DOROTA KARAŚ: Jak opowiadać o historii Gdańska w sposób zrównoważony?
MIŁOSŁAWA BORZYSZKOWSA-SZEWCZYK: To trudne wyzwanie, ale bardzo istotne dla naszych dialogów tożsamościowych. Dlatego tak przełomową rolę odgrywa opublikowany czternaście lat po wojnie Blaszany bębenek. Cały czas nie doceniamy tego w wystarczający sposób. Grass nie tylko scalił w tej powieści narracje narodowe, polską i niemiecką, ale wprowadził jeszcze narrację przeciw-pamięci: żydowską i kaszubską. Stworzył fundament pod wielogłos i dialog gdańskiej pamięci, którego dotychczas nie było. Istniejące wcześniej narodowe monologi miały niewiele punktów stycznych, nie przebijały się odmienne doświadczenia. Grass wprowadził Gdańsk z jego specyfiką wielokulturowego pogranicza do literatury powszechnej i do świadomości odbiorców na całym świecie. Jednocześnie siłą jego gdańskiej narracji jest uniwersalne przesłanie o doświadczeniu funkcjonowania pomiędzy To jest niepodważalne osiągnięcie tego pisarza i można sparafrazować w tym miejscu, że „my wszyscy z niego”, bo on stworzył fundament naszych gdańskich debat tożsamościowych, minionych i obecnych. Wciąż trudno jednak wytłumaczyć rolę Grassa dla Gdańska i regionu komuś z zewnątrz czy też patrzącemu na świat wedle wspomnianej matrycy postrzegania albo-albo, która charakteryzuje, jak wspomniałam między innymi narodowo centryczny punkt widzenia. Łatwiej wyciągnąć jego niemieckość, późne wyznanie dotyczące służby w Waffen SS niż spojrzeć na całokształt jego dzieła i życia. To bardzo nośny argument. Jednak gdy przechodzimy się do merytorycznej dyskusji bardzo łatwo osłabić siłę tego argumentu.
– Wciąż można usłyszeć krytyczne opinie, że w Gdańsku panuje kult Grassa i że nie został rozliczony za swój wojenny epizod.
– Pole wciąż wymaga uprawy – powiedziałby Zygmunt Bauman. Adwersarze pisarza przemilczają na ogół kilka spraw, że Grass wszedł w okres pełnoletni jesienią 1945 roku już po zakończeniu drugiej wojny światowej, jako więzień obozu jenieckiego dla niemieckich żołnierzy w Bawarii; że narodził się wtedy obywatel, który uświadomił sobie konsekwencje nazizmu i wojny; że nie zgłosił się na ochotnika do Waffen-SS, ale został wcielony do tej formacji jesienią 1944 roku jako 17-latek. Owszem, zaczadzony nazizmem 15-latek zgłosił się na ochotnika do służby, ale do marynarki wojennej, gdzie go nie przyjęto ze względu na wiek.
Każdy z nas ma prawo do swoich tajemnic i wstydów. Gdyby Grass nie miał tego doświadczenia, czy umiałby tak głęboko pokazać konsekwencje nazizmu? Co jest ważniejsze – całokształt życia człowieka czy jego błędy młodości? To są pytania, których brakuje w dyskusjach na temat Grassa. Zapominamy też, że następnym pokoleniom została dana łaska późnego urodzenia. Nie wiemy, jak byśmy się zachowali postawieni przed wyborami tamtej generacji. Poszczególne decyzje tak łatwo wyrywa się z kontekstu, zwłaszcza gdy go nie doświadczyliśmy. W relacjach społecznych i postrzeganiu wpływu Wielkiej Historii na jednostkę potrzeba nam więcej empatii, umiejętności zmiany perspektywy, wyjścia poza własny czy też zbiorowy horyzont doświadczenia.
– Stąd pomysł stworzenia w Gdańsku Domu Chodowieckiego i Grassa?
– Tak. Powinien on stać się forum edukacji artystycznej, kulturowej i obywatelskiej, gdzie będą stawiane zarówno pytania, jak i formułowane, czy rozwijane propozycje interpretacyjne, nie wspominając już o innych inicjatywach kulturalnych i społecznych. Punktem wyjścia tak rozumianej edukacji winno stać się grassowskie rozumienie literatury i sztuki jako medium dialogu międzykulturowego, społecznego oraz obywatelskiego, zakorzenionego w myśli europejskiego Oświecenia. Na przykładzie twórczości obydwu patronów Dom powinien stać się miejscem refleksji nad rolą literatury i sztuki w kształtowaniu otwartego społeczeństwa obywatelskiego oraz kultury dialogu w kontekście lokalnym i uniwersalnym.
