Jonathan Littell był już kiedyś w kijowskim Babim Jarze. A raczej znalazł się tam SS-Obersturmbannführer Max von Aue, obserwator i uczestnik masowego mordu Żydów między 29 września a 3 października 1941. Aue, postać fikcyjna jest protagonistą słynnej, opublikowanej w roku 2006 powieści Littella Łaskawe. Zawarty w niej opis rzezi uderza dosłownością, ukazując zarówno ofiary, jak i katów w ich rolach narzuconych lub wybranych. Rozstrzelano wówczas niemal 34 tysiące osób: mężczyzn, kobiet i dzieci. W Łaskawych Babiego Jaru jest nad miarę. Czytelnik zostaje wystawiony na próbę – precyzyjnie skonstruowany test nadmiaru cierpienia i grozy. Tymczasem druga wizyta pisarza w tym samym miejscu, niedawna, dowodzi, że Babi Jar zniknął. Z wąwozów pozostało niewiele, więc trudno się doszukać, gdzie właściwie odbyła się pięciodniowa Zagłada.

Littell wybrał się do Kijowa i do Buczy wraz z Antoine’em d’Agatą, francuskim fotografem. W książce znajdujemy mnóstwo zdjęć, stąd zapomniana już nieco pokusa, aby wierzyć, że autor reportażu noszącego tytuł Kłopotliwe miejsce oferuje nam prawdę o realnym świecie. Pisarz i fotograf długo błąkają się po okolicy w poszukiwaniu masowego grobu ofiar w parowie, a właściwie w całej sieci zapadlisk i rozpadlin. Niestety okazuje się, że właściwie Babiego Jaru już nie ma. Po egzekucji Niemcy zdecydowali się ekshumować ofiary rękami ocalałych Żydów w celu spalenia zwłok i zatarcia śladów, tak jak działo się to w Treblince czy w Bełżcu. Sukces odnieśli tylko połowiczny, na pełny nie wystarczyło czasu. Littell spodziewał się, że Sowieci będą postępowali na odwrót, chcąc utrwalić ślad masowej zbrodni, uszanować pamięć o pomordowanych. Fakty okazały się zaskakujące, gdyż zwycięzcy kontynuowali wysiłki pokonanych: wąwóz został zasypany, a teren wyrównany. Pojawiły się na nim budynki przeznaczone na nowe pawilony wielkiego Instytutu Psychiatrii, nigdy nie oddane do użytku, służące teraz za poligon dla armii niepodległej Ukrainy. Nieopodal rozrosła się współczesna dzielnica mieszkaniowa, zbudowano ascetyczną, drewnianą synagogę i małą cerkiew. Na dobrą sprawę Babi Jar stał się głównie wspomnieniem utrwalonym przede wszystkim w powieści Anatolija Kuzniecowa pod tym tytułem. Swego czasu autor miał w związku z nią poważne kłopoty z cenzurą.
Do roku 1991 w Babim Jarze nie byli pogrzebani Żydzi, lecz obywatele Związku Sowieckiego, ojczyzny proletariatu. Z początku starano się przemilczeć informacje na temat tożsamości ofiar: Otóż dla Stalina i dla całego ZSRR to, co nazywamy Holocaustem czy Shoah nie istniało, nie istniało nigdy, nie powinno istnieć. Littell cytuje Timothy’ego Snydera: Z perspektywy stalinowskiej liczyło się nie tyle zabijanie Żydów, ile możliwość interpretacji politycznej tej zbrodni. […] Odpowiedź Stalina na hitlerowską propagandę oznaczała napisanie od nowa historii Związku Radzieckiego: wszystkie ofiary morderczej polityki Niemców były „obywatelami sowieckimi”. W roku 1976 władze zgodziły się wreszcie na postawienie w miejscu Babiego Jaru pomnika, ale w ostatniej chwili usunięto z niego gwiazdę Dawida, a napis w języku ukraińskim o Żydach nie wspominał. W roku 1989 dodano jego wersję po rosyjsku i w jidysz, oczywiście alfabetem hebrajskim. Sytuacja zmieniła się dopiero po uzyskaniu przez Ukrainę niepodległości. Stopniowo upamiętnień zaczęło przybywać, ponieważ oprócz Żydów w parowie i jego sąsiedztwie pochowano również Ukraińców, Rosjan, Polaków, Romów, świeckich i duchownych, członków różnych ugrupowań politycznych i formacji partyzanckich.
