Czy jest miejsce dla polityki w czasie wojny? | Piotr Andrusieczko (PP 178/2023)

 

WOJNA DOPROWADZIŁA do monopolizacji ukraińskiej polityki pod różnymi względami. Cel dla wszystkich jest jeden i jest nim oczywiście zwycięstwo. A to wymaga jedności, co nie jest łatwe ze względu na wcześniejsze różnice ideowe i konflikty polityczne. W praktyce oznacza to, że głównym ośrodkiem politycznym w kraju jest dziś prezydent.

Podczas wojny wzmocniło się zainteresowanie ludności polityką (w pewnym stopniu polityką interesuje się 60 procent, bardzo interesuje się 29,9 procent), co jest całkowicie zgodne z logiką wojny. Wojna toczy się nie tylko na polu walki, ale również w sferze polityki i ideologii – czytamy w podsumowaniu badań opinii publicznej opublikowanych w styczniu 2023 roku przez Kijowski Międzynarodowy Instytut Socjologii.

To zaskakujący wniosek, który zdaje się przeczyć tezie wielokrotnie powtarzanej po 24 lutego 2022 roku, że polityka w Ukrainie się skończyła. Chociaż zapewne bardziej odpowiednie byłoby twierdzenie, że nie ma takiej polityki, którą znaliśmy przed 24 lutego ubiegłego roku.

Przed godziną „Z”

Od lat obserwuję społeczeństwo ukraińskie i zawsze wydawało mi się, że polityki jest tam dużo, nawet za dużo. W przełomowych momentach Ukraińcy zabierali głos i nie chcieli, by odbierano im prawo do wpływania na sytuację w kraju. Pod koniec lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku powstaje masowy opozycyjny Ludowy Ruch Ukrainy. W 1990 roku studenci w Kijowie organizują strajk głodowy w centrum Kijowa na ówczesnym Placu Rewolucji Październikowej – późniejszym Majdanie Niepodległości. Co więcej, radziecka władza w Ukrainie dopuściła studentów do trybuny w republikańskim parlamencie i, co ważniejsze, dała im telewizyjną antenę, spełniając w ten sposób niektóre ich żądania. 1 grudnia 1991 roku mieszkańcy Ukrainy poparli w referendum niepodległość. Za niezależną państwowością opowiedzieli się również mieszkańcy Donbasu i Krymu. Wkrótce też wybrano pierwszego prezydenta wolnej Ukrainy. W odróżnieniu od najbliższych sąsiadów z byłego Związku Radzieckiego Ukraińcy nie dali również później odebrać sobie prawa do decydowania o własnym losie. Chociaż ich głos próbowano „korygować” w procesie wyborczym, podobnie jak w Białorusi i Rosji, to jednak, gdy dochodziło do fałszerstw wyborczych lub kryzysu politycznego, wychodzili na Majdan. Tak było w 2004 roku, kiedy władza sfałszowała drugą turę wyborów prezydenckich, i w 2013 roku, kiedy próbowano odebrać Ukraińcom europejską przyszłość na rzecz przyszłości rosyjskiej.

A przy tym ukraińska polityka, nie zważając na Majdany i nadzieje znacznej części społeczeństwa, pozostawała skorumpowana z dużymi wpływami oligarchów. Stworzony na styku polityki i biznesu system okazał się elastyczny i – niestety – nad wyraz skuteczny.

W 2019 roku w wyborach prezydenckich aktor i komik Wołodymyr Zełenski pokonał „wyjadacza” politycznego i prezydenta Petra Poroszenkę. Na politycznego amatora zagłosowało ponad 73 procent wyborców. Ukraińcy zdecydowali się na ten wybór, mając dosyć starych elit politycznych, które hamowały reformy. Była to zarazem decyzja bardzo ryzykowna, zarówno ze względu na wewnątrzpolityczne podziały, jak i z powodu wyzwań związanych z Rosją.