Nasze tożsamościowe dyskusje, które noblista zapoczątkował, rezonują także poza Gdańskiem. Ale merytorycznych dyskusji na ten temat nie usłyszymy obecnie w publicznej telewizji czy radiu. Konstruktywnego dialogu nie ułatwia podtrzymywana przez elity rządzące polaryzacja, konflikt społeczny, poszukiwanie wroga, którego – jak możemy obserwować – tak łatwo wskazać czy też wykreować.
W kształtowaniu postaw otwartości na odmienne doświadczenie istotną rolę odgrywa sztuka, a szczególnie literatura, która między innymi realizuje postulat wymiany wspomnień Paula Ricoeura. Według francuskiego myśliciela taka wymiana w kontekście splątanej historii i doświadczeń Europy to jeden z modeli warunkujących wytworzenie etosu nowej Europy, w której zgodnie współistnieją społeczności różnorodne kulturowo. Taka Europa, nakierunkowana byłaby nie tylko na obrachunki win i strat wojennych, konflikty, rywalizację i konkurencję, ale także na koegzystencję, ponad etniczne współdziałanie, współpracę i niejednoznaczności, których przestrzeń kumulacji stanowi przecież pogranicze kulturowe. Nie bez przyczyny Andreas Hartmann, niemiecki etnograf, nazywa pograniczne obszary „kumulacją energii”.
– Co nowego do narracji o Gdańsku może wnieść Dom Chodowieckiego i Grassa?
– Zespół sierocińca na Osieku, w którym znajduje się Dom Chodowieckiego i Grassa, leży w niezwykłym miejscu. Samo położenie wytycza już pole jego działania na mapie gdańskiej kultury. Z jednej strony mamy Europejskie Centrum Solidarności, z drugiej Muzeum II Wojny Światowej, w sąsiedztwie jest Muzeum Poczty Polskiej. Każda z tych instytucji przekazuje swoją ważną opowieść o Gdańsku i dla Gdańska, ale jednocześnie każda z nich dokonuje selekcji tematów i wątków. Dom Chodowieckiego i Grassa może przywołać wielogłos, zadbać o dialogiczność opowieści, dopełniać i weryfikować narracje już istniejące w rezerwuarze opowieści o Gdańsku.
Obydwu patronów bezsprzecznie łączy − oprócz daty i miejsca urodzenia, czyli 16 października w Gdańsku − doświadczenie wzrastania na pograniczu, rozumianym nie tyle terytorialnie, co w znaczeniu styku kulturowego. A więc w miejscu, gdzie historie, języki, wspomnienia, tożsamości, mentalności i animozje nakładają się na siebie, splatają i przenikają wzajemnie. Podziały zaś, także narodowe, są elementem codzienności i przechodzą często przez środek rodzinnych stołów. Zarówno Chodowiecki, jak i Grass to ludzie pogranicza, których biografie – jak w soczewce – skupiają takie zjawiska jak: kulturowe wymieszanie, wielojęzyczność, migrację, asymilację, akulturację, ale zarazem wybory i dylematy funkcjonowania na przecięciu kultur, negocjacje wewnątrzrodzinne oraz konsekwencje dokonanych wyborów. To postaci traktujące wielokulturowość czy też kulturowy nadmiar jako bogactwo, choć Grass wskazuje też na jego balast w powieści autobiograficznej Przy obieraniu cebuli. Obaj udowodnili, że inność może stanowić zatem wartość dodaną.
Chodowiecki i Grass są postaciami, które personifikują wielokulturowy splot naszego pogranicza. Z ich biografii i twórczości możemy czerpać inspiracje i przykłady dla formowania człowieka krytycznie myślącego, odpornego na manipulacje. Jeżeli Gdańsk chce być miastem otwartym, to włączanie różnych głosów do opowieści o Mieście i wspólnej tożsamości jest dla nas istotnym wyzwaniem i zadaniem. Zwłaszcza, że wciąż przybywają do nas nowe osoby – ze swoimi osobistymi historiami, pamięciami rodzinnymi i zróżnicowanym, kulturowym zakorzenieniem.
– W jaki sposób Dom Chodowieckiego i Grassa miałby funkcjonować w praktyce?
