zeszytach Literackich”, a co Panu tak przypadło do gustu – przepiszę ten akapit: Jak Kawafis, np. w Cezarionie („uroiłem sobie, że wszedłeś do mojego pokoju”), tak i Zagajewski w Zasypiając nad tomem Kawafisa („widziałem tych mężczyzn, starych i młodych”) pozwala na to, aby za sprawą wyobraźni przeszłość zmaterializowała się jakby tuż przed jego oczyma. Widzi więc wszystkich tych, którzy uczestniczyli w hellenistycznej wspólnocie: Mirisa, Emilianosa, Fernazisa, pewnego księcia z zachodniej Libii oraz słynnego Antoniusza i Juliana zwanego Apostatą, który „mógłby być komunistycznym agitatorem”. Wszyscy oni, oczywiście, są postaciami zaludniającymi ogromny świat wierszy Aleksandryjczyka, którzy – jak mówi polski poeta – „zajęci byli głównie przygotowaniami / do wiecznego snu, upiększaniem porażki”. Także i w stylu Kawafisa (choć może po prostu „w stylu” wielkich poetów) jest przejście – od obrazu wyobrażanej przeszłości historycznej, czy to faktycznej, czy to fikcyjnej, do refleksji bliższej w czasie życiu poety, teraźniejszej, a w efekcie: zupełnie uniwersalnej. Równocześnie tytułowe zasypianie z dosłownego zapadania się w sen w fotelu („po długim, trudnym dniu”) staje się czymś już zgoła innym – „zapowiedzią większej całości”. A inaczej: staje się właśnie ową Schopenhauerowską miniaturą śmierci. Stąd wiersz Zasypiając nad tomem Kawafisa jest czymś znacznie więcej niż tylko hołdem złożonym greckiemu poecie. Jest on równocześnie hołdem złożonym poezji refleksyjnej i refleksyjnemu życiu.
Pańskie Dzieło – w całości – jest tym właśnie: hołdem złożonym życiu i myśli. Bo czytać i pisać, słuchać i obserwować, żyć i medytować, być w świecie i być ze światem – wszystko to Pan potrafił pięknie godzić, mądry mądrością wieków. O Jerzym Stempowskim pisałem wcześniej nieprzypadkowo: uczy jego pisarstwo – jak robią to dzieła starożytnych Greków i Rzymian, w których był on jak nikt inny rozczytany i rozkochany, i tę lekcję zadał nam wszystkim – by do lektur przykładać miary: miary odpowiednie. W wierszu Walizka z tomu Asymetria wyznaje Pan: „Dopiero w Atenach zobaczyłem słońce, które / sprawiło, że powietrze, całe powietrze, / cała ogromna flotylla powietrza, / zamieniło się w drżące złoto”. Poezja też potrafi zamienić się w złoto. A źródeł jej jest kilka, można je w zasadzie policzyć na palcach jednej ręki – gdzieś tam hen daleko i hen wysoko biją one, z nieśmiertelną siłą. I Pan wiedział zawsze, że nie ma poezji wielkiej – choćby i mówiącej o szarości i nikłości – jeśli nurt tej rzeki nie rodzi się tam. Wszystko inne jest jak staw: prędzej czy później wysycha i nie pozostaje po nim nawet ślad. Ileż to stawów zdążyło już wyschnąć, odkąd Pan, Panie Adamie, zaczął układać swoje wiersze? Wiersze proste i mądre, wiersze pisane nie przeciwko językowi, ale w harmonii z nim.
Pana, Panie Adamie, podróż dobiegła właśnie końca. Dzisiaj wieczorem, 21 marca, w pierwszy dzień wiosny roku 2021.
Przeczytaj: Rozmowa z Adamem Zagajewskim i Sebastianem Kleinschmidtem
Ale dla Pańskich poezji to przecież dopiero początek. Habent sua fata libelli. Choć w świecie zdobył Pan już zasłużone uznanie, to tu, w kraju nad Wisłą, gdzie trudniej niż gdziekolwiek indziej jest zostać prorokiem, długo jeszcze wielu nie rozpozna w Panu greckiego wieszczka. „Idźcie do kościoła, tam czeka na was / kapłan o tłustym podbródku. / Będzie przemawiał dosyć długo / tonem nieopisanej wyższości, / rozkaże wam, co myśleć i czynić. / Bóg jest gdzie indziej, gdzie indziej. / My nic nie wiemy. Żyjemy w ciemności”. To z wiersza Niedziela, z tomiku, którzy ukazał się w 2019 roku i który nie trafi na razie na listę szkolnych lektur. Co go czeka? Kto to wie? Habent sua fata libelli. Ale niech Pan zasypia spokojny: żadnego z wierszy nie wlał Pan na papier nadaremno. Słowa proste, słowa piękne i słowa prawdziwe przetrwają.
Drogi, Miły Panie Adamie, ostatnią tę swoją książkę poetycką zatytułował Pan, pięknie i znamiennie, Prawdziwe życie. Kończę ten list, ostatni i na dobranoc, nie swoimi, ale Pana własnymi słowami – bo wierszem z tego właśnie tomu zatytułowanym Miriam Chiaromonte: „Miriam była jak ptaszek, / który niczego się nie boi. / Miała świetną pamięć / i ćwiczyła ją systematycznie. / Codziennie uczyła się nowego wiersza, / na przykład sonetu Shakespeare’a. / Wszystko rozumiała. / Wydawało nam się, / Że może jest nieśmiertelna. / Niestety, nie mieliśmy racji”.
A może jednak? Może Pan, Panie Adamie, wcale nie zasnął owym Schopenhauerowskim snem, a jedynie utknął Pan, a z Panem i my, i ci, co przyjdą po nas, w jakiejś wiecznej drzemce-czuwaniu, w wygodnym fotelu?
Tak czy inaczej – dobrej nocy!
Jacek Hajduk