W polityce wewnętrznej ta decyzja zapoczątkowała ostrą rywalizację między Zełenskim i Poroszenką. W oczach obecnego prezydenta i jego zwolenników, obraźliwie określanych jako „zełeboty”, Poroszenko stał się ucieleśnieniem starego, skorumpowanego systemu. Z kolei w opinii byłego prezydenta i jego środowiska politycznego, określanego równie obraźliwie jako „porochoboty”, Zełenski podporządkował sobie wymiar sprawiedliwości, bo jego nadrzędnym celem była rozprawa ze swoim najgroźniejszym przeciwnikiem politycznym, czyli Poroszenką. W rezultacie, gdy Rosja realizowała ostatnie przygotowania do napaści na Ukrainę, w styczniu 2022 roku, przed sądem w Kijowie toczyła się już sprawa przeciwko byłemu prezydentowi. Zarzucano mu nawet współpracę z rosyjskimi bojownikami w Donbasie, słowem – zdradę stanu. Sąd nie zdecydował się jednak na zastosowanie aresztu. Sam Poroszenko uznał sprawę za polityczną.

Jednocześnie Zełenski starał się walczyć z wpływami partii prorosyjskich, przede wszystkim z zasiadającą w parlamencie Platformą Opozycyjną – Za życie. Najpierw nałożył sankcje na jej przedstawicieli, a w końcu aresztował Wiktora Medwedczuka, osobę blisko związaną z prezydentem Federacji Rosyjskiej.

Partie na pauzie

24 lutego „zamroził” ukraińską politykę wewnętrzną. Wprowadzenie stanu wojennego przyniosło szereg ograniczeń, w tym dotyczących aktywności politycznych aktorów i środowisk obywatelskich. Zakazane zostały demonstracje i mityngi. Zgodnie z konstytucją objęto zakazem działalność partii i organizacji społeczno-politycznych podważających suwerenność i integralność terytorialną państwa. Do momentu zakończenia stanu wojennego zawieszono wybory wszystkich szczebli.

19 marca 2022 roku Zełenski podpisał dekret o zakazie funkcjonowania na czas stanu wojennego 12 partii politycznych. Wśród nich największe znaczenie miała zasiadająca w parlamencie Platforma Opozycyjna – Za życie, powszechnie uznawana za prorosyjską. Część jej deputowanych uciekła za granicę, niektórzy do Rosji. A wspomniany już Wiktor Medwedczuk zbiegł z aresztu domowego po rosyjskiej napaści i ukrywał się w Kijowie oczekując na wejście rosyjskiej armii. Ostatecznie został zatrzymany i następnie wymieniony na obrońców Mariupola. Sama frakcja Platformy Opozycyjnej uległa rozwiązaniu.

Parlament z ograniczonymi prerogatywami

Przed agresją życie polityczne skupiało się oczywiście w parlamencie. Po zwycięstwie Wołodymyra Zełenskiego wybory parlamentarne, które odbyły się w tym samym roku, wygrało pośpiesznie stworzone ugrupowanie Sługa Narodu, zdobywając 237 mandatów, co dawało mu większość w parlamencie. Z czasem jedność tej frakcji zaczęła się kruszyć, niemniej jednak stanowiła ona nadal poręczne zaplecze polityczne Biura Prezydenta Ukrainy. Każdy z ukraińskich prezydentów starał się kontrolować parlament, ale ten pozostawał bardziej lub mniej alternatywnym ośrodkiem, w którym toczyła się walka polityczna. Pod tym względem otoczenie Zełenskiego nie było wyjątkiem – przed rozpoczęciem rosyjskiej agresji współpracownicy prezydenta traktowali parlament jako „maszynkę do głosowania”.

Wojna ograniczyła jeszcze bardziej samodzielność parlamentu. Wynika to z obiektywnych potrzeb wojennych – decyzje muszą być podejmowane szybko. Do tego pierwszeństwo mają kwestie związane z bezpieczeństwem i obroną państwa, dlatego praktycznie nie ma inicjatyw ustawodawczych dotyczących innych spraw.

Parlament stał się faktycznie takim, o jakim marzyli ukraińscy prezydenci, i takim, o jakim, uważam, myślał i Wołodymyr Zełenski – to po prostu ustawodawczy departament Biura Prezydenta – mówi Serhij Rachmanin, deputowany opozycyjnej frakcji „Hołos” i wieloletni dziennikarz zajmujący się polityką.

