Kapitaliści na haju | PP (189/2025)

– Stare pytanie o przyszłość demokracji i kapitalizmu dramatycznie reaktywuje dzisiaj obecność w otoczeniu Donalda Trumpa najbogatszych ludzi świata. Podczas styczniowej inauguracji jego prezydentury stawili się obok Elona Muska również Mark Zuckerberg, Jeff Bezos i Sundar Pichal. Co może oznaczać takie spotkanie władzy i pieniędzy?

 Jedną z moich głównych hipotez w książce Crack-Up Capitalism jest założenie, iż formy rządów, które w ciągu ostatnich 40 lat odniosły największy sukces, zyskując tym samym największy globalny podziw i uznanie, to kraje, które faktycznie ograniczyły przestrzeń demokratycznych reguł na rzecz korporacyjnego modelu zarządzania.

Innymi słowy, władze tych państw zachowują się w pewnym sensie jak CEO (prezes zarządu) gigantycznych przedsiębiorstw. Wykorzystują autorytarny model przywództwa i kupują sobie legitymację społeczeństwa oferując mu wizję rosnącego dobrobytu i wolności gospodarczej, jednocześnie ograniczając często dostęp do alternatywnych form politycznej samorealizacji. Miejsca takie jak Chiny, Hongkong, Singapur czy Zjednoczone Emiraty Arabskie albo Arabia Saudyjska rozwiązały „problem” napięć pomiędzy kapitalizmem i demokracją tłamsząc po prostu demokrację.

“Kapitaliści na haju”, jak ich nazywam w swojej książce, zdają się reprezentować coś w rodzaju postnarodowej wizji dobrobytu. Nie myślą o państwie narodowym jako przestrzeni równości czy wspólnego bogactwa. Wysiłki zmierzające do większej redystrybucji widzą jako źródło problemów, z którymi obecnie się borykamy. Każda próba osiągnięcia wspólnego dobrobytu ich zdaniem tylko odtworzy ułomności systemu.

Nierówności muszą istnieć. Naturą świata i systemu rynkowego w którym funkcjonujemy jest to, że zyski będą nieproporcjonalnie gromadzone przez ludzi, którzy są wystarczająco sprytni i dobrze usytuowani, by luki systemu obrócić na swoją korzyść.

Jest to więc ideologia elitarystyczna w tym sensie, że zakłada, iż elity będą zarówno podejmować najważniejsze decyzje, jak i czerpać większość zysków.  Nie ma tu mowy o przyszłości, w której to się zmieni i wszyscy doświadczą owoców postępu.

Skrajnie wolnorynkowa ideologia łączy w sobie rodzaj futurystycznego świata technologii, hipermobilności i hiperpołączenia z rodzajem przednowoczesnego, a nawet archaicznego założenia o zabetonowanych kastach społecznych bez możliwości awansu. W takiej wizji świata nie ma państwa pobierającego podatki, ani usług publicznych, a w najbardziej ekstremalnej wersji – nie ma nawet gruntów będących własnością publiczną.

– Czy istnieje już gdzieś taka anarchokapitalistyczna utopia?

– Na pewno nie, lecz idzie tu o rozsadzenie społeczeństwa z dnia na dzień, a o stopniową erozję państwa pobierającego podatki, finansującego publiczną edukację czy…

publiczny system opieki zdrowotnej

No właśnie! Filozofka Gregoire Chamayou, która ukuła teorię libertariańskiej zmiany, porównała tę strategię do modelu działań termitów. To rodzaj podziemnej erozji pozytywnych fundamentów dawnego welfare stete. Myślę, że tego rodzaju działania są o wiele bardziej realne i szerzej praktykowane. Prawdopodobnie jest to coś, na co powinniśmy najbardziej uważać.

W konsekwencji oznaczałoby to otwarty wybór darwinizmu społecznego.