– Urzeczywistniałby te idee wielotorowo, poprzez działalność wystawienniczą, czyli wystawę stałą, prezentującą interdyscyplinarnie twórczość obydwu patronów w splotach i dialogu oraz ekspozycje czasowe zainspirowane ich dziełem. Prowadziłby także program rezydencyjny, przeznaczony np. dla artystów tworzących na przecięciu różnych dziedzin sztuki, badaczy, tłumaczy i kuratorów sztuki i dalej – działalność archiwalną, animacyjną i warsztatową i wreszcie – edukacyjną, naukową oraz wydawniczą. Koncepcja zakłada też prowadzenie w tym miejscu księgarni lub sklepu a nawet działalności kulinarnej. W planach jest zatem kawiarnia ze wskazaniem na elementy kuchni pomorskiej, gdańskiej. Istotne jest przy tym, aby przy realizacji projektów inspirowanych twórczością patronów, Dom stawiał na integrację gdańskiego środowiska artystycznego, a działał międzynarodowo.
Mamy wzorzec i przykład: historię życia oraz twórczość dwóch artystów, którzy operując słowem i obrazem kształtowali wizję rzeczywistości z myślą o przyszłości. Ich dokonania warto traktować jako inspirację i punkt wyjścia refleksji humanistycznej. Siłą narracji Grassa jest przecież to, że udało mu się pokazać gdańskie pogranicze jako uniwersalne doświadczenie. Projekty tożsamościowe patronów i ich biografie dowodzą, że granice także łączą, a nie tylko dzielą, a funkcjonowanie w przestrzeni pomiędzy ma wymiar uniwersalny i warto, aby stało się trwałym element autoidentyfikacji europejskiej.
– Czy w czasach globalizacji możemy jeszcze mówić, że istnieje doświadczenie pogranicza?
– Pograniczność to – moim zdaniem – uniwersalne doświadczenie. Doświadcza go każdy z nas w życiu codziennym. Żyjemy na wielu pograniczach jednocześnie. Na co dzień funkcjonujemy w różnych grupach społecznych, środowiskach, bańkach facebookowych. Spójrzmy chociaż na swoje rodziny: zawsze spotykają się w nich co najmniej dwa światy z odmiennymi pamięciami rodzinnymi i często społecznymi korzeniami, pomiędzy którymi występuje nierzadko rywalizacja czy antagonizm. Zawsze trzeba się „dotrzeć”, wynegocjować wspólną opowieść.
Przeszłość i jej wielogłosowość kształtuje zatem nasze spojrzenie na świat, naszą specyficzną gdańską drogę. Wybór figur pamięci to nie dzieło przypadku miejsca urodzenia, to podążanie za określoną wizją przyszłości. Każda opowieść jest przecież odpowiedzią na swój czas. Jakich opowieści potrzebujemy więc dzisiaj w Gdańsku, w Polsce, w Europie, na świecie? Jaki Gdańsk przyszłości chcemy stworzyć? O jaką opowieść, czerpiąc z uniwersum patronów Domu, można uzupełnić tożsamość Gdańska, miasta otwartego i konstruktywnie niepokornego? Na te decyzje mamy dziś wpływ.
Dlaczego mielibyśmy zrezygnować z doświadczenia pogranicza w czasach globalnych? Zygmunt Baumann mówi, że pytanie „kim jestem” jest podstawowym pytaniem, które nurtuje człowieka późnej nowoczesności. Możemy pójść za przykładem Grassa i Chodowieckiego – Europejczyków o ponadnarodowym formacie – czuć się obywatelem świata, narodowej „wspólnoty wyobrażonej” a jednocześnie pozostać zakorzenionymi w swoim regionie i mieście, w małej ojczyźnie. Dom Chodowieckiego i Grassa winien sięgać wzrokiem daleko w świat i zaproponować przykuwającą uwagę perspektywę spojrzenia na naszą metropolię nadbałtycką.
– Czy gdańska narracja wielokulturowa, czerpiąca z doświadczenia pogranicza, może być realną przeciwwagą dla narodowej narracji?
– Może być jej uzupełnieniem, dopełnieniem i zróżnicowaniem. Dla Grassa doświadczeniem, które nacechowało go na całe życie, była wojna i konsekwencje narodowego socjalizmu, wymuszona migracja i niemożność powrotu. Paul Ricoeur mówi, że ważna jest wymiana spojrzeń, by stworzyć w Europie przestrzeń pokoju. Promowanie narodowocentrycznych opowieści przerobiliśmy już kilka razy w minionym stuleciu na Starym Kontynencie, a Grass w swojej twórczości dokonał wyjątkowo przenikliwego obrachunku z zaczadzeniem nazistowską ideologią. Obnażył przy tym mechanizmy i rolę obserwatora lub gapia, która nie jest bez znaczenia w umacnianiu się totalitarnego systemu.