Deputowani akceptują ten stan rzeczy, ale nawet w takiej sytuacji jest on potrzebny jako odrębny organ władzy. Rachmanin wskazuje chociażby na ryzyka związane z osłabieniem kontroli parlamentarnej nad wykorzystaniem środków budżetowych. W celu uproszczenia procedur i przyśpieszenia podejmowania decyzji część swoich pełnomocnictw w tej kwestii parlament delegował na rzecz rządu. Ale taka sytuacja rodzi pole do nadużyć. W lutym 2023 roku wybuchł skandal związany z zawyżonymi cenami na zakupy produktów dla armii przez ministerstwo obrony. Chodziło o miliardowe kontrakty, poleciały głowy. W tej sytuacji parlament przegłosował poprawkę, która zezwala na upublicznienie tego typu zakupów mimo stanu wojennego, co pozwoli ograniczyć zjawiska korupcyjne.

Wojna zmieniła całą logikę politycznego procesu w Ukrainie. Dotąd jego rytm wyznaczały kolejne wybory. Teraz wyborów nie ma, a to oznacza, że zamrożone zostały wszelkie nowe projekty polityczne, które zawsze pojawiały się wraz ze zbliżaniem się daty wyborów.

Zazwyczaj zainteresowani wsparciem takich projektów byli oligarchowie. Chodziło nie tylko o finansowanie, ale również o wsparcie medialne. To jednak zaczęło się zmieniać jeszcze przed rosyjską agresją. Parlament przegłosował prezydencką ustawę „o deoligarchizacji”, która miała utrudnić życie tym przedstawicielom wielkiego biznesu, którzy finansowali partie polityczne i posiadali media. W lipcu ubiegłego roku najbogatszy Ukrainiec Rinat Achmetow oświadczył, że należąca do niego grupa medialna rezygnuje na rzecz państwa z licencji wydanych dla jej kanałów telewizyjnych.

Można to uznać za „deoligarchizację” w praktyce. Ale trzeba też pamiętać, że rola telewizji podczas stanu wojennego uległa znaczącej zmianie. Stworzono tzw. wspólny maraton telewizyjny, w którym uczestniczą wszystkie najważniejsze kanały telewizyjne. Trudno więc mówić o jakieś konkurencji, również o konkurencji poglądów politycznych. O ile w pierwszych miesiącach po agresji rosyjskiej taki format był powszechnie akceptowany, o tyle rok po inwazji jest on coraz bardziej krytykowany.

Do tego trzy telewizje, które przypisuje się Petrowi Poroszence, zostały pozbawione możliwości nadawania na platformie cyfrowej, co zostało odebrane przez zwolenników byłego prezydenta jako akt wrogi politycznie. Ograniczenia w mediach związane z wojną są oczywiście największym problemem dla polityków opozycyjnych. W ten sposób stracili możliwość pojawiania się w publicznej przestrzeni. Na czas stanu wojennego zawieszono ponadto transmisje z obrad parlamentu, co również uderzyło przede wszystkim w polityków opozycyjnych.

Transformacja w lidera

24 lutego pokazał, jaką przemianę przeszedł Zełenski, chociaż zmiany można było zaobserwować już wcześniej. Po nieudanej próbie doprowadzenia do porozumienia z Rosją, Zełenski zaczął zmieniać swoją politykę. Kwintesencją tej transformacji były działania na rzecz deokupacji Krymu. W sierpniu 2021 roku w Kijowie odbył się szczyt nowej międzynarodowej inicjatywy dyplomatycznej Platforma Krymska. Zełenski jasno zapowiedział, że Ukraina będzie walczyć środkami politycznymi o odzyskanie swojego terytorium. W tle pobrzmiewał pewien podtekst wewnątrzpolityczny – kiedy Zełenski wskazywał, że poprzednia ekipa faktycznie porzuciła temat okupowanego półwyspu.

Ale przełomową decyzję w trakcie swojej prezydentury podjął po 24 lutego ubiegłego roku: odrzucił zachodnie propozycje ewakuacji i pozostał w atakowanej przez Rosjan stolicy. Zełenski, który był w polityce raptem od kilku lat, przy tym sprawując od razu najwyższą funkcję w państwie, zetknął się z wyzwaniami, z którymi mogliby sobie nie poradzić politycy znacznie bardziej doświadczeni.

