Sprawiedliwość w czas zarazy | Przegląd Polityczny 169/170

ZNALEŹLIŚMY SIĘ w szczególnym punkcie historii pandemii COVID-19. Jeśli do niedawna kluczowe znaczenie z punktu widzenia etycznego miało umożliwienie sprawiedliwego i wolnego od dyskryminacji bądź nieuzasadnionego uprzywilejowania w dostępie do szczepionek w wymiarach narodowych i międzynarodowych, dziś decydujące znaczenie ma zmierzenie się z odmową zaszczepienia się przez znaczną część społeczeństwa. W Polsce problem ten dotyczy nawet jednej trzeciej populacji. Musimy zdecydować, jakimi metodami (perswazją, zachętami czy może szykanami) nakłaniać obywateli do zaszczepienia się. Aspekt moralny tego zagadnienia w większym stopniu dotyczy osobistej odpowiedzialności obywatela, który korzystając z odporności zbiorowej nie przyczynia się do jej powiększenia. Wymiar publiczny występującej tu sytuacji moralnej wbrew pozorom nie zawiera poważnego dylematu. Bezpieczeństwo publiczne z zasady ma przewagę nad indywidualnym prawem do nietykalności cielesnej oraz decydowania o świadczeniach medycznych, które chce się przyjąć. Dlatego między innymi wiele szczepień jest obowiązkowych. Przedmiotem dyskusji są granice nacisku, jaki mogą stosować władze publiczne względem osób odmawiających szczepienia. Dyskusje na ten temat toczą się wartko, co kontrastuje z milczeniem odraczającym wiele innych moralnych kwestii. Drugim przykładem kwestii etycznej związanej z pandemią, jaka przebija się w dyskursie publicznym, jest problem zasad udostępniania respiratorów. Jest to wprawdzie zagadnienie ekscytujące dla opinii publicznej, lecz w odniesieniu do zadania, jakim jest minimalizacja strat w ludziach w czasie pandemii, ma ono akurat znaczenie marginalne. W tym sensie jest to raczej medialny „temat zastępczy” niż dowód moralnej wrażliwości mediów i opinii publicznej w kontekście pandemii. Niestety, gdy chodzi o moralną odpowiedzialność systemów zdrowia publicznego, a także firm farmaceutycznych z punktu widzenia sprawnego udostępniania i efektywnej dystrybucji szczepionek, mamy do czynienia z moralnym rozczarowaniem – i to w skali globalnej.

Występują tu wszelako znaczne różnice między krajami. Przykładem kraju, w którym zarządzaniu pandemią towarzyszy poważna troska etyczna jest Francja. Również Francja jest tym krajem, który w sposób najbardziej zdecydowany domagał się uwolnienia licencji na produkcję szczepionek przeciwko COVID-19, zaś apel w tej sprawie podpisało wiele znaczących postaci życia publicznego. Polskich lekarzy w zasadzie nie udało się zainteresować podpisywaniem analogicznego apelu. Niestety, prace nad uwolnieniem praw do produkcji szczepionek postępują bardzo powoli, a największe firmy farmaceutyczne są w tej materii dość oporne. Unia Europejska natomiast wciąż jest daleka od podjęcia decyzji legislacyjnych wymuszających uwolnienie licencji. Przedłużanie procesów negocjacyjnych sprawia, że zapewne szczepionki są znacznie mniej dostępne – zwłaszcza w krajach mniej zamożnych – niż byłoby to możliwe w przeciwnym wypadku. Ten stan rzeczy wyraża się w pewnej, zapewne bardzo dużej liczbie zgonów, których można było uniknąć. Niestety, już sam fakt, że liczba ta jest trudna do ustalenia, sprawia, że sumienia narodów nie wydają się przez fakt tej straty szczególnie poruszone. To samo dotyczy niepotrzebnych zgonów, do jakich doszło w poszczególnych krajach. W Polsce liczba nadmiarowych zgonów (w wyniku COVID-19, jaki z powodu ograniczeń dostępu do świadczeń medycznych dla innych pacjentów) przekroczyła już, licząc od początku pandemii, 120 tysięcy. Z całą pewnością znaczącej części tych śmierci dałoby się uniknąć lepiej zarządzając kryzysem epidemicznym. Jako że jednak nie ma możliwości wykazania, kto i z jakiego konkretnie powodu stracił życie, odpowiedzialność się rozmywa, a katastrofa – również moralna katastrofa – polegająca na utracie tak wielu ludzkich istnień nie jest przedmiotem publicznej debaty. Samo w sobie to przemilczenie tylko ową katastrofę pogłębia. Być może musi upłynąć znacznie więcej czasu, zanim liderzy opinii publicznej odważą się podjąć ten bolesny temat.