Ważne jest, by Dom Chodowieckiego i Grassa był miejscem, które zachęca do wymiany wspomnień ludzi z różnymi bagażami pamięci, do poszerzania horyzontu oczekiwań wobec życia, to znaczy – aby skłaniał do wychodzenia w postrzeganiu świata poza swoją grupę etniczną, kulturową, rodzinną; słowem – by uczył zmiany punktu widzenia. Tylko w ten sposób można uniknąć wojen. Nikt z nas przecież nie chce doświadczyć tego, co przeżyły poprzednie pokolenia i przekazywać traumy naszym następcom. Zwłaszcza, że z traumy drugiej wojny światowej nie otrząsnęliśmy się do dziś.
– Patronami Domu Chodowieckiego i Grassa jest dwóch mężczyzn. Czy nie brakuje nam w Gdańsku kobiecych narracji?
– Jak każda patriarchalnie ukształtowana społeczność cierpimy na brak kobiecych narracji. W przypadku Gdańska najczęściej przywoływanym głosem jest Joanna Schopenhauer. Trzeba do tego głosu dołączać kolejne. Pracuję w tej chwili nad opracowaniem przekładu wspomnień psycholog szwajcarskiej Gertrud Dworecki – zupełnie nieznanej gdańszczanki, która urodziła się w 1912 roku na Biskupiej Górce, w rodzinie żydowskiej. Studia rozpoczęła w Niemczech, a po 1933 roku wyemigrowała do Szwajcarii. Choć jej prace naukowe zostały uznane za jedne z najważniejszych w dziedzinie psychologii, nie było dla niej miejsca na uniwersytecie w Bernie, gdzie katedrą psychologii kierował jej mąż. Wspomnienia Dworeckiej są przeto niezwykle interesujące – mamy tu do czynienia z autorką, która patrzy na splot kulturowy Wolnego Miasta Gdańska z pozycji naukowca, dokonuje wiwisekcji mentalności własnej rodziny i jej społecznego otoczenia, postaw, wzajemnych relacji, stereotypów, a co równie ciekawe − wchodzi w dialog z literackim obrazem Grassa.
Dla Grassa i Chodowieckiego narracja kobieca nie była nieistotna. Grafiki i rysunki Chodowieckiego, portretujące mieszczańskie życie rodzinne w XVIII wieku, mogą być odczytywane jako wizerunek rodziny, a miejscami i obrachunek z konstruktami męskich i kobiecych ról. W pracach Chodowieckiego pojawia się często motyw rodziny, dziecka, portret kobiety – nie tylko wykonującej obowiązki domowe, również pracującej, czytającej czy zajmującej się sztuką. Z kolei Grass stworzył postać Tulli Pokriefke, postrzeganej jako żeńska odpowiedź na Oskara Matzeratha, bohatera Blaszanego bębenka. W Turbocie postaci kucharek – protagonistek dopowiadają kobiecą wersję dziejów. W Skrzynce Grass rozprawił się z autoportretem ojca. Na kobiety zarówno Grass i Chodowiecki patrzyli więc nie tylko „zabetonowani” w matrycach patriarchalnego postrzegania świata. Niemniej jednak ich głos wymaga dopełnienia kobiecym – artystek, pisarek, kuratorek i naukowczyń. I w tym obszarze też widzę zadanie dla Domu Chodowieckiego i Grassa.
Miłosława Borzyszkowska-Szewczyk – germanistka, literaturoznawczyni, pracownik Instytutu Filologii Germańskiej Uniwersytetu Gdańskiego, gdzie kieruje Pracownią Badań nad Narracjami Pamięci Pogranicza. Badaczka literatury polsko-niemieckiego pogranicza kulturowego oraz pamięci o obecności Żydów na Pomorzu i Kaszubach. Jest prezeską Stowarzyszenia Güntera Grassa w Gdańsku i wiceprezeską Instytutu Kaszubskiego.
Dorota Karaś – reporterka i dziennikarka „Gazety Wyborczej Trójmiasto”; autorka m.in. „Cybulski. Podwójne salto” (2016), „Walentynowicz. Anna szuka raju” (wspólnie z Markiem Sterlingowem, 2020).
WIĘCEJ INFORMACJI O DOMU CHODOWIECKIEGO I GRASSA:
Dom Grassa i Chodowieckiego. Korektywa i interwencja w przestrzeni społeczno-kulturalnej?
1 komentarz do “Kosmos gdański | PP 163/164 (2020)”
Możliwość komentowania została wyłączona.