Ocena państwa ukraińskiego i samego Zełenskiego okazała się błędna zarówno na Kremlu, jak i w zachodnich stolicach. Ukraina nie upadła w pierwszych dniach i tygodniach wojny, armia walczyła, a społeczeństwo ją wspierało. W ogromnym stopniu przyczyniła się do tego niezłomna postawa samego Zełenskiego, który swoim postępowaniem wzmocnił zarówno morale Ukraińców, jak i funkcjonowanie struktur państwowych. A także obudził w zachodnich partnerach wiarę w powodzenie sprawy ukraińskiej.

Wojna stworzyła z Zełenskiego przywódcę – sprawdził się jako prezydent czasu wojny, ale jakim będzie prezydentem po wojnie, to pytanie musi pozostawać otwarte.

Co po wojnie?

Dziś popularność Zełenskiego neutralizuje jego politycznych konkurentów. Miał on zresztą nad nimi przewagę jeszcze przed 24 lutego, ale teraz można mówić o przepaści między nim a jego głównymi oponentami. Wojna może okazać się politycznie śmiertelna dla najdłużej przebywającej czynnie w ukraińskiej polityce byłej premier Julii Tymoszenko. Start Zełenskiego w 2019 roku pogrzebał już wtedy jej szanse prezydenckie. Na początku rosyjskiej agresji Tymoszenko starała się jeszcze powalczyć o istnienie w przestrzeni medialnej – na początku marca ubiegłego roku organizowała ewakuację chorych z Kijowa do Polski, ale niecały rok później media informowały, że, nie zważając na wojnę, liderka Batkiwszczyny zafundowała sobie odpoczynek w Dubaju.

Lepiej radzi sobie Petro Poroszenko, który poprzez swoją fundację aktywnie pomaga ukraińskiej armii. Ale na tym polu jest spora konkurencja, która może po wojnie wpłynąć na ukraińską politykę. Jedną z największych organizacji pomagających armii jest Fundacja Serhija Prytuły – znanego prezentera radiowego i telewizyjnego, który już wcześniej ujawniał swoje polityczne ambicje. Teraz w różnych rankingach zaufania jego „partia”, której fizycznie nie ma, zajmuje nawet pierwsze miejsce. On sam po względem popularności wyprzedza Poroszenkę, ale jest dopiero na trzecim miejscu. Drugie po Zełenskim zajmuje naczelny dowódca Sił Zbrojnych Ukrainy Wałerij Załużny, chociaż on sam nie zdradza żadnych ambicji politycznych. Ale wpływ weteranów wojny na powojenny system polityczny będzie duży, przynajmniej podczas pierwszych wyborów parlamentarnych. Podobnie było w 2015 roku, kiedy w wyborach parlamentarnych na listach wyborczych pojawili się uczestnicy walk w Donbasie.

Wojna powoduje, że nie ma miejsca na publiczną krytykę Zełenskiego – czy, szerzej, władzy – ze strony oponentów politycznych. Przynajmniej na razie, bo po wojnie pytań, i to ostrych, będzie zapewne bardzo wiele – zwłaszcza jeśli chodzi o przygotowanie kraju do wojny. Ale już teraz Ukraińcy podkreślają, że nie zważając na wojnę, mogą swobodnie wyrażać swoje poglądy polityczne. A to, że nie ma publicznej krytyki władzy, nie znaczy, że zniknęła ona całkowicie. Jak i wcześniej jest ona widoczna w sieciach społecznościowych.

Obecnie głównym celem jest wytrwanie i wygranie. Tym samym wszystko, co dzieje się w polityce, podporządkowane jest temu celowi. Dlatego polityka teraz jest bardziej ascetyczna – tłumaczy ten stan rzeczy w Ukraińskiej Prawdzie Serhij Rachmanin. Ukraińcy optymistycznie patrzą w polityczną przyszłość swojego kraju. Ale jaka będzie ukraińska polityka po wojnie, prognozować dziś nie sposób, poza tym, że na pewno będzie inna.

Piotr Andrusieczko (1971) – dziennikarz, korespondent polskich mediów w Ukrainie. Etnolog, wykładowca w Akademii Pomorskiej w Słupsku. Mieszka w Kijowie.

 

 

 

Wydano w ramach linii projektowej „Mosty przyszłości. Polska i Niemcy dla Ukrainy” z przekazywanych przez Fundację Współpracy Polsko-Niemieckiej środków Ministerstwa Spraw Zagranicznych Republiki Federalnej Niemiec

Artykuł ukazał się w:
Przegląd Polityczny 178/2023

 

Skip to content