Byłoby chyba nierozsądne, gdyby większość polityków otwarcie mówiła o darwinizmie jako o swojej ideologii. Można by nawet pomyśleć, że ubieganie się o urząd w oparciu o założenie, że państwo może tylko szkodzić, nie jest najmądrzejszym posunięciem. Ale od czasów Reagana i Thatcher wiemy, że tak nie jest. Można ubiegać się o urząd, jednocześnie cały czas potępiając instytucję rządu. To naprawdę bardzo dziwne, jeśli się nad tym zastanowić.

Weźmy słynne hasło Ronalda Reagana o „dziewięciu najbardziej przerażających słowach w języku angielskim: jestem członkiem rządu i przybywam tu, by wam pomóc” – fakt, że głowa państwa powiedziała coś takiego, jest co najmniej dziwny. Wydaje się, że to nie powinno działać, ale tak jest. Politycy potępiają państwo i rząd, żeby później móc nimi kierować. Absurd.

I to podobno w najlepszym interesie nas wszystkich.
Niekoniecznie. Prezydent Argentyny, Javier Milei, jest wręcz przerysowanym przykładem postaci pojawiających się w mojej książce. Jest zadeklarowanym anarchokapitalistą i stworzył sobie superbohaterskie alter ego, „Kapitan Ancap”. Nosi nawet specjalne przebranie.  Był w stanie zdobyć tak duże poparcie ze względu na to, co wielu postrzega jako chroniczną dysfunkcję obecnego przywództwa, które przez ostatnie kilka dekad musiało pracować w bardzo trudnych warunkach i ograniczeniach programów dostosowania strukturalnego MFW itp. To, co tak doskonałe sprawdza się w jego przypadku, jego całkowite poddanie się presji globalnego rynku, jest powodem, dla którego niestety nie uważam, że to, co opisuję w mojej książce, jest zamkniętym rozdziałem.

W perwersyjnym myśleniu zatwardziałych libertarian tak właśnie wygląda wolność. Jedyną czystą formą wolności jest dla nich poddanie się wyższej dyscyplinie rynku.
Większa konkurencyjność gospodarcza wymaga jednak pewnego rodzaju spójności społecznej. Stąd nacisk na konserwatywne wartości i działania mające zapewnić, że nie ma zbyt wielu ludzi tworzących społeczne podziały, a więc zdelegalizowanie małżeństw homoseksualnych, utrzymywanie wskaźnika urodzeń na wysokim poziomie poprzez zdelegalizowanie aborcji i tak dalej.

Jest to w pewnym sensie kontynuacja sukcesu, rozwinięcie rozstrzygnięć przyjętych w Salwadorze, gdzie w podobny sposób połączono deregulację, prywatyzację, wolność gospodarczą w sensie doktrynalnym, z masowymi inkarceracjami, represjami wobec wszystkiego, co postrzegane jest jako dewiacja oraz próbą zapewnienia wyższego ratingu kredytowego, a następnie stworzenia atrakcyjnych miejsc do inwestowania w Salwadorze poprzez podmioty podobne do Charter City.

W naszym kraju o coś takiego zapewne chodzi Konfederacji ze Sławomirem Mentzenem na czele, jest to formacja polityczna podobna do ruchu Javiera Milei w Argentynie.

Więc macie w Polsce własnych kapitalistów na haju! Fascynujące. W ogóle nie słyszałem o tym gościu. Niesamowite.

To ta sama partia, która oferuje skrajny konserwatyzm obyczajowy, zakaz aborcji i tak dalej. Ideologicznie, Konfederacja stoi w zasadzie na dwóch nogach. Pierwsza to libertarianizm, minimalna rola państwa. Druga noga to etniczno-nacjonalistyczny fundamentalizm religijny. Podobnie jak Argentyńczyk Milei, Konfederacja łączy konserwatywne wartości z libertariańskimi podejściem do kwestii gospodarczych. Co trzyma razem tak pozornie sprzeczne nurty?