Obecnie jednak, patrząc wstecz na historię epidemii, możemy powiedzieć, że w wielu krajach nie ukonstytuowała się świadomość, iż nadrzędną zasadą zarządzaniu kryzysem epidemicznym jest uniknięcie maksymalnie dużej liczby zgonów, których da się uniknąć. Władze publiczne w Polsce, a nawet władze medyczne i eksperci (dopuszczani do zarządzania kryzysem wyłącznie w trybie doradczym!) ani razu nie wyartykułowały publicznie tej zasady, co pozwala sądzić, że nie były jej w pełni świadome. Skutkowało to budzącym zażenowanie „przetargowym” sposobem układania kolejności grup mających dostęp do szczepionek. Początek procesu priorytetyzowania naznaczony był działaniem lobbystów poszczególnych grup (jak np. prokuratorów) i żenującymi sporami o pierwszeństwo, w których nie padały żadne konkretne argumenty naukowe odnoszące się do przewidywalnych skutków epidemiologicznych alternatywnych decyzji. Tak jakby nikogo nie interesowało, ile osób może umrzeć w wyniku takiej bądź innej decyzji administracyjnej odnośnie do uprzywilejowanego dostępu tej bądź innej grupy do szczepień. Wymownym przykładem tej dezynwoltury było pierwsze rozporządzenie polskiego rządu (z dnia 15.01.2021) w sprawie kolejności szczepień. Nie było w nim mowy o osobach przewlekle chorych, pacjentach onkologicznych ani w ogóle o jakichkolwiek chorych. Nie odbyła się żadna debata ekspercka na temat wyboru pomiędzy strategią maksymalnie szerokiego szczepienia pierwszą dawką a strategią szczepienia dwiema dawkami z zachowaniem optymalnego, zalecanego przez producentów, odstępu czasu przed ich przyjęciem. Jako oczywistą samą przez się przyjęto ten drugi sposób postępowania – być może instynktownie kierując się nieprzemyślanym etycznie poczuciem, że dobro (szczepionka) raz uchwycone przez beneficjenta powinno należeć do niego w całości (pełne zaszczepienie w jak najkrótszym czasie).

Już sam początek pandemii nosił znamiona kryzysu moralnego. W wielu krajach, w tym również w Polsce, społeczeństwo zostało skonfrontowane z gwałtownym autorytaryzmem władz publicznych, które w trybie typowym dla zagrożenia wojennego, nie bacząc na względy prawne i właściwą komunikację ze społeczeństwem, podjęły nader surowe środki zapobiegawcze, celem opóźnienia rozwoju epidemii i zyskania czasu na przygotowanie służb medycznych. W Polsce tryb nadzwyczajny i całkowity lock down został wprowadzony na podstawie zwykłych rozporządzeń ministerstwa zdrowia – bez wymaganego umocowania ustawowego. Będąc jak najdalszym od podważania samej natury tamtych decyzji, konstatuję wywołujący moralną konfuzję fakt, iż wolności osobiste w szczególnych okolicznościach okazują się bardzo kruche i niepewne, a zdolność społeczeństwa do egzekwowania swych praw do właściwej informacji i zachowania przez władze właściwych procedur prawnych jest niewielka. Było to ważne i rozczarowujące doświadczenie społeczne.