Można więc powiedzieć, że Antoine d’Agata w swych poszukiwaniach Babiego Jaru, próbował znaleźć i udokumentować miejsce, które zmieniło się w nie-miejsce. Marc Augé określa je jako przestrzeń, której nie można zdefiniować ani jako tożsamościowej, ani jako relacyjnej, ani jako historycznej. Wprawdzie pierwotnie Babi Jar z pewnością stanowił miejsce tożsamościowe i historyczne, jednak najpierw naziści, a później Sowieci dołożyli starań, aby przestał takim być. Stąd rejestruje aparat francuskiego fotografa abstrakcyjną, nierozpoznawalną powierzchnię. Widać szare fragmenty bezlistnego lasu, szerokie koleiny na gruntowej drodze, anonimowe twarze. Jest zdjęcie archiwalne przedstawiające postacie w jarze już oczyszczonym ze zwłok – wyraz niemocy, bo tylko w ten sposób można nawiązać kontakt z przeszłością. Jest cień człowieka na betonowej chyba ścianie, przypominający cienie z Hiroszimy. Littell pisze w poczuciu bezradności: To miejsce wydaje się gładkie. Pamięć o Babim Jarze, tak jak resztki ciał, jest podziemna […] To pamięć szara, widmowa, utajona, lecz która tryska zewsząd, nawet z pełnego gorącej herbaty tekturowego kubka z Aromy. Trzeba skrobać, potem wybierać ziemię spod paznokci, obracać ją w palcach, chłonąć zapach, smakować, zobaczyć, jakie drobne wskazówki możemy tam znaleźć.
Jak pamiętamy, 24 lutego 2022 roku zaczyna się rosyjska inwazja na pełną skalę, toczy się bitwa o Kijów, najeźdźcy szybko docierają do podkijowskiego Irpienia, Buczy, Borodianki. Littell: W maju mogliśmy w końcu z Antoine’em wrócić do Ukrainy. Dzięki zleceniu od wielkiego francuskiego dziennika mieliśmy środki do pracy i swobodę, która się z tym wiąże. Bucza była już starą historią, jednak chcieliśmy zobaczyć sami, jak to miejsce wygląda. Daremny trud. Nie dlatego, byśmy nie próbowali.
Miasteczka i wsie nie „wyglądają”, obrócone w perzynę, pełne ruin, połamanych drzew, lejów po pociskach, wraków rosyjskich czołgów. W kostnicach zalega dużo wypełnionych czarnych worków, więc d’Agata pomaga fotografować trupy, żeby można je było później zidentyfikować i odnotować w rejestrach. W tych warunkach nie da się szukać materiału na dobry kadr. Ciała są do siebie podobne, zniekształcone twarze zlewają się ze sobą, dlatego fotograficznym rezultatem jest między innymi niemal jednolita płaszczyzna 98 szarych, zamazanych „portretów” nie do rozpoznania. Estetyzacja tej rzeczywistości – zarzut często stawiany próbom reprezentacji Zagłady w sztukach plastycznych, filmie i literaturze – w tym przypadku okazuje się właściwie niemożliwa. Horror stawia opór trudny do oswojenia, tradycyjne konwencje przedstawieniowe zawodzą nie tyle wobec spektakularnej potworności, ile wobec monotonii unicestwienia. Na jednym ze zdjęć z Buczy widnieje czarna dziura, najprawdopodobniej otwór po kuli. Szaroczarna gama barwna odejmuje okaleczonemu ciału wiarygodną rozpoznawalność, pozbawia je jakiegokolwiek związku z człowieczeństwem i dopiero uważne przyjrzenie się fotografii pozwala odkryć w lewym górnym rogu kilka ludzkich włosów.
Wśród cytatów zamieszczonych na końcu swojej książki o fotografii Susan Sontag przytacza słowa amerykańskiego malarza Jaspera Johnsa: Przedmiot, który mówi o utracie, zniszczeniu, zniknięciu innych przedmiotów. Nie mówi o sobie. Opowiada o innych przedmiotach – czy je wchłonie? Te zwłoki metonimicznie opowiadają o innych, równie martwych ciałach, nie wyróżniają się wśród nich, nie mają indywidualnej tożsamości. Czarna dziura wchłania cały obrócony w perzynę świat dookoła, wszystko.
Littell chyba dość dobrze zna język rosyjski, co pozwala mu nawiązać kontakt z tymi, którzy przetrwali. Ich historie są także do siebie podobne, mimo że niekiedy zawierają szczegóły niepowtarzalne. Przeżycie bywało dziełem przypadku: czasem najeźdźcy litowali się nad niedoszłymi ofiarami, częściej zabijać im się już nie chciało, bo może przesycili się mordem. Każda opowieść z osobna jest straszna, paraliżująca, ale kiedy staje się relacją kolejną, jedną z wielu, dzieje się z nią to samo, co z krajobrazem: nieuchronnie ulega prawu serii. D’Agata konstruuje niektóre fotogramy z kwadratów i prostokątów: profili jak z akt policyjnych, portretów umieszczonych na nagrobkach, żywych ciał skulonych pod kocami na łóżkach. I znów: to nie estetyzacja, a kapitulacja w obliczu zwielokrotnionego bólu. Na marginesie pisarz zastanawia się nad oprawcami, dochodząc do wniosku współbrzmiącego ze znaną formułą Hannah Arendt o banalności zła:
Jeśli próbuję wyobrazić sobie człowieka, który torturuje na śmierć innego człowieka, a potem go zostawia nawet nie dobijając, żeby się zajadać sałatką z majonezem, wymieniając sprośne dowcipy z kolegami, dostaję zawrotu głowy, staję przed czarną dziurą w umyśle i nieprzekraczalnym horyzontem zdarzeń, przed którym każda myśl zaczyna migać niczym czerwona lampka, po czym znika, wchłonięta bezpowrotnie. Wówczas powstaje pokusa, by uchwycić się jakiegoś modelu, idei, która posłużyłaby za etykietkę, nie wyjaśniając niczego. Na przykład mógłbym sobie powiedzieć: „Ten człowiek jest nienormalny, był bity przez ojca albo został w dzieciństwie zgwałcony, to człowiek dotknięty traumą, psychotyk”, Ale gdyby trzeba było być wariatem, by robić tego rodzaju rzeczy, Ukraina nie wypełniłaby się od jednej granicy po drugą innymi Buczami, […] wszystkimi tymi Babimi Jarami na małą skalę. Zabrakłoby wariatów, nawet w rosyjskiej armii. Nie, człowiek, który to zrobił jest człowiekiem normalnym. […] To zwyczajny człowiek, człowiek taki jak wy i ja. Czarna dziura w ciele, czarna dziura w umyśle.
Po pobycie w Buczy autorzy książki wracają do Kijowa. Littell rozmawia z ludźmi pamiętającymi traumatyczną przeszłość, a przy okazji krytycznie przygląda się zbiorowej pamięci społeczeństwa. Powołując się na książki historyków, między innymi na Snydera, wyjaśnia na użytek czytelnika zachodniego, czym była Organizacja Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińska Powstańcza Armia. Streszcza ideologię, wspomina o antysemityzmie, krwawych czystkach etnicznych na Ukrainie zachodniej – epizodach, o których większość młodzieży i średniego pokolenia nie wie lub wolałaby nie wiedzieć, ponieważ nie przynoszą chluby. W ich perspektywie UPA to przede wszystkim partyzantka stawiająca długotrwały opór Sowietom, tak jak teraz siły zbrojne walczące z agresją rosyjską, dlatego dziś dla wielu zwykłych Ukraińców ci ludzie są bohaterami, a kult Bandery i UPA pozostaje w Ukrainie rzeczywistością. W rozmowie z Littellem dyrektor Ukraińskiego Instytutu Pamięci Narodowej Anton Drobowycz twierdzi jednak, że Bandera to nie jest postać historyczna, to emblemat. Pusty znak. Trudno zresztą inaczej interpretować zachowanie kibiców klubu piłkarskiego Metalist Charków, którzy na meczu skandowali nazwisko szefa OUN-B. Wszak historycznie rzecz biorąc, nie miał on żadnego związku z północnym wschodem kraju. Dodam, że zawołanie Chwała Ukrainie! i odpowiedź Chwała bohaterom! całkowicie oderwały się od ich pierwotnego kontekstu. Posługują się nim od początku wojny nie tylko prawie wszyscy Ukraińcy, także ci mówiący na co dzień po rosyjsku, ale również osoby sympatyzujące z Ukrainą poza jej granicami.
Powtórzę: Babiego Jaru właściwie już nie ma, natomiast Bucza została odbudowana i jako miasto przywrócona do życia. Ale powstała ważna, obszerna książka z licznymi ilustracjami, a w niej Babi Jar nadal trwa poprzez swą nieobecność. Natomiast Bucza straszy płytkimi grobami.
Marek Wilczyński