– Ten przedziwny mezalians ma swoją jasno określoną historię. Termin, którego używa się dziś do jego opisania, to paleolibertarianizm. Moim zdaniem jest on o tyle użyteczną kategorią, że został wymyślony przez samych paleolibertarian.

Zasadniczo powstał on po zakończeniu zimnej wojny. W Stanach Zjednoczonych przez dziesięciolecia funkcjonował front konserwatystów jednoczących się wokół antykomunizmu, sprzeciwiający się w szczególności antysowieckiej polityce całego okresu powojennego.

Z jednej strony była tak zwana stara prawica, czyli ci, którzy wierzyli w ideę, że w Stanach Zjednoczonych mogą i powinny istnieć różne formy prawne odpowiadające preferencjom religijnym i kulturowym różnych grup ludzi. Stara prawica była często dość otwarcie rasistowska i hierarchiczna w swoich przekonaniach, byli w zasadzie separatystami przekonanymi, że powinno istnieć prawo do nie-przebywania w pobliżu tych, z którymi nie chcesz przebywać. Mówiąc krótko, rząd nie powinien nikogo zmuszać do integracji.

Potem pojawiła się bardziej agresywna forma prawicowców w sferze polityki zagranicznej, neokonserwatyści. Wierzyli w walkę z Sowietami, w walkę z komunizmem w krajach Globalnego Południa, w wizję aktywnego szerzenia zarówno kapitalizmu, jak i demokracji. Tak więc założenie, że kapitalizm i demokracja są doskonale kompatybilne, najbardziej kojarzy się z neokonserwatystami lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Fukuyama był wówczas neokonserwatystą.

–  A potem zimna wojna się skończyła.

Tak. Pojawił się więc zjednoczony front neokonserwatystów i starej prawicy, który rozpadł się w zasadzie już pod koniec zimnej wojny. Gdy Związek Radziecki upadł, stara prawica powiedziała sobie: „Świetnie. Nie musimy już angażować się w sprawy globalne. Możemy skierować naszą uwagę na Amerykę i nie musimy już wydawać tak dużo kasy na wojsko, bo to tylko karmi korporacyjne tłuste koty w Nowym Jorku. Teraz możemy zająć się ważniejszymi sprawami, takimi jak trzebienie wpływów kultur innych niż biała i chrześcijańska wewnątrz granic naszego kraju”.

Stara prawica nie potrzebowała już neokonserwatystów.

Do tego czasu zaczęli już identyfikować się jako „paleokonserwatyści”, właśnie po to, żeby zaznaczyć swoją odrębność od neokonserwatystów. Na początku lat dziewięćdziesiątych znaleźli sprzymierzeńców w odnodze ruchu libertariańskiego, który nazwał się ruchem „paleolibertariańskim”.

Co konkretnie jest “paleo” w paleolibertarianach?

Paleolibertarianie uważali, że libertariańskie pomysły na organizację życia społecznego są skazane na porażkę.

Jak to?

– Paleolibertarianie wierzą, że kiedy już państwo przestanie istnieć, pojawi się tym większa potrzeba jakichś wewnętrznie wytworzonych form porządku, mających zapewnić, że nie rozpłyniemy się w hobbesowskiej anarchii. Uważają więc, że libertarianizm wymaga wspólnej religii, a nawet wspólnoty etnicznej czy rasowej.

W latach dziewięćdziesiątych stworzyli więc sojusz, paleolibertarian i paleokonserwatystów. Oba ruchy wierzyły w potrzebę kultywowania wartości rodzinnych, tradycji jako sposobu na ustrukturyzowanie przyszłego społeczeństwa, a także wierzyli w decentralizację i odejście od istnienia silnego państwa w kierunku bardziej lokalnych form organizacji, a nawet rozwiązania istniejących państw.

Na początku lat dziewięćdziesiątych w Europie Środkowej i Wschodniej nastąpiło szereg zmian w tym właśnie duchu.