Jeszcze większym rozczarowaniem okazał się przyjęty arogancki sposób zarządzania kryzysem, który dawał pierwszeństwo interesom wizerunkowym i politycznym władzy (a następnie korzyściom ekonomicznym) przed zasadą podporządkowania się wiedzy eksperckiej i nadrzędnej zasadzie postępowania w stanach nadzwyczajnych, jaką jest unikanie wszystkich zgonów, jakich da się uniknąć. Nie przygotowano zespołu naukowo-eksperckiego, który byłby wyposażony we właściwą infrastrukturę i fundusze na pozyskiwanie i przetwarzanie danych,  a na wpół nieformalne zrazu i nieznane opinii publicznej oraz arbitralnie skonstruowane zespoły ekspertów (na czele z szesnastoosobową Radą Medyczną przy premierze) wspierających rząd otrzymały zaledwie status doradczy. Rząd nie czuł się i nadal nie czuje się w obowiązku w pełni wykonywać zaleceń ekspertów dysponujących symulacjami i prognozami odnoszącymi się do alternatywnych scenariuszy rozwoju wydarzeń i alternatywnych decyzji władz. Nie powstało też centrum ogólnokrajowe ani centra regionalne o charakterze logistycznym, służące organizacji ruchu pacjentów, w związku z czym obłożenie „oddziałów covidowych” było w skali kraju niebywale nierównomierne, a w wielu przypadkach oczekiwanie przez pacjentów w karetkach na przyjęcie do szpitala przeciągało się do kilkunastu godzin. Wiedzę ekspertów traktowano i nadal traktuje się wybiórczo, mieszając ją w procesach decyzyjnych z potocznymi intuicjami „zdrowego rozsądku”, względami polityczno-wizerunkowymi oraz ekonomicznymi. Prowadzi to do znacznej dezynwoltury i z pewnością nie gwarantuje unikania wszystkich zgonów, jakich da się uniknąć. Niemniej jednak sam fakt, iż zarządzanie kryzysem przynosi skutek, czyli maleje liczba zgonów a rośnie liczba zaszczepionych całkowicie wystarcza do tego, aby opinia publiczna była zadowolona z rządu, nie mówiąc już o samozadowoleniu polityków. Zwycięzcom nie zadaje się pytań, a niepotrzebne ofiary nie mają już głosu. Postępy w wychodzeniu ze stanu ciężkiej epidemii dostatecznie tłumią odruchy żałoby publicznej oraz wątpliwości moralne, aby ani jedno, ani drugie nie przebijało się szerzej na forum publicznym. Również ten fakt oceniam jako moralną porażkę społeczeństw i instytucji. W Polsce jak dotąd nie odbyła się żadna państwowa uroczystość żałobna upamiętniająca ofiary COVID-19, a inicjatywy tego rodzaju podejmowane przez środowiska opozycyjne wobec władzy spotykały się z policyjną pacyfikacją.

Dezynwoltura polskiego rządu doprowadziła do drastycznej nierównowagi w dostępie do świadczeń medycznych pacjentów chorych na COVID-19 oraz pozostałych ciężko chorych. Ta oczywista nierównowaga nie stała się zresztą przedmiotem żadnej publicznej ani instytucjonalnej debaty. Podporządkowanie całego niemalże systemu ochrony zdrowia zwalczaniu epidemii traktowano jako moralną oczywistość i usprawiedliwienie dla dowolnego i w zasadzie niekontrolowanego ograniczania pomocy medycznej dla dużych grup pacjentów, łącznie z chorymi onkologicznie. Wynikłe stąd straty w ludziach nie są monitorowane, przez co można je – w wymiarach politycznych – potraktować jako „niebyłe”.

Nieetyczna zasada unikania wiedzy i odpowiedzialności wynikającej z posiadanej wiedzy kierowała rządem również w odniesieniu do skali i metodologii przeprowadzania testów. Najwyraźniej unikano testowania populacyjnego, pozwalającego oceniać stan epidemii w poszczególnych regionach i grupach społecznych. Testów wykonywano w Polsce istotnie mniej niż w innych krajach UE, a ich charakter nie był statystyczny, lecz diagnostyczny. Z reguły testowano (i nadal testuje się) osoby wykazujące objawy chorobowe. Unikaniu pełnej informacji epidemiologicznej towarzyszyła bardzo skąpa informacyjnie i rapsodyczna komunikacja rządu ze społeczeństwem, które zdane było na krótkie konferencje prasowe ministrów oraz medialne wypowiedzi kilku ekspertów, którzy szybko stali się celebrytami. Pogłębione analizy statystyczne były dostarczane mediom przez specjalistów pracujących na własną rękę; z tych prywatnych i nieautoryzowanych źródeł w sposób nieformalny korzystały też instytucje publiczne. Jednocześnie zarządzaniu epidemią towarzyszyły potężne skandale korupcyjne w ministerstwie zdrowia – w zasadzie całkowicie bagatelizowane przez rząd i w pełni podległą rządowi prokuraturę.

Gdyby w czasach przed epidemią przyszło nam odpowiedzieć na pytanie, jak państwo i społeczeństwo mogłoby zareagować na hipotetyczną katastrofę tego rodzaju, zapewne nasze odpowiedzi bardzo odbiegałyby od tego, co wydarzyło się faktycznie. Zapewne spodziewalibyśmy się od naszych rządów powagi i rozwagi, najdalej idącej współpracy i respektu dla zaleceń gremiów eksperckich. Zapewne też nie przyszłoby nam do głowy, że problem ryzyka dyskryminacji pacjentów „niecovidowych” nie byłby od początku przedmiotem troski władz medycznych albo że można by układać kolejki do szczepień bez przeprowadzania symulacji i analiz epidemiologicznych różnych możliwych wariantów takich kolejek. Jako bioetyk mógłbym się spodziewać, że tak jak to faktycznie miało miejsce w niektórych krajach, również w Polsce zarzadzaniu kryzysem będzie towarzyszyła świadomość bioetyczna, na czele z jasno wyartykułowaną zasadą maksymalnie skutecznego unikania zgonów.

Rzeczywistość okazała się zupełnie inna od takich rozsądnych przecież oczekiwań. W zarządzaniu systemem ochrony zdrowia i szczepieniami w czasie pandemii panował chaos, nieustanna zmienność i niespójność decyzji, zła, spóźniona i niejasna informacja, zła logistyka, marnotrawstwo, nierównomierność i nieproporcjonalność stosowanych środków, a więc wszelkie wady działania ad hoc, kierowanego w sposób nazbyt centralistyczny, co daje złudzenie kontroli, lecz zmniejsza elastyczność systemu i efektywność. Komentatorzy zgodnie oceniają całość działań rządu w taki sposób, jakkolwiek w różnym stopniu obwiniają rząd o zaniedbania i nieudolność. Bardzo rzadko natomiast spotyka się formułowanie zarzutów wobec rządu w kategoriach winy moralnej. Można odnieść wrażenie, że etyczny sposób myślenia z zasady jest obcy debacie nad kwestiami zdrowia publicznego. Jeśli to prawda, jest to prawda wyjątkowo gorzka, oznacza porażkę nie tylko środowiska bioetycznego, ale również nas wszystkich.

Dające się uniknąć, czyli niejako „zbędne” śmierci to zawsze śmierci cudze. Do natury pandemii należy to, że komentują ją ci, co przeżyli, a więc – nieuchronnie – świadkowie jej ustępowania i kresu. Nawet najgorzej obsługiwana przez rząd pandemia ma swój koniec, wobec czego wszelkie, nawet najbardziej nieudolne działania rządu można określić jako skuteczne. A tego, jak skuteczne mogły być działania alternatywne, nie da się ex post, ustalić. W połączeniu z naturalnym zjawiskiem subordynacji i dyscypliny społecznej, nakazującej skupiać się wokół władzy w sytuacjach zagrożenia, rządy mogą się nie obawiać masowego potępienia swojej ewentualnej nieudolności. Po szczęśliwym zakończeniu pandemii nikt nie będzie chciał (ani nie będzie umiał) w sposób dostatecznie wiarygodny i udokumentowany badaniami wracać do przeszłości, aby rozliczyć rząd. Wszyscy będą chcieli o niej zapomnieć. Dlatego nie możemy być pewni, że na błędach pandemii COVID-19 nauczymy się tyle, ile moglibyśmy się nauczyć, wykazując do tej nauki więcej chęci. A przecież nie jest to ostatnia pandemia.

Jan Hartman (1967) – bioetyk, profesor filozofii, ostatnio opublikował: „Etyka! Poradnik dla grzeszników”, Warszawa (2015); „Pochwała litości. Rzecz o wspólnocie”, Kraków (2017), „Polityka. Władza i nadzieja”, Warszawa (2017), „Pochwała wolności”, Kraków (2020).

 

Artykuł ukazał się w:
Przegląd Polityczny 169/170 2021

 

Skip to content