Rozpad ZSRR był dla tych ludzi wielką inspiracją, ponieważ pokazał, że nawet granice takiego imperium nie są wieczne. Zdaje się, że idea etnonacjonalizmu dostała mocny zastrzyk energii dzięki rozpadowi Związku Radzieckiego, a nawet byłej Jugosławii.

Patrzyli na byłą Jugosławię, biorąc to za dobry znak. Udowodniło im to, że tak naprawdę nie da się istnieć w oparciu o jakąś sztuczną wieloreligijną ideologię państwową, że krew jest gęstsza niż woda i dlatego zawsze wraca się w końcu do życia we wspólnotach religijnych lub etnicznych. I tego samego chcieli w Stanach Zjednoczonych.

Swoje hasła wypróbowali w pierwszej kampanii Patricka Buchanana, populistycznego kandydata starającego się o nominację partii Republikańskiej w wyborach prezydenckich. Stanął przeciwko George’owi HW Bushowi, który co prawda przegrał, ale zdobył bardzo silny wynik. Historycy bardzo przekonująco wykazali, że jego kampania w 1992 roku była czymś w rodzaju precedensu dla dokładnie tej samej retoryki i strategii wyborczej, której Trump użył wiele lat później.

Twierdzisz, że to zjawisko jest coraz bardziej globalne.

Ten paleowolnościowy model został wyeksportowany z USA bezpośrednio do Niemiec i dał ideologiczne podwaliny Alternatywie dla Niemiec (AfD). Powstał wtedy paleolibertariański magazyn o nazwie Eigentumlich frei [“Własnowolność”] i facet o nazwisku Andrè Lichtschlag pisał tam mnóstwo rzeczy typu: „oto jak można połączyć bycie antymuzułmańskim, antyimigranckim i pro-rynkowym. Oto wasz podręcznik”.

Z takiego właśnie świata wyrosła obecna niemiecka nowa prawica. To samo dzieje się w Brazylii, gdzie internetowi vlogerzy, blogerzy i youtuberzy, którzy odegrali kluczową rolę w budowaniu bardziej młodzieńczej bazy ruchu Bolsonaro, bezpośrednio czerpią z tego rodzaju paleolibertariańskiego modelu.

Wygląda na to, że macie teraz swoich własnych paleolibertarian w Konfederacji. Gratulacje!
Trzeba im natomiast przyznać, że to na swój sposób genialne połączenie. Paleolibertariańska retoryka świetnie trafia do tych wszystkich zniechęconych ludzi, którzy przez ostatnie 30 lat słuchali bzdur, o tym, że jeśli tylko będą wstawać wystarczająco wcześnie i ciężko pracować, końcu odniosą sukces. W pewien sposób obnaża to cynizm  intensywnej globalizacji i przemawia do ludzi z ironią i dosadnością w sposób, do którego przyzwyczaili się również dzięki mediom społecznościowym i popkulturze.

I oczywiście zahacza też o temat pokrzywdzonej męskości, co zawsze sprawdza się w niektórych środowiskach.

A jak to się ma do rozwoju nowej, cyfrowej gospodarki? Miliarderzy z Doliny Krzemowej, w tym głównie Peter Thiel, są wielkimi zwolennikami – i sponsorami – tej nowej mieszanki paleoprawicowych, altprawicowych wolnościowych ruchów.

 – Kwestia rozwoju gospodarki cyfrowej jest tu naprawdę kluczowa i stanowi coś w rodzaju…

– dążenia do transcendencji świata realnego.

Ten rozdział rozpoczął się u progu XXI wieku wraz z eksplozją przestrzeni technologicznej dla inwestorów, która jest postrzegana jako rodzaj nowej granicy rozwoju gospodarczego, działalności gospodarczej, innowacji, a w efekcie niesie odkrycie czegoś, co wydawało się już dawno odkryte – niezagospodarowanej otwartej przestrzeni, która tym razem została przeniesiona w przestrzeń cyfrową. I dokładnie tak opisują to przedsiębiorcy technologiczni i wizjonerzy tamtego okresu.

Był to wyraz ekscytacji ludzi wizją nowej przestrzeni, która miała zostać utowarowiona, zamknięta, podzielona, z nowymi prawami własności, które miały teraz obowiązywać online zamiast w świecie rzeczywistym.

Wraz z tym przyszła świadomość nie-naukowych podstaw dobrobytu ostatnich 25 lat. To, czy jesteś bogaty, czy nie, nie opiera się na twojej ciężkiej pracy. To po prostu postawienie właściwego zakładu we właściwym czasie, na przykład kupno domu, odnowienie go, pozbycie się go, zakup odpowiednich akcji, wejście i wyjście we właściwym czasie…

– Kryptowaluty to w zasadzie to samo, tylko na sterydach.
Dokładnie. Ta wizja polityki jako doradztwa inwestycyjnego jest czymś, o czym dużo myślałem przez ostatnie lata i wspomniałem o tym mimochodem w mojej książce. Idea „ucieczki do bezpieczeństwa”, coś, co pochodzi z sektora finansowego – „OK, jest niepewnie, co robisz? Kupujesz złoto, inwestujesz w aktywa, które przez lata były uważane za bezpieczne” i tak dalej.

Jaki byłby polityczny odpowiednik tej ucieczki w bezpieczne miejsce?

 – Oferujemy ci silne granice przeciwko “Innym” i gwarantujemy, że interwencja państwa nie stanie ci na drodze ku dobrobytowi. I nie musisz się martwić, że ktokolwiek będzie ingerował w to, jak prowadzisz swój biznes, żadnych instytucji podatkowych, egzekwowania prawa pracy. Nikt nie zmusi cię do tolerowania lub przyjmowania przekonań, które są ci obce, nie będziesz musiał się martwić, że ktoś oskarży cię o dyskryminację, bycie uprzywilejowanym itp. Takie poczucie bezpieczeństwa ci zapewniamy.

Cała reszta zależy od ciebie, ale świat należy do tych, którzy są gotowi po niego sięgnąć, twój los jest w twoich rękach.

 – Dokładnie. Oferują ochronę przed wszystkim, co wydaje się poza twoją kontrolą: przed większymi zmianami społecznymi, imigracją, organizacjami międzynarodowymi i tak dalej. To jest motto Brexitu, “odzyskamy kontrolę”. Jedyne, o co musisz zadbać, to zarabianie na życie w tej libertariańskiej utopii absolutnie nieskrępowanych wolnych rynków, a to jest całkowicie pod twoją kontrolą. Na tym, moim zdaniem, polega istota anarchokapitalistycznej utopii, która dzisiaj puka do naszych drzwi.

Quinn Slobodian – jest historykiem idei kanadyjskiego pochodzenia. Wykłada na Wellesley College w stanie Massachusetts. Jego najnowsza książka, „Crack-Up Capitalism: Market Radicals and the Dream of a World without Democracy” (2023), ukazała się w kwietniu nakładem wydawnictwa Metropolitan Books. Poprzednia książka jego autorstwa, „Globalists: The End of Empire and the Birth of Neoliberalism” (2018), została przetłumaczona na sześć języków. W kwietniu br. ukaże się jego najnowsza książka „Hayek’s Bastards: Race, Gold, IQ, and the Capitalism of the Far Right” (Zone Books).

Jakub Kibitlewski: amerykanista. Studiował na Freie Universität Berlin i na Uniwersytecie Nowojorskim. Główny specjalista w Centrum Informacyjnym Rządu.

Miłosz Wiatrowski-Bujacz: ekonomista, doktorant na Wydziale Historii Yale University, dziennikarz.

 

Artykuł ukazał się w:
Przegląd Polityczny 189 2025

 

